Drugi najwyższy szczyt Tatr zaliczony. Mieliśmy sporego farta
Kiedy organizator naszej wycieczki oznajmił, że dzisiaj nie uda się wjechać na Łomnicę, nie kryłam zawodu. Pogoda w górach bywa wyjątkowo zmienna, a w ubiegły weekend miałam okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Jednak kilka dni później okazało się, że mieliśmy sporego farta.
Postawienie stopy i wykonanie pamiątkowego zdjęcia na drugim najwyższym szczycie Tatr to marzenie wielu miłośników gór. Widok z wysokości 2634 m n.p.m. zapiera dech w piersiach. Ale zacznijmy od początku...
Pogoda potrafi być kapryśna
Wjazd na Łomnicki Szczyt zaplanowany mieliśmy na piątek 22 czerwca br. Dojechaliśmy kolejką do stacji pośredniej na wysokości 1751 m n.p.m. Przy Skalnatym Plesie można zjeść obiad, napić się piwa lub herbaty w urokliwej scenerii. My również skusiliśmy się na przerwę, w czasie której pierwsze skrzypce zagrały sulance, bryndzove halusky i kofola. W czasie, kiedy w najlepsze rozpieszczaliśmy swoje kubki smakowe słowacką kuchnią, pogoda postanowiła wyrządzić nam niemałego psikusa.
Silny wiatr i ulewny deszcz sprawiły, że kolejki na kilkadziesiąt minut przestały kursować. Po tym czasie zaczęły z powrotem transportować turystów, ale wjazd na górę byłby szczytem głupoty. Z poczuciem lekkiego niedosytu wróciliśmy więc na dół.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kefalonia. Tym zachwyca grecka wyspa
Szczęście się do nas uśmiechnęło
- Jeśli tylko pogoda dopisze, plan wjazdu na Łomnicę zrealizujemy w niedzielę - oznajmił organizator naszej wycieczki, co wywołało nieśmiałe uśmiechy u wszystkich uczestników. Tak też było. W niedzielę szczęście nam dopisało i udało się odhaczyć Łomnicę z listy tatrzańskich szczytów, na których planuję stanąć.
Pobyt na Łomnickim Szczycie trwa 50 minut. Po wjechaniu kolejką każdy dostaje specjalną kartę z numerem jazdy powrotnej, po jego ogłoszeniu należy jak najszybciej udać się w miejsce, z którego kolejka zabiera turystów na dół. Komunikaty wygłaszane są także w języku polskim. Nie ma co się temu dziwić, bowiem Polacy są zaraz po Słowakach drugim narodem, najczęściej odwiedzającym słowacką część Tatr.
Kiedy tylko wychodzimy z kolejki, metalowa konstrukcja na szczycie Łomnicy, przypominająca balkon, zamienia się w ściankę zdjęciową. Jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Tatrach, nic więc dziwnego, że każdy marzy o wykonaniu fotografii doskonałej.
Po zakończeniu kilkunastominutowej sesji zdjęciowej wreszcie można delektować się widokami, które dzięki dobrej pogodzie są wyjątkowo imponujące. Ze szczytu rozpościera się bajkowa panorama, która wygląda, jakby nie miała końca. Wspaniale prezentuje się Gerlach, Sławkowski Szczyt oraz Lodowy Szczyt. Dobrze widoczny jest również Krywań, Rysy i Wysoka. Dostrzec można także schronisko Teryego.
Z Łomnicy można wrócić na dół na kilka sposobów. Doświadczone osoby, kochające adrenalinę, mogą całą trasę pokonać na nogach, ale tylko w towarzystwie uprawnionego przewodnika. My jednak wsiadamy do czerwonego wagonika i po chwili jesteśmy już na wysokości Skalnatego Plesa. Tam przesiadamy się do drugiej kolejki, ale ostatni odcinek trasy pokonujemy w dość ciekawy sposób. Trzykilometrową asfaltową drogę przejeżdżamy na gokartach.
Po powrocie do Polski, kiedy z utęsknieniem wspominałam Tatry Słowackie, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że bądź co bądź szczęście nam dopisało i trafiliśmy na idealne okienko pogodowe. Zaledwie trzy dni później, dokładnie 29 czerwca, na Łomnicy spadł śnieg. Internet obiegły wówczas zdjęcia zabielonego krajobrazu u schyłku czerwca.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Z drugiej strony myślę, że ciekawie było zobaczyć to samo miejsce w dwóch zupełnie rożnych odsłonach. Za pierwszym razem mroczną Łomnicę otuloną burzowymi chmurami, zaś kolejnym - rozświetloną promieniami słońca.
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski