Dym w kokpicie, brak podwozia, odłamane skrzydło. Najbardziej dramatyczne lądowania w Polsce
Wystarczyły 4 słowa: "awaryjne lądowanie na Okęciu", by 10 stycznia cała Polska wstrzymała oddech. Na szczęście wszystko zakończyło się powodzeniem i nikt nie ucierpiał. To nie pierwszy taki przypadek na terenie naszego kraju.
Jak wyjaśniał w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik prasowy PLL LOT Adrian Kubicki, podczas środowego lotu piloci wiedzieli o awarii i mogli się do niej przygotować. W trakcie podchodzenia do lądowania wysunęły się wszystkie trzy części podwozia, ale nie doszło do blokady pierwszej części. - Załoga i pasażerowie mieli możliwość przygotowania się do takiego manewru, przednia część kadłuba otarła się o pas startowy - powiedział rzecznik LOT-u.
Podobnie było 1 listopada 2011 r., gdy również na Okęciu, doszło do awaryjnego lądowania, którym żyła cała Polska. Kapitana Tadeusza Wronę, który zdołał posadzić na ziemi maszynę bez wysuniętego podwozia, okrzyknięto prawdziwym bohaterem, a filmy z tego wydarzenia pokazywane są na szkoleniach pilotów jako wzorcowe.
Boeing 767 leciał z Newark w USA, a na pokładzie znajdowało się 231 osób. O istnieniu problemów technicznych załoga zorientowała się tuż po starcie. Po 30 minutach lotu poinformowała służby naziemne o usterce centralnego systemu hydraulicznego. Po 3 h o sytuacji wiedzieli także pasażerowie lotu 016. Pas startowy na Okęciu przygotowano do lądowania bez podwozia – został zalany piana przeciwpożarową. Boeinga na ostatnim odcinku eskortowały także dwa myśliwce F-16.
Na płycie lotniska czekały ekipy telewizyjne, które na żywo transmitowały wydarzenia. Uwieczniły bohaterskie lądowanie – samolot wylądował na drodze startowej 33. Nikomu nic się nie stało, maszyna nie stanęła w płomieniach, czego się najbardziej obawiano.
Cała Polska mogła także zobaczyć inne awaryjne lądowanie na warszawskim lotnisku. Na szczęście również zakończone sukcesem. Tym razem nie chodzi jednak o samolot pasażerski, ale wojskowy. Myśliwsko-szturmowy F-16 lądował awaryjnie w lipcu 2008 r. na Okęciu, po tym jak pilot odkrył dym w kokpicie. Lądowanie zostało pokazane w telewizji, co stanowi precedens. Rzadko kiedy do mediów przeciekają informacje o wojskowych samolotach.
W 1988 r. do awaryjnego lądowania zmuszony był pilot LOT, który sterował maszyną Antonow An-24 na trasie Warszawa-Rzeszów, z 29 osobami na pokładzie – 23 pasażerami i 6 członkami załogi. 2 listopada doszło do awarii obu silników, spowodowanej nie włączeniem przez pilota instalacji przeciwoblodzeniowej. Awaryjne lądowanie bez wysuniętego podwozia odbyło się poza lotniskiem, na polu w pobliżu wsi Białobrzegi. Niestety tu nie obyło się bez ofiar. Jedna pasażerka zginęła, kilka osób zostało rannych, a reszta wyszła z tego bez szwanku. Udało im się sprawnie ewakuować, a samolot po chwili spłonął.
Straszne chwile przeżyli także pasażerowie lotu 169 z Warszawy do Wrocławia 24 stycznia 1969 r. Na pokładzie samolotu An-24B PLL LOT było 48 osób, w tym 4 członków załogi. Pilot, mimo niewystarczającej widzialności (wynosiła 800 m, a wymagane było 1100 m), zdecydował się na lądowanie w gęstej mgle. Gdy maszyna była tuż nad ziemią zahaczyła o drzewo, w wyniku czego odłamała się część skrzydła. Następnie powaliła także dwie linie średniego napięcia i przewody trakcji kolejowej. Samolot dziobem zarył w ziemię, ale jakimś cudem ostatecznie wylądował szczęśliwie – nikt nie zginął.