Gdy bagaż leci bez właściciela. Konieczne może być nawet awaryjne lądowanie
Według przepisów niedopuszczalną sytuacją jest przewożenie bagażu bez pasażera na pokładzie. Co się dzieje, gdy prawda wyjdzie na jaw w czasie lotu? Przekonali się o tym ostatnio pasażerowie lecący z Irlandii do USA.
19.12.2017 | aktual.: 19.12.2017 14:38
Znacie to uczucie napięcia, kiedy czekacie po przylocie na bagaż, a on się nie pojawia na taśmie? Nic dziwnego, ponieważ to, że linie lotnicze gubią walizki lub omyłkowo zabierają na inne lotniska, jest standardem. Jeśli pasażer jakimś cudem zgubi swój bagaż – no cóż, trudno. Zdarza się. Ale sytuacja komplikuje się (nie tylko dla nas, ale też dla przewoźnika), gdy nadamy walizkę, ale z jakiegoś powodu nie znajdziemy się na pokładzie – bo np. utniemy sobie drzemkę w hali odlotów, przez co spóźnimy się na samolot, czy po prostu nie zdążymy na przesiadkę.
Taka sytuacja miała miejsce w połowie grudnia w samolocie należącym do linii Norwegian, lecącym z Londynu do Bostonu. Pracownik zgłosił incydent (obecność bagażu na pokładzie, brak właściciela) pilotom, a ci ku niezadowoleniu podróznych podjęli decyzję o awaryjnym lądowaniu w Dublinie. Po zostawieniu walizki w stolicy Irlandii, maszyna z 344 pasażerami ruszyła z 2-godzinnym opóźnieniem w dalszą podróż do Stanów Zjednoczonych.
Czy konieczne było tak radykalne działanie? Według przepisów tak, a decyzję pilotów należy pochwalić. Przed startem powinny zostać porównane listy pasażerów i załadunku. Często jednak weryfikuje się to w momencie, gdy maszyna wzbija się w powietrze lub nie robi się tego wcale. Lecz jeśli załoga zauważy niezgodność i nie zatai tego faktu, to zaczynają się problemy. Zgodnie z przepisami bagaż nie może polecieć bez właściciela. Gdyby samolot stał jeszcze na płycie lotniskowej, trzeba by było odnaleźć walizkę i ją wyładować, ale jeśli jest już w powietrzu, to musi możliwie szybko się jej "pozbyć".
Źródło: Travel+Leisure