Hiszpańska bajka w dobrej cenie. "Wszyscy mówili to samo"
- Dzień dobry, cześć, sami Polacy, wszędzie Polacy - słyszę, spacerując po Alicante. I jakoś mnie to nie dziwi, bo przecież przyleciałam z Gdańska, a 15 minut później wylądował kolejny samolot z Warszawy.
Do Alicante z Polski można dolecieć tanimi liniami z Warszawy, Gdańska, Katowic, Poznania i Krakowa. Bilet w jedną stronę kupimy od 93 zł.
Z Polski do Alicante
Lot z Gdańska w teorii trwa trzy godziny i 50 minut, ale w praktyce przekonałam się, że może być to znacznie krócej. - Nasz lot potrwa dwie i pół godziny - powiedział kapitan chwilę przed startem. Wszyscy myśleli, że się pomylił, ale to samo powtórzył po angielsku. I faktycznie, po dokładnie tym czasie wylądowaliśmy na słonecznym wybrzeżu Costa Blanca. Chwilę później na lotnisko wylała się kolejna fala Polaków. - Lecieliśmy godzinę krócej - powiedziała jedna z osób.
Stewardesa wychodząca z terminala skomentowała tylko z uśmiechem, że wiatr nam sprzyjał. Nie wnikając w szczegóły, udałam się na autobus do miasta. I tu pierwszy plus Alicante. Dojazd do centrum zajmuje tylko 30 minut, a bilet kosztuje 4,50 euro (ok. 19 zł). W mieście o tej porze roku nie ma tłumów ani kolejek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Dom w Hiszpanii kupisz bez gotówki. "Tu jest inna filozofia"
Alicante zimą
Pogoda w styczniu za dnia jest bardzo przyjemna. Nie bez powodu w ub.r. to hiszpańskie miasto zostało uznane za najbardziej słoneczne w Europie. Słońce świeci tam przez średnio 349 godzin w miesiącu. W styczniu temperatura sięga nawet 20 st. C. Wieczory są chłodne, ale ogrzać się można w licznych restauracjach i barach. Sporo z nich ma ogródki na zewnątrz, a w nich ogrzewacze.
Co ważne, noclegi w centrum miasta przed sezonem są bardzo tanie. Dwie noce dla dwóch osób można zarezerwować już od 300 zł. - W Polsce jest drożej - słyszałam na każdym kroku, bo i w restauracjach było bardzo przystępnie. Menu del dia (zestaw dnia) w wielu miejscach kosztowało 15 euro (ok. 63 zł). W tej cenie można było dostać przystawkę, drugie danie, deser i napój. Zestaw churrosów z czekoladą to koszt kilku euro. W mieście jest też bar z tapasami, gdzie sztuka kosztuje 1,70 euro (ok. 7 zł). Takie ceny w Polsce się już nie zdarzają.
Samo miasto to bajka, jakiej się nie spodziewałam. Liczyłam, że będzie pięknie, ale nie, że aż tak. Bajki nie spodziewali się też moi znajomi. Gdy zaczęłam publikować relacje z Alicante w mediach społecznościowych, po chwili dostałam kilka identycznych wiadomości. "Myślałam, że tam jest tylko deptak" - czytałam i śmiałam się w duchu, że wszyscy piszą to samo. I faktycznie wiele osób błędnie myśli, że Alicante to "tylko" plaża i deptak. A ten, choć piękny, nie jest jedyną atrakcją miasta. Ale od niego zacznijmy.
To musisz zobaczyć w Alicante
Explanada de España to szeroka, 500-metrowa promenada w Alicante, która jest jej znakiem rozpoznawczym. I nie chodzi wcale o to, że jest malowniczo położona i otoczona palmami. Zrobiona jest z falującej mozaiki i dzięki temu, niezależnie od pory dnia, wygląda po prostu pięknie.
Kolejnym miejscem, którego nie da się w Alicante przegapić, jest tzw. ulica grzybowa na Calle San Francisco. Znajdują się na niej rzeźby wielkich grzybów i grzybowych domków. Warto jednak wiedzieć, że jeszcze pod koniec lat 90. XX w. ulica ta nie cieszyła się zbyt dobrą reputacją. Kwitły tam nielegalne biznesy i dochodziło do drobnych przestępstw. Władze miasta i lokalni aktywiści postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zdecydowali, by ulicy nadać zupełnie nowy charakter. Ostatecznie na miejscu stanęły bajkowe rzeźby, które wywołują uśmiech na twarzy każdego, kto je mija.
Totalne must see tego miasta to zamek św. Barbary. Można do niego wjechać windą (wjazd kosztuje 2,70 euro, ale zjazd jest darmowy). Ale odradzam to każdemu, kto jest sprawny fizycznie, bo droga do zamku kryje mnóstwo klimatycznych zakamarków, więc byłoby ogromną stratą je przegapić.
Do zamku przez chwilę idzie się przez dzielnicę Barrio de Santa Cruz - to stara część Alicante i niewątpliwie jego najpiękniejsza część. Labirynt wąskich uliczek i schodów oraz kolorowe drzewa, krzewy i kwiaty sprawiają, że droga - choć pod górę - jest bardzo przyjemna i pełna "ochów" i "achów". Na trasie jest kilka tarasów widokowych, z których roztacza się piękny widok na panoramę miasta. Nie brakuje też instaspotów, gdzie można wykonać przepiękne zdjęcia do sieci lub po prostu na pamiątkę. Inna trasa wiedzie przez malowniczy park Parque de la Ereta, w którym na drzewach rosną mandarynki.
Sam zamek znajduje się na szczycie wzgórza Monte Benecantil. Cały kompleks jest gigantyczny, a co ważne, zwiedzać go można za darmo. Będąc na szczycie, można zobaczyć ruiny i mury obronne. Mnóstwo jest tam romantycznych zakamarków, ale jest też część wystawowa, na której można dowiedzieć się sporo o historii obiektu.
Na terenie zamku znajduje się restauracja i kawiarnia. Ale to, co w nim najlepsze, to widoki, jakie roztaczają się z jego murów na każdą stronę miasta. W oddali widać góry, bliżej nową część zabudowy, kamienice, a nad nimi dachy kościołów. Wzrok przykuwają też malownicze plaże (jedna z góry ma kształt serca) i marina oraz tramwaj, który kursuje nad wodą. To tam w głowie kołaczą mi się myśli "jak tu pięknie, na pewno wrócę".
Będąc w Alicante, warto wybrać się także do konkatedry św. Mikołaja, ale także darmowych muzeów: wody - u podnóża zamku oraz ognia - w centrum miasta. W tym miejscu można zobaczyć kolorowe figury, które co roku tworzone są na Święto Ognia w tym mieście.
Koniecznie trzeba też odwiedzić halę targową Mercado Central, której budynek już z zewnątrz zachęca do wejścia. Na miejscu można kupić... właściwie wszystko. Jest tu odzież, wyroby artystyczne czy rzemieślnicze i kwiaty. Ale warto się tam wybrać przede wszystkim ze względu na świeże owoce, wypieki, przyprawy, przekąski czy ryby i owoce morza.
Polskie Costa Blanca
W tej hiszpańskiej perełce spędziłam tylko dwa i pół dnia, a naładowałam baterie, jakby to był co najmniej tydzień. Jestem pewna, że jeszcze wrócę, bo to także wspaniała baza wypadowa do innych okolicznych miast, jak Villajoyosa, Benidorm czy Walencja. Dojechać do nich można tramwajem znad morza za kilka euro. Czego chcieć więcej? No może domu na wybrzeżu...
- Właśnie wracam z podpisania aktu notarialnego. Kupiliśmy dom. Już nigdy nie zabraknie nam słońca - mówi mężczyzna, który siedzi obok mnie w samolocie w drodze powrotnej.
Statystyki nie kłamią, a mój współtowarzysz podróży tylko to potwierdził. Nasi rodacy nie tylko chętnie latają na wybrzeże Costa Blanca, są także w czołówce nabywców nieruchomości w tym regionie. Wyprzedzają nas jedynie Brytyjczycy, Niemcy i Marokańczycy. Czy to idealne miejsce do życia? Być może, ale na urlop na pewno!
Czytaj też: Najbardziej słoneczne miasto w Europie