W PodróżyIran. Jedno z najbardziej hucznych świąt. Obchody trwają 12 dni

Iran. Jedno z najbardziej hucznych świąt. Obchody trwają 12 dni

Niewielka wioska Chooroo Nana leżąca w irańskim Kurdystanie tętni życiem, jakby była stolicą kraju. Przyjeżdżają tu kolorowo ubrani i roześmiani ludzie, którzy chcą przywitać nowy rok, rozpoczynając przy tym 12-dniowe świętowanie. Celebrują w ten sposób Nouruz.

Iran. Jedno z najbardziej hucznych świąt. Obchody trwają 12 dni
Źródło zdjęć: © Karol Fryta

26.04.2019 | aktual.: 28.04.2019 14:29

Chooroo Nana leży w północno–zachodniej części kraju. Bliżej stąd do Iraku niż stołecznego Teheranu. Jednak 20 marca 2019 r. (a w zasadzie 29 Esfand 1397 r., stosując kalendarz irański) jest najważniejszym miejscem w kraju, bo ciągną tutaj tabuny kolorowo ubranych i roześmianych ludzi. To przede wszystkim Kurdowie, ale także irańscy lub europejscy turyści, którzy przyjechali tutaj, aby zobaczyć, jak świętuje Nouruz góralska mniejszość.

Tradycja świętowania irańskiego nowego roku (Nouruz) sięga czasów, gdy na terenie starożytnej Persji wyznawano zaratusztrianizm. Obecnie w Iranie to jedno z najbardziej hucznych świąt, a w szczególnie spektakularny sposób obchodzą je Kurdowie.

– Jesteśmy irańskimi turystami – zdradza mi młode małżeństwo. – Obchodzimy trochę inaczej Nouruz niż Kurdowie, który robią to bardziej widowiskowo. Bardzo chcieliśmy wziąć udział w ich zabawie.

Tuż przed godziną dwunastą polana, otoczona łagodnymi wzniesieniami, wypełnia się wielobarwnie odzianymi ludźmi. Kobiety ubrane są w tradycyjne, kolorowe suknie, uśmiechają się szeroko. Silny makijaż – wyraziste szminki, mocno podmalowane oko – przyciąga uwagę kurdyjskich chłopaków. Ci, w charakterystycznych pumpiastych spodniach, obwinięci w biodrach kolorowymi pasami, specjalnie na tę okazję postawiali włosy i podcięli sumiaste wąsy. Część z nich przechadza się z różami w dłoniach.

Samochody rozjeżdżają trawę, kilku lub nawet kilkunastoosobowe rodziny rozsiadają się na dywanach lub kocach. Dymią ogniska, na których stoją czajniki z herbatą. Ci bardziej zapobiegliwi już przywieźli gotowe dania – grillowane mięso, paprykę i pomidory, które wystarczy tylko podgrzać czy wielkie michy z dolmą (gołąbki w liściach winogron). Gdzieniegdzie wybuchają salwy nieskrępowanego śmiechu. Można sobie nawet pozwolić na szklankę domowego wina – mimo że islam zabrania spożywania alkoholu – ale tylko jedną i to daleko, na uboczu w krzakach, aby nikogo nie gorszyć.

W centralnym punkcie placu stoi olbrzymia konstrukcja z polan, tuż koło niej zbiorniki z benzyną. Powoli rozstawiane są głośniki, z których huczy szybka muzyka. Ci bardziej niecierpliwi zaczynają łączyć się w ludzkie łańcuchy, łapiąc się pod rękę. Drobią stopami, przesuwając się po łuku. Tańczą halperke.

Obraz
© Karol Fryta

Czarne twarze zwiastują nowy rok

Perski nowy rok (Nouruz) rozpoczyna się pierwszego dnia wiosny, czyli 20 lub 21 marca. Nazwa święta pochodzi z języka staroperskiego od słów nava (nowy) i rəzaŋh (dzień). Obecnie obchodzony jest m.in. w Afganistanie, Tadżykistanie, Azerbejdżanie czy na terenie Azji Środkowej. Warto dodać, że w Iranie i Afganistanie, gdzie obowiązuje kalendarz słoneczny, Nouruz jest pierwszym dniem nowego roku, uznawanym za oficjalne święto, choć w Iranie rząd stara się zniechęcić do tej praktyki i próbuje je bagatelizować ze względu na jego świecki charakter.

Obraz
© Karol Fryta

Pierwsze wzmianki o święcie pochodzą z Księgi Królewskiej (Szahname) autorstwa Abola Ghasema Ferdousiego, która powstała na przełomie X/XI w. Za twórcę tego święta uważa się szacha Dżamszida. Wiadomo jednak, że w połowie VI w. p.n.e. Cyrus II Wielki ustanowił Nouruz świętem państwowym, a w czasach panowania Dariusza I obchody nowego roku organizowano w Persepolis.

Obecnie Nouruz w Iranie to przede wszystkim czas odpoczynku, spotkań z rodziną i znajomymi w domach i na piknikach. Dzieci mają czternastodniowe ferie, zamiera wiele instytucji, Irańczycy ruszają w podróże po całym kraju. Przygotowanie do tego święta rozpoczyna się kilka tygodni przed nowym rokiem, tradycyjnym sprzątaniem domu. Zwyczajowo kupuje się nową odzież dla rodziny czy meble do domu.

Obraz
© Karol Fryta

Na ulicach można spotkać Hadżiego Firuza. To mężczyzna o poczerniałej twarzy, w czerwonym stroju, który na ulicach miast przyciąga uwagę śpiewem i tańcem. Hadżi Firuz to najprawdopodobniej następca czarnoskórych służących, pochodzących z Etiopii, którzy w okresie noworocznym mieli prawo zarabiać, tańcząc i śpiewając na ulicach. Inna wersja mówi, że czarna twarz Hadżi Firuza jest oznaką tego, że wrócił on ze świata umarłych.

W noc ostatniej środy starego roku Irańczycy obchodzą Chaharshanbe Suri. Ludzie zbierają się, budują ogniska na ulicach i przeskakują nad płomieniami, krzycząc "niech moja bladość będzie twoja, a mój czerwony blask ‒ twój". Płomienie mają mieć wartość oczyszczającą. Symbolicznie światło wygrywa z ciemnością.

Obraz
© Karol Fryta

Sankcje oznaczają ubogie święta

Jednym z ważniejszych ceremoniałów jest przygotowanie specjalnego stołu Haft Sin. Irańczycy w dawnych czasach uważali liczbę siedem za świętą. Znali siedem planet, wierzyli, że niebo i ziemia mają siedem poziomów, respektowali siedmiodniowy tydzień. Z tego wywodzi się tradycja przygotowania Haft Sin z przedmiotami, których nazwy zaczynają się na literę s (sin znaczy siedem). Należą do nich, m.in. sabze (np. kiełki pszenicy lub jęczmienia uprawiane w naczyniu), serke (ocet), samanu (słodki budyń z pszenicy), sib (jabłko), sir (czosnek), sendżed (suszony owoc) czy sumak (owoc). Obowiązkowy jest Koran.

Obraz
© Karol Fryta

Nouruz kończy się trzynastego dnia nowego roku (po dwunastu dniach świętowania, symbolizujących dwanaście miesięcy), który uważany jest za dzień pomyślności. To czas pikników, a także… robienia sobie żartów z innych, co jako żywo przypomina nasz Prima aprilis. Tradycja mówi, że starożytni Irańczycy po dwunastodniowym świętowaniu wyruszali bawić się na pustynie, kończąc w ten sposób okres świętowania Nouruz.

– Nouruz dla Irańczyków, to coś więcej niż obchodzenie nowego roku. To przede wszystkim wspaniały czas dla dzieci, które odwiedzają siebie nawzajem, bawią się, są obdarowywane słodyczami. Wydaje mi się, że samo święto jest bardziej celebrowane przez starsze pokolenie niż młodzież – uważa Amin Szakiri, 21-letni student z Kaszanu.

Amin dodaje, że tegoroczne obchody Nouruz odbyły się w cieniu kryzysu ekonomicznego, spowodowanego przez amerykańskie sankcje: – Wiem od znajomych, że niektóre rodziny narzekały, że nie było je stać na zapewnienie wszystkich towarów, które powinny znaleźć się na świątecznym stole. Dotyczy to przede wszystkim tradycyjnej potrawy Ajil, składającej się z kilku rodzajów orzechów, które nie należą do tanich.

Obraz
© Karol Fryta

– Moi rodzicie kupili orzechy, ale znaczna część społeczeństwa bojkotowała ich wysokie ceny. Waluta naszego kraju straciła na wartości trzykrotnie. I ma to odbicie w cenach wielu produktów, które trzykrotnie podrożały. Poczuliśmy dotkliwie inflację – wtóruje mu 26-latek Kamran.

Obraz
© Karol Fryta

Zohak żywił się mózgami

Dla Kurdów newralgicznym punktem noworocznych zabaw jest ogień. Dla nich to nie tylko okazja do przywitania nowego roku, ale także demonstracja ich tożsamości.

– Świętujemy trochę inaczej niż Irańczycy, bo ci nie gromadzą się tak, jak my w trakcie Nouruz, a Kurdowie z kolei nie urządzają stołu Haft Sin. My przebieramy się w tradycyjne stroje, spotykamy na dużym terenie, gdzie tańczymy, spędzamy czas z rodziną, a punktem kulminacyjnym jest rozpalenie ognia – wyjaśnia Sahar Sharifi, Kurdyjka z Saghez, która na co dzień studiuje w Teheranie.

– Dla nas to najważniejsze święto. Przypominamy światu o swoim istnieniu. Przyjechałam specjalnie ze stolicy w rodzinne strony, aby bawić się tutaj na Nouruz – dodaje Sahar.

Z wszechobecnym w tradycji kurdyjskiej ogniem wiąże się legenda, którą znają nawet najmłodsi, a o której pisał Ferdousi w swojej Księdze Królewskiej. Przed wiekami w dolinach i górach Zagros rządził asyryjski tyran Zohak.

Obraz
© Karol Fryta

Mrok zapadł nad ziemiami rządzonymi przez Zohaka i nawet wiosna przestała pojawiać się na tych terenach. Krwawy władca zmuszał swoich poddanych do składania codziennych ofiar z dwóch chłopców, by móc żywić mózgami węże, które wyrastały z jego ramion. Jednak kucharze, przygotowujący ten makabryczny posiłek, zabijali tylko jednego chłopca, a jego mózg mieszali z owczym. Ocalały uciekał w góry, gdzie błąkał się, szukając schronienia. Legenda mówi, że tułający się ludzie stworzyli naród kurdyjski.

Wreszcie, przeciw Zohakowi, zbuntował się kowal Kawa, który stracił już siedmiu synów. Rzemieślnik poruszył mieszkańców, zorganizował powstanie, na czele którego stanął Feridun. Przyszły władca zabił Zohaka (drastyczne wersje legendy mówią o zatłuczeniu tyrana młotkiem przez Kawę) i uwolnił ciemiężony naród. W rezultacie na znak zwycięstwa rozpalono ogień, który rozproszył mrok i wnet przyszła wiosna. Dla Kurdów Nouruz to synonim zwycięstwa nad tyranem i uciskiem. Legenda żyje w pamięci kurdyjskiej do dziś i jest też wykorzystywana przez środowiska nacjonalistyczne.

#

Ogień kończy zabawę

Zabawa w Chooroo Nana trwa ok. pięciu godzin. Punktem kulminacyjnym jest rozpalenie ognia. Zebranych ogarnia niemal ekstaza, głośny pisk i gwizdy odbijają się od wzniesień. Wreszcie ogień strzela wysokim płomieniem w górę i co bardziej odważni zaczynają tańczyć wokół ogniska. Część z nich wrzuca do ognia róże, wszyscy fotografują się na tle szalejących płomieni.

Kiedy ognisko dogasa, polana pustoszeje. Zostają tylko najwytrwalsi, choć kobiety w zwiewnych sukniach zaczynają trząść się z zimna, bo to wciąż jednak marzec, a słońce już schowało się za górami. Teraz muzyka pohukuje z aut i zabawa przenosi się w rodzinne kręgi. Trzeba jednak powoli się zbierać, ale nie ma czego żałować, bo dwutygodniowe świętowanie dopiero się zaczęło.

Obraz
© Karol Fryta

– Dla mnie Nouruz to antyczne święto, sięgające głęboko do korzeni naszego rodowodu i jestem z niego bardzo dumny. Mimo że obecna sytuacja ekonomiczna w Iranie jest zła, to wciąż hucznie świętujemy, licząc, że nadejdą czasy, jak tuż po pierwszej wojnie światowej, kiedy istniało Królestwo Kurdystanu i będziemy mieli swoje państwo – mówi Ramin Ghafuri, Kurd, mieszkaniec Mariwan.

irankurdowiew podróży
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (59)