Jan Krzysztof, naczelnik TOPR: W górach ego widać wyraźniej
"Bo w góry to trzeba dobrać sobie partnera, tak jak w życiu. To ważne i bardzo trudne". O miłości do Tatr i do pomagania, o wielkiej symbiozie ludzi gór, która zaciera wszystkie różnice Karolinie Wierzbińskiej opowiada Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
*Karolina Wierzbińska: Zbliża się koniec roku, można już powoli zacząć podsumowania. *
Jan Krzysztof: W Tatrach doszło do 700 wypadków, z tego 21 było śmiertelnych. To dużo, tym bardziej, że większość tych ludzi zginęła latem, kiedy warunki są bezpieczniejsze. 14 śmiertelnych wypadków to upadki z dużych wysokości, a ich przyczyną był brak stosowania jakiejkolwiek formy asekuracji i autoasekuracji. Od lat staramy się promować ich stosowanie, ale to jest praca na kilka pokoleń. Do wypadków dochodzi najczęściej tam, gdzie ludzi jest najwięcej – to Rysy i Orla Perć.
*Orla Perć jest "modna" wśród początkujących turystów? *
Przejście tamtędy jest ambitnym przedsięwzięciem. Rysy to najwyższy punkt w Polsce, choć wejście od północnej strony niesie za sobą ryzyko upadków. Łańcuchów jest tam mnóstwo, ale nawet niewielkie załamanie pogody czy oblodzenie, często występujące nawet w lecie, powodują, że ludzie spadają, choć można by tam zastosować asekurację. Być może ludziom potrzeba jakichś nadzwyczajnych emocji, niezdrowych, powiedziałbym. Mamy wrażenie, że często są tam osoby, które pojawiają się przypadkowo, namówione przez kogoś, nie do końca zdające sobie sprawę, na co się porywają. Szlaki turystyczne powodują uśpienie czujności. Skoro jest szlak, to znaczy jest jakaś ścieżka, którą sobie pójdę. Nie uważają, że powinni dowiedzieć się o tym szlaku czegoś więcej. Latem szlaki są oznaczone, zimą w terenie wysokogórskim tras nie oznacza się, tyczkowane są tylko dojścia do niektórych schronisk. Np. w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, gdzie schronisko leży powyżej górnej granicy lasu. Wyżej już nie, bo prawie codziennie bezpieczniejszy wariant przejścia może przebiegać inaczej. Zależy to od kierunku wiatru, ilości śniegu. Jest tak wiele zmiennych, że to my musimy zdobywać wiedzę i dopasować się do tego, co jest w górach.
*Telefon komórkowy jest teraz podstawowym narzędziem porozumiewania się i wzywania pomocy. Czy wszędzie w Tarach jest zasięg? *
Oczywiście zasięgu nie ma w niektórych rejonach Tatr i osobiście mam nadzieję, że nigdy nie będzie. To też usypia trochę czujność, bo mamy taki odruch, że zawsze możemy zadzwonić po pomoc, a czasami sygnału po prostu nie ma. Na szczęście jest tak, że im wyżej jesteśmy, czyli dalej od cywilizacji, tym zasięg jest lepszy. W dolinach natomiast jest już trochę bezpieczniej. Cały czas promujemy też aplikację, która pozwala na bezpłatne połączenie z dyżurnym ratownikiem. Już wybranie naszego numeru pozwala na automatyczną lokalizację osoby wzywającej pomoc.
*A podium najczęstszych błędów porzełnianych przez turystów? *
Przede wszystkim banalna, nierealna ocena własnych umiejętności i możliwości fizycznych. Druga grupa to jest moment przejścia do samodzielności – uczymy się, mamy za sobą wiele kursów, zgromadziliśmy wyposażenie, zawsze robiliśmy to z instruktorem albo przewodnikiem, ale nagle podejmujemy samodzielne działania i one są od razu bardzo ambitne. Okazuje się wtedy, że nasze umiejętności są jeszcze zbyt niskie. To jest bardzo niebezpieczny moment, w tym czasie dochodzi do wielu wypadków, włącznie ze śmiertelnymi. Oczywiście jeśli idziemy spacerem do Doliny Chochołowskiej obejrzeć krokusy, nie musimy zakładać raków czy innego specjalistycznego sprzętu. Trzeba po prostu zachować zdrowy rozsądek – wszystko w odpowiednim czasie i warunkach, a także zgodnie z naszymi planami.
W górach zagrożeniem może być także wybujałe ego. Trzy czwarte poszkodowanych w wypadkach w górach to mężczyźni. To ciekawe. Często widać takie rodzajowe scenki – chłopak idzie pierwszy, dziewczyna za nim. On zgrywa specjalistę i doświadczonego wędrowca, choć w gruncie rzeczy wcale tak nie jest. To już tylko krok do kłopotów. Jeszcze gorszy efekt jest wtedy, kiedy idzie grupka młodych mężczyzn i jedna kobieta.
A wówczas festiwal ego.
Bo w góry to trzeba dobrać sobie partnera, tak jak w życiu. To ważne i bardzo trudne. To od partnera może przecież zależeć nasze życie i przeżycie.
Kolejny błąd, jaki popełniają turyści, to złe obliczenie czasu. Plan czasowy musi być dopasowany do warunków. Musimy to zrobić bardzo precyzyjnie, bo w górach bardziej istotna jest różnica wzniesień, a nie odległość. Poza tym nasze oznaczenia na mapach uwzględniają czas letni. W zimie nikt rozsądny nie podejmuje się szacowania czasu i trasy ze względu na zbyt wiele zmiennych. Ciemność zmienia percepcję, do tego dochodzi zmęczenie. Bywa i tak, że nawet z dobrze sobie znanego miejsca turyści nie są w stanie bezpiecznie zejść.
*Ile w TOPR ochotnictwa, a ile zawodowstwa? *
TOPR jest stowarzyszeniem nawiązującym do tradycji z 1909 roku. Jesteśmy organizacją społeczną, która realizuje zlecone przez państwo zadanie udzielania pomocy w górach. Liczymy prawie 270 członków, z tego ok. 140-150 posiada aktualne uprawnienia. Mogą oni brać bezpośredni udział w działaniach ratunkowych. Z tej grupy średnio 37 ratowników w roku to ratownicy zawodowi, którzy pracują na etatach. Średni wiek ratownika zawodowego to ok. 40 lat. Większość z nas, pracując w systemie tydzień pracy - tydzień wolnego, dorabia sobie w innych miejscach. Przeważnie są to zajęcia w górach. Są wśród nas przewodnicy wysokogórscy i tatrzańscy a także instruktorzy narciarscy. Ratownikami TOPR zostają ludzie różnych zawodów, wykształcenia, zainteresowań i poglądów.Myślę, że specjalny rodzaj symbiozy łączy nie tylko ratowników, ale w ogóle ludzi, którzy mają coś wspólnego z górami.
Dużo młodych ludzi próbuje się do was dostać?
Zainteresowanie pracą w TOPR jest duże, ale niewielu młodych ludzi zostaje. Wymagamy bardzo dobrej umiejętności jazdy na nartach, doświadczenia wspinaczkowego, znajomości topografii. Mamy świetnych taterników czy alpinistów, którzy nie jeżdżą na nartach. Mamy świetnych narciarzy, którzy się nie wspinają. Do tego jeszcze kandydat musi wykazać się znajomością Tatr przynajmniej na poziomie turystycznym. To powoduje, że osób, które przechodzą pierwszy etap egzaminów wstępnych, jest niewiele. W tym roku 12 ochotników zakończyło dwuletni okres szkolenia, szkoli się kolejnych ośmiu. Nie mamy potrzeby zdobywania nowych, bo ta grupa, ok. 150 ratowników z uprawnieniami, zaspokaja wszystkie potrzeby Tatr. Najliczniejsza grupa ratowników pochodzi z Podhala. W sytuacji krytycznej zawsze możemy ich ściągnąć do pomocy, nawet w nocy. Czasami do akcji lawinowej potrzebujemy nawet kilkudziesięciu ratowników.
Jak wygląda codzienny dyżur ratownika TOPR?
Każdy ma przydzieloną funkcję. Kto inny pełni obowiązki ratownika dyżurnego i przyjmuje zgłoszenia, kolejny jest kierownikiem dyżuru i zawiaduje wszelkimi działaniami, nie tylko ratowniczymi, ale też kierowcy ratowniczego. Mamy na zmianie ratownika medycznego oraz kilka osób, które od razu są gotowe do podjęcia akcji. Zimą dodatkowo dyżuruje ratownik – przewodnik psa lawinowego, a także ratownicy zajmujący się diagnozowaniem zagrożenia lawinowego. Do tego trzech ratowników w śmigłowcu. Podstawowy skład w ciągu dnia to ok. 12 osób. Nocą zostaje trzech, reszta dyżuruje w domach. W środku sezonu ratownik dyżuruje także w Morskim Oku i na Hali Gąsienicowej.
*Jakie jest marzenie Pana jako szefa TOPR? *
Chciałbym jak najmniej czasu poświęcać na zdobywanie środków na naszą organizację, przekonywanie decydentów do niektórych rozwiązań, a jak najwięcej czasu poświęcać na doskonalenie tego, czym się zajmujemy, czyli działań ratowniczych. Możemy się pochwalić, że jesteśmy w gronie najlepszych ratowników wysokogórskich na świecie, mamy z nimi kontakt, szkolimy się nawzajem. Nasi ratownicy prowadzą zajęcia obok Szwajcarów, Francuzów, Włochów. Najbliższe kontakty utrzymujemy oczywiście ze Słowakami. Tu, przy granicy, ta współpraca nie dotyczy tylko szkolenia, ale także wspólnych działań.
*Czy ma pan dalej frajdę z chodzenia po szlakach, a nie patrzenia na nie tylko z perspektywy zabezpieczeń, niebezpieczeństw i wypadków? *
I ja, i moi koledzy wypoczywamy na szlakach, a Tatry są naszymi ulubionymi górami. Myślę, że jeśli ktoś nie lubi Tatr, nie będzie lubił tej pracy. Zawsze tak było. Łączą nas góry i chęć niesienia pomocy. Może to zabrzmi patetycznie, ale w górach nie ma miejsca na niesnaski czy kłótnie. Zresztą człowiek konfliktowy czułby się źle w naszym zespole. Razem przeżywamy radość z trudnej, udanej akcji. Gdy zdarzają się porażki, rozmawiamy o tym, analizujemy, co można było zrobić innego. Przecież każda akcja może być poprowadzona troszeczkę inaczej, chodzi o to, żeby kolejna, która będzie podobna, była wykonana jeszcze lepiej, szybciej, z większym efektem i większą szansą na pomoc.
TOPR jest partnerem akcji szkoleń lawinowych. Więcej informacji znajdziecie na kursylawinowe.pl