Kreta. Grecka wyspa, która zachwyci każdego
Kreta nie ma sobie równych. Od plaż nad krystalicznie czystym morzem, przez antyczne i renesansowe budowle, urocze tawerny ze stolikami przy samej wodzie, kopuły cerkwi i górskie monastery, aż po eleganckie butiki Chanii - ta wyspa zachwyci każdego.
Dwa najpiękniejsze miasta Krety to Chania i Retimno. I w obydwu królują malownicze renesansowe porty.
Kreta - starówki i wenecki porty
W portowej zatoczce w Retymnonie kołyszą się rybackie łodzie i żaglówki, wejścia do niego strzeże latarnia morska, a wokół stoją stare kamienice z herbami. Budowli - świadków weneckiego panowania jest zresztą więcej: loggia, fontanna Rimondiego z głowami lwów (nieco zdewastowana, bo w 1913 roku limuzyna wioząca premiera nie zmieściła się w wąskich uliczkach i zniszczyła kopułę kamiennej konstrukcji), klasztory i kościoły.
Nad miastem góruje potężna forteca wenecka, która miała niegdyś bronić miasta przed Turkami, ale okazała się dalece nieskuteczną. Według przewodników przy budowie twierdzy popełniono wiele błędów, np. nie otoczono jej fosą, bo mieszkańcy nie zgodzili się na zburzenie ich domostw. Skutkiem czego Turcy potrzebowali w 1645 roku zaledwie kilkudziesięciu dni, by ją podbić.
Po Osmanach także zostały w mieście pamiątkowe budowle - meczety, łaźnie, rezydencje z charakterystycznymi zabudowanymi balkonami.
Wędrówka zaułkami ukwieconej tutejszej starówki to uczta dla oczu. I nie tylko zresztą. Porozsiadały się tu malutkie tawerny, oferujące greckie przysmaki z owocami morza na czele. Reguła jest taka, że im dalej od portu, tym taniej. Ceny w ściśle turystycznej strefie są wyższe i trzeba się liczyć z wydatkiem od dziesięciu euro za jedno danie na kolację.
Kreta - Palm Beach i wojowniczy mnisi
Retimno to dobra baza wypadowa w rejony Gór Białych z ośnieżonymi przez sporą część roku szczytami, nad jedyne naturalne słodkowodne, zamieszkałe przez żółwie jezioro Kournas, czy do pełnego różnorodnych atrakcji Preveli na przeciwległym wybrzeżu.
Plaża w Preveli jest niezwykła z kilku powodów. Po pierwsze, nie jest zbyt łatwo dostępna. Z parkingu schodzi się pieszo kamiennymi, stromymi schodami, z wyznaczonymi punktami widokowymi (oczywiście ten sam szlak jest do pokonania w drodze powrotnej, tyle że pod górę, w palącym słońcu). Po drugie, słynie z naturalnego lasu palmowego.
W 2010 roku doszczętnie strawił go szalejący tu pożar, ale natura odbudowała się dosłownie w rok. Gaj palmowy okala wpadającą w tym miejscu zakolem do morza Wielką Rzekę (Megas Potamos) i na myśl nasuwa pustynne oazy. Można tu kąpać się zarówno w słodkiej, jak i w słonej wodzie. Ale, uwaga, będzie zaskoczenie - wody Morza Libijskiego w tym miejscu są niezwykle chłodne! Można też posiedzieć przy kubku białego wina (za 2,5 euro) w jedynej tawernie na miejscu, nabierając sił na drogę powrotną.
Będąc tu, nie można pominąć ponad tysiącletniego klasztoru Preveli z niezwykłą historią i prezentującym ją muzeum. Otóż mnisi z monasteru mężnie stawali we wszystkich powstaniach przeciwko Osmanom, a i w czasie II wojny światowej dawali świadectwo bohaterstwa. Co upamiętnia choćby pomnik braterstwa broni duchownych i żołnierzy, stojący blisko urwiska.
Fantazje pana Evansa
Najsłynniejszym zabytkiem Krety, porównywanym z ateńskim Akropolem, jest pałac króla Minosa w Knossos koło Heraklionu. Siedzibą syna Europy i Zeusa był zgodnie z mitami, a w rzeczywistości - rozwiniętej cywilizacji Minojczyków. Dość powiedzieć, że pierwszy pałac sięga roku dwutysięcznego p.n.e., a może pochwalić się np. skomplikowanym systemem hydraulicznym, dostarczającym świeżą wodę i odprowadzającym ścieki.
Najciekawszym, a jednocześnie najbardziej kontrowersyjnym aspektem historii tajemniczego labiryntu pałacowego jest… sposób jego odrestaurowania. Zabrał się za to w 1900 roku brytyjski archeolog Arthur Evans i metoda jego prac budzi ostre polemiki środowiska. Nie dość bowiem, że wykorzystał beton, nieznany w czasach minojskich, to na dodatek gdy brakowało materiałów źródłowych, posiłkował się własną romantyczną wizją, zgadując przeznaczenie komnat, albo umieszczając freski nie tam, gdzie je znalazł, tylko tam, gdzie mu wyobraźnia podpowiadała.
Dziś między ruinami, fragmentami zachowanych budowli i tymi odrestaurowanymi, bajecznie kolorowymi, przechadzają się pawie, nadając całości jeszcze bardziej surrealistyczny charakter. Bilet wstępu na teren wykopalisk kosztuje 15 euro.
Kreta - wisienka na torcie
Inne żelazne punkty do obejrzenia na Krecie to laguny przywodzące na myśl Karaiby. Do obydwu trudno dojechać, ale warto zrobić to choćby raz w życiu. Jeżeli wypożyczamy auto, musimy albo solennie obiecać, że nie pojedziemy nim do Balos na półwyspie Gramvousa, albo przynajmniej podpisać papier, że robimy to na własną odpowiedzialność.
Gdy natomiast jedziemy górskimi serpentynami na plażę Elafonisi na zachodnim krańcu wyspy, musimy liczyć się z taką liczbą zakrętów, że błędnik zwariuje. Nagrodą w obydwu przypadkach są szmaragdowe i turkusowe płytkie wody, w których można brodzić kilometrami i różowy piasek, który zawdzięcza swoją barwę drobnym fragmentom muszelek, wyrzucanych przez morze. Na Elafonisi można spędzić cały dzień, wypożyczając leżak za 3 euro, a do Balos dotrzemy promem z Kissamos (za 25 euro).
Wisienką na torcie kreteńskich wakacji jest Chania – miasto na północno-zachodnim wybrzeżu, które ma wszystko, czego oczekujemy od idealnej urlopowej miejscówki. Ma bowiem zadbaną piaszczystą plażę Nea Chora prawie w centrum, ma przepiękny wenecki port z latarnią morską i charakterystyczną budowlą - Meczetem Janczarów (o zachodzie słońca prezentują się bajkowo), ma weneckie zabytki, piaskowo-złoty fort Firka, halę targową, gdzie kupić można świeżutkie ryby.
Ma zatrzęsienie kameralnych tawern i butików, w których wyszperamy i awangardowe ciuchy, i niezrównane wyroby ze skóry: buty, torebki, galanterię. A przede wszystkim Chania ma masę eleganckiego, a niewymuszonego wdzięku.