W PodróżyMieli lecieć do Chile, utknęli na lotnisku. "Ludzie przez wirusa potracili człowieczeństwo"

Mieli lecieć do Chile, utknęli na lotnisku. "Ludzie przez wirusa potracili człowieczeństwo"

Maja Olejnik ostatnie miesiące spędzała w Barcelonie. Wraz z partnerem i córką mieli w piątek, 27 listopada, lecieć do rodziny do Chile. Niestety, ich podróż skończyła się na lotnisku. - Narażono nas na dodatkowe opłaty, wynikające choćby z konieczności wykonania kolejnych testów na koronawirusa - mówi w rozmowie z WP.

Kolejny planowany lot Mai ma się odbyć w środę, 2 grudnia
Kolejny planowany lot Mai ma się odbyć w środę, 2 grudnia
Źródło zdjęć: © Maja Olejnik
Monika Sikorska

02.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 16:44

Linie lotnicze potrafią zaskakiwać nowościami i niespodziewanymi zmianami w zasadach podróżowania. Pasażerowie o istotnych modyfikacjach często dowiadują się na chwilę przed startem. Tak było w przypadku pary, która razem z dzieckiem miała lecieć liniami Iberia z Barcelony do Chile. Dopiero na lotnisku uzmysłowili sobie, że Hiszpanii planowanego dnia nie opuszczą. Winą za niepowodzenie obarczają linie lotnicze.

"Nie polecieliśmy dziś do Chile dlatego, że ludzie przez wirusa potracili człowieczeństwo. Okazało się, że na lotnisku trzeba pokazać kartę kredytową, którą płaciło się za bilet. Nowe zasady, o których nikt nas nie poinformował, jak ten bilet kupowaliśmy. Nigdzie nie było takiej informacji. Bilet kupiliśmy, używając karty kredytowej przyjaciela. Rano chcieliśmy zrobić odprawę, ale były jakieś problemy i nie było to możliwe, zadzwoniliśmy więc do Iberii (to nazwa linii lotniczej, którą mieliśmy lecieć do Chile) co się dzieje, kobieta poinformowała nas, że mają problemy ze stroną www i możemy się odprawić na lotnisku i że wszystko będzie ok. Na lotnisko przyjechaliśmy 2 h przed wylotem. Cała pieprzona biurokracja w dobie korony trwała tyle, że staliśmy w kolejce do odprawy 2 h... Podeszliśmy do okienka jakieś 40 min przed wylotem, ledwo mieszcząc się w czasie, żeby można było się odprawić. Przypominam, że mamy 1,5-miesięczne dziecko i przychodząc na lotnisko, spytaliśmy, czy w związku z tym możemy odprawić się bez kolejki. Odmówiono nam. Jak już w końcu przyszła nasza kolej, pani przy okienku kazała pokazać testy na koronę, paszporty i KARTĘ KREDYTOWĄ" - czytamy w poście udostępnionym na profilu Mai Olejnik na Facebooku.

Nowe zasady linii lotniczej - potrzebna karta kredytowa

Nie pomogły w tej sytuacji próby negocjowania wejścia na pokład. Personel lotniska był nieugięty i w myśl nowych zasad linii lotniczej, nie wpuszczono pasażerów do samolotu, ponieważ nie okazali karty kredytowej, którą zapłacili za zakupiony bilet. Nie wystarczyło także jej zdjęcie.

"Nie lecimy dziś do Chile przez chorą biurokrację, przez wirusa, który zabrał ludziom serca, a może ludzie już wcześniej gdzieś je zatracili? A jakby ktoś z Chile zapłacił za naszą wyprawę, robiąc nam prezent i użył swojej karty kredytowej? Sytuacja parodia i tragedia w jednym" - pisze Maja na swoim Facebooku.

"Ta praktyka jest nielegalna, możecie żądać zwrotu" - piszą internauci w komentarzach pod postem. Jednak na stronie internetowej przewoźnika znajduje się informacja o tym, że pracownicy lotniska mogą wymagać od klientów okazania karty kredytowej. Co prawda w zakładce "help".

"Kupując bilet (przez Iberia.com lub dzwoniąc do Serviberia) w zależności od wielu czynników, takich jak: data lotu, miejsce docelowe, koszt biletu i kraj, w którym karta kredytowa została wydana, zostaniesz powiadomiony o tym, jeśli będziesz musiał okazać swoją kartę na lotnisku w dniu wylotu" - czytamy na stronie linii lotniczej.

Podróżna twierdzi, że kupując bilet, nie natrafiła na informację o tym, że podczas odprawy na lotnisku konieczne będzie okazanie karty kredytowej. O nowych zasadach linii lotniczej dowiedziała się na lotnisku. Niecałą godzinę przed planowanym odlotem. Sprawę zamierza skierować na drogę sądową.

"Opuszczamy ten matrix"

- Powiedziano nam, że musimy kupić nowy bilet w ciągu 24 godzin, aby linia lotnicza mogła nam zwrócić pieniądze za poprzedni lot. Kupiliśmy już nowe bilety. Lecimy 2 grudnia - mówi w rozmowie z WP Maja Olejnik, autorka posta. - Narażono nas na dodatkowe opłaty, wynikające choćby z konieczności wykonania kolejnych testów na koronawirusa. Gdybyśmy wiedzieli, że będą z tego takie problemy, zapłacilibyśmy moją kartą, która nie jest w euro, tylko w złotówkach - tłumaczy nam.

Sytuacja na tyle wyprowadziła Maję z równowagi, że jej wywód na Facebooku zakończyły ogólne wnioski na temat świata i ludzi. "Opuszczamy ten matrix, niech świat się w nim dalej tapla, my się podnosimy, otrzepujemy z matrixowego kurzu i szukamy miejsca, gdzie będziemy mogli ŻYĆ w zgodzie z naszą naturą, a nie w świecie robotów" - podsumowuje oburzona Polka.

Skontaktowaliśmy się z linią lotniczą Iberia, aby uzyskać komentarz w sprawie mało popularnej praktyki. Wymaganie od klientów okazania karty kredytowej, którą płaciło się za bilety, wydaje się nonsensem. Tym bardziej, że istnieje wiele innych sposobów weryfikowania danych osobowych czy metod płatności. Okazuje się, że to nie wymóg linii lotniczej, ale banku.

- Weryfikacja karty to zabezpieczenie, które jest uruchamiane losowo przez bank, głównie wtedy, gdy posiadacz karty nie pojawia się w rezerwacji, co miało miejsce - mówią WP przedstawiciele linii lotniczej Iberia. - W takim przypadku w trakcie procesu zakupu pojawia się komunikat informujący, że posiadacz karty musi ją okazać na lotnisku wraz z dowodem osobistym - tłumaczą nam.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (612)