Najdłuższy budynek w Polsce. Wielu mieszkańców nie zna się nawet z widzenia
Ma zaledwie 13 m szerokości, ale wije się przez 860 m, co czyni go najdłuższym budynkiem mieszkalnym w Polsce i trzecim w Europie. Jest atrakcją dla turystów i planem produkcji filmowych. Gdański falowiec przy ul. Obrońców Wybrzeża właśnie skończył 50 lat i wbrew powtarzanej często plotce, że właśnie na tyle go zaprojektowano, postoi jeszcze drugie tyle.
21.11.2023 | aktual.: 21.11.2023 11:59
- Budowę najdłuższego gdańskiego falowca rozpoczęto w 1969 r. Pierwszy segment - od strony morza - oddano do użytkowania pod koniec 1970 r. - opowiada Andrzej Narkiewicz, kierownik Administracji Osiedla nr 4 PSM "Przymorze". - Ostatnia klatka została oddana do użytku pod koniec 1973 r.
Jerzy Sebastjaniuk, konserwator budynków należących do Osiedla nr 4, a jednocześnie mieszkaniec falowca, wprowadził się tutaj w drugiej połowie lat 80. - Ale w czasie budowy mieszkałem po sąsiedzku, przy ul. Kołobrzeskiej. Można powiedzieć, że z okien patrzyłem, jak ten gigant powstaje. To było niesamowite. Kiedy w pierwszych klatkach mieszkali już ludzie, pod ostatnim segmentem dopiero wylewano fundamenty - opowiada Sebastjaniuk.
Czy ludziom przeszkadzało, że mieszkają na placu budowy? Raczej nie. Biorąc pod uwagę problemy lokalowe, z jakimi borykano się w tamtych czasach, każdy z lokatorów świętował fakt zdobycia własnego lokum. Utrudnienia wynikające z budowy mogły nie być też zbyt uciążliwe, bo choć "po sąsiedzku, to odbywały się w sporej odległości. Od pierwszej do ostatniej klatki idzie się spacerem jakieś osiem minut, albo jedzie dwa przystanki autobusem. W końcu dzieli je blisko kilometr.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Falowiec czy galeriowiec?
Nie wiadomo, ilu dokładnie ludzi mieszka w falowcu. - Kiedyś, gdy był obowiązek meldunkowy, te liczby były znane. Dziś możemy podać je tylko szacunkowo - mówi Narkiewicz. - W falowcu są 1792 mieszkania. Średnio zakładamy po trzy osoby na mieszkanie, co daje blisko 5400 osób.
To przecież więcej niż w niejednej polskiej wsi.
Większość mieszkań w galeriowcu, bo tak poprawnie powinniśmy go nazywać, ma dwa lub trzy pokoje. Wejścia do wszystkich usytuowane są na galeriach. - Przeważają lokale o powierzchni 38 i 46 m kw. - precyzuje Andrzej Narkiewicz. - Ale są też zaledwie 17-metrowe kawalerki i mieszkania o powierzchni 72 m - dodaje.
Biorąc pod uwagę skalę, łatwo się domyślić, że wielu mieszkańców bloku nie zna się nawet z widzenia. Pani Marta, rejestratorka medyczna, opowiada zabawną sytuację o jednym z pacjentów, którego przyjmowała. - Wypisujemy kartę medyczną, pan podaje adres zamieszkania - falowiec. Ten sam, w którym mieszkam. Mówię, że jesteśmy sąsiadami. Oczywiście ani ja go nie kojarzę, ani on mnie. Śmiejemy się, a pacjent dodaje: "to już druga taka sytuacja w tym tygodniu. Dwa dni temu pisałem adres nadania paczki na poczcie i okazało się, że pani w okienku też jest moją nieznaną sąsiadką".
Wyjątkiem jest Jerzy Sebastjaniuk, jego znają tu chyba wszyscy. - Nie, aż tak, to nie - zarzeka się ze śmiechem, kiedy kłaniamy się kolejnym sąsiadkom spacerując pod jego klatką. - Ale faktycznie wiele osób mnie kojarzy jako mieszkańca, a częściej konserwatora, podobnie jak moich kolegów po fachu, w końcu pracujemy tu od lat - dodaje.
Dla mieszkańców taki sąsiad to skarb. W końcu dba o budynek jak o własny, bo i jemu zależy, żeby wszystko było zrobione jak najszybciej i najlepiej. - To prawda - odpowiada ze śmiechem. - I czasem z tego korzystają. Regularnie ludzie przychodzą do mnie ze swoimi problemami, a ja staram się pomagać. Zdarza się nawet, że i w weekend jakiś sąsiad zajrzy, że coś się zepsuło.
- Tak, to ciemna strona tej sytuacji, ale za to ma pan blisko do pracy - zagaduję.
- O tak, i od tego zaczynają się wszystkie historie. Wolny dzień, a tu telefon z pracy. Jurek jesteś może w domu? Tak? A mógłbyś tylko sprawdzić… - śmiech.
Widać, że panu Jerzemu nie przeszkadzają ani telefony z pracy, ani wizyty sąsiadów. A falowiec, w którym mieszka, darzy sporym sentymentem. - Niech się pani rozejrzy. Przymorze jest piękne, wszędzie blisko, dookoła sklepy, komunikacja, wszelkie usługi, lekarze. Żyje się tu świetnie. Komuś może nie podobać się budynek, choć ja bardzo go lubię, ale otwiera się kluczem drzwi swojego mieszkania i wchodzi do własnego królestwa, takiego jakie sami sobie stworzyliśmy - opowiada.
Blok samobójców
Zdania na temat falowca są podzielone. Niektórzy twierdzą, że za nic nie chcieliby zamieszkać w budynku, gdzie sąsiedzi z galerii zaglądają ci do okien. Inni uważają, że to idealne miejsce do życia. Jeśli widzą jakieś wady, to w tym, czego właśnie nie widać.
Pan Jerzy mieszka na dziewiątym piętrze i jeszcze kilka lat temu nie mógł się nachwalić widoku z galerii. - Niestety nowe bloki mocno ten widok zasłoniły, ale jak pani spojrzy między nimi, to jeszcze kawałek zatoki pani zobaczy - wskazuje ręką. - A jak się dobrze przyjrzeć, to i Gdynię można zobaczyć.
Pan Jerzy wspomina z rozrzewnieniem czasy, gdy sąsiedzi żyli w falowcu ze sobą, a nie obok siebie. Jak dodaje, wówczas galerie były nie tylko punktem widokowym, ale też miejscem, gdzie toczyło się sąsiedzkie życie. Niestety jest też bardzo ciemna strona tego miejsca - pokusa dla tych, którzy chcą odebrać sobie życie.
Kiedy pytam, czy faktycznie falowiec przyciąga samobójców, pan Jerzy zaprzecza. - To nie budynek przyciąga, a ludzie go wybierają, ze względu na otwarte galerie, z których można skoczyć. Od kiedy tu mieszkam na pewno było kilkanaście takich przypadków. Jeden widziałem na własne oczy. Dziewczyna skoczyła nad ranem, kiedy właśnie wracałem do domu. W pierwszym momencie, myślałem, że ktoś wyrzucił coś z okna - bo i takie sytuacje się zdarzają - ale niestety nie - opowiada Jerzy Sebastjaniuk. - Między innymi z tego powodu w tej chwili wejścia na klatki są zabezpieczone, by zniechęcić ludzi.
Czytaj też: Jedna z najchudszych kamieniczek w Polsce
Uwaga! Cisza na planie
Najdłuższy budynek w kraju od początku budził sensację. Turyści traktują go jako jedną z atrakcji Gdańska, a różne ekipy filmowe i telewizyjne kręcą tu swoje produkcje. Kiedy pytam kierownika administracji, czy falowcem zarządza się inaczej niż resztą budynków, mówi, że jedyną różnicą jest właśnie zainteresowanie mediów i filmowców. - Regularnie dzwonią do nas ludzie z prośbą o możliwość kręcenia tu klipów czy seriali. Dużo produkcji tu nagrali - na galeriach, pod blokiem, a nawet w mieszkaniach - np. serial "Motyw" czy ostatnio "Furioza".
Filmowcy z ekipy realizującej "Furiozę" gościli nie tylko na galerii. Swojego mieszkania jednemu z bohaterów serialu użyczył pan Jerzy. - Oprowadzałem ekipę, która szukała odpowiedniego mieszkania. Kiedy dowiedzieli się, że nie tylko tu pracuję, ale też mieszkam, zapytali czy mogą do mnie zajrzeć. Zgodziłem się i ekipa wybrała właśnie moje mieszkanie. Wyrzucili mnie z domu (śmiech), poprzestawiali meble i kilka godzin filmowali. A ja potem nawet nie zauważyłem tej sceny w odcinku, bo trwała kilkanaście sekund. Dopiero znajoma zwróciła mi uwagę, w której scenie jest moje mieszkanie, ale i wtedy musiałem się uważnie przyglądać, żeby rozpoznać własny pokój - opowiada.
Budynek był też bohaterem dziesiątek programów dokumentalnych, napisano o nim książkę, zrealizowano sztukę, a w tej chwili w Gdańskiej Galerii Miejskiej przy ul. Powroźniczej można obejrzeć poświęconą mu wystawę.
Falowiec odwiedzali też znani goście. W 1991 r., gdy goszcząca w Gdańsku córka królowej Elżbiety - księżniczka Anna wyraziła chęć zobaczenia, jak mieszka typowa polska rodzina, zawieziono ją właśnie do falowca. Na górę księżniczka wjechała windą, jednak po wypiciu herbaty w mieszkaniu na 10. piętrze, na dół wolała zejść schodami. Podobno bała się powtórnej jazdy windą. Po wizycie miała powiedzieć krótko: "Ładne te wasze slumsy".
Postoi 100 lat i dłużej
Nie wiem, jak prezentowała się winda, którą przeszło 30 lat temu jeździła księżniczka, ja do tej, którą jechałam z panem Jerzym nie mam żadnych zastrzeżeń - cicha i szybka. Ale i tak niedługo przejdzie do historii. - W falowcu jest 16 wind osobowych i cztery towarowe. W ciągu 50 lat istnienia budynku były wymieniane już dwukrotnie, a na przełomie 2025 i 26 r. planujemy kolejną wymianę - opowiada kierownik Andrzej Narkiewicz.
Od rozmowy o windach płynnie przechodzimy do plotki głoszącej, że gdańskie falowce zostały tak zaplanowane i zbudowane, żeby postały 50 lat. - Nie 50, a 99 lat - zaprzecza Narkiewicz. - Do tego czasu mamy jeszcze blisko pół wieku. Ale zapewniam panią, że postoją znacznie dłużej. Jeśli o budynek się dba, to można go utrzymać w dobrym stanie przez wiele lat. Falowiec co roku przechodzi przeglądy, jest na bieżąco konserwowany i remontowany. Wymieniona jest cała instalacja wewnętrzna, niedawno zrobiliśmy remont dachu, teraz wymieniamy przeszklenia i odnawiamy wejścia do klatek. Dbamy o estetykę, ale przede wszystkim o stan falowca i nie mam obaw, co do jego przyszłości - zapewnia kierownik.
Magda Bukowska dla WP Turystyka