Najlepiej WPolsce z Leszkiem Szczasnym: "Trzeba trochę się powłóczyć, dać sobie możliwość wczucia się w nowy zakątek"
Ruszamy z cyklem 25 miejsc Najlepiej WPolsce, w którym do eksplorowania zakątków kraju zachęcają najbardziej znani polscy podróżnicy i influencerzy. W pierwszą krajową podróż zabierze was Leszek Szczasny, pisarz, fotograf, podróżnik, z wykształcenia politolog i filozof. Te miejsca na urlop w Polsce są mało znane, a zdecydowanie warto się tam wybrać na pokoronawirusowe wakacje 2020.
08.06.2020 | aktual.: 18.08.2020 10:51
Joanna Klimowicz: Jesteś globtroterem, masz "Świat na wyciągnięcie ręki" [to tytuł jego książki - red.], a tu zaskoczenie - zrealizowałeś projekt reportażowo-fotograficzny "Polska na szóstkę". Jaki był jego cel?
Leszek Szczasny: Ależ nie ma w tym nic zaskakującego. To nie tak, że podróżowałem tylko po dalekim świecie. Zaczynałem od poznawania Polski. Już w czasach licealnych wyjeżdżałem pierwszym pociągiem z Raciborza, a wracałem ostatnim, żeby zdążyć na noc do domu, i tak stawiałem pierwsze kroki w eksplorowaniu Polski. Po maturze ruszyłem w dalsze wyprawy po Europie, głównie autostopowe, potem przyszedł czas na Bliski Wschód i Afrykę. Ale nigdy nie zapominałem o poznawaniu tego, co najbliższe.
Zawsze dwutorowo, równolegle miałem apetyt i na daleki świat, i na małą ojczyznę, także powiatową. Ten balans wydaje mi się kluczowy. Celem projektu "Polska na szóstkę" było zwrócenie na to uwagi. Frazes "cudze chwalicie, swego nie znacie" wciąż niestety bywa aktualny... Nigdy nikogo nie zniechęcałem do podróży na odległe kontynenty, natomiast myślę, że naturalną, wartą polecenia kolejnością jest najpierw poznawanie tego, co mamy pod ręką czy przysłowiowym nosem, a potem stopniowe tego rozszerzanie.
Jakie zakątki Polski zwiedziłeś?
Tego się nie da w jednej odpowiedzi zawrzeć, ja w zasadzie już chyba we wszystkich rejonach Polski byłem. Było mi o tyle łatwiej to osiągnąć, ponieważ od wielu lat zawodowo opowiadam o moich podróżach odwiedzając biblioteki, domy kultury, szkoły w całym kraju. Te spotkania autorskie łączę z reguły z poznawaniem zakątka, w którym akurat występuję i chyba dlatego, mając takie doświadczenie, nie brakło mi odwagi, by podjąć się przygotowania takiej prezentacji jak "Polska na szóstkę".
W ogóle nie ruszam tam takich oklepanych tematów jak Bieszczady, Kraków, Toruń, Wieliczka, Tatry czy Malbork. Żeby choć uchylić rąbka tajemnicy, to powiem, że w ponad dwudziestu rozdziałach slajdowiska (notabene nie wszystkie dotyczą miejsc, ale są też w nim te istotniejsze, bo przekrojowe, tematyczne) jest na przykład sporo ulubionej przeze mnie Polski wschodniej. Ponadto od trochę innej strony pokazane jest też wybrzeże Bałtyku. Wspominam niedoceniane Pogórze Przemyskie, zabieram widzów do nieznanego rezerwatu Cisy Staropolskie na terenie Borów Tucholskich.
Ale łamię też stereotypy, na przykład te związane z moim Górnym Śląskiem (niesłusznie kojarzonym tylko z kopalniami, brudem i nieciekawą okolicą) , zachęcając do odwiedzenia corocznego Święta Zabytków Techniki Industriada czy wspinania się na rekultywowane hałdy pogórnicze, nieraz o bardzo soczystych kolorach.
Byłeś też na Podlasiu, a potem napisałeś: "Jedziesz na Podlasie na kilka dni, a zostajesz na kilkanaście". Za jaką to sprawą? Zdradzisz?
To jeden z regionów, do którego najchętniej wracam - na Podlasiu i Suwalszczyźnie bywałem już kilka razy. Co za to odpowiada? Oprócz przyrody i drewnianej architektury, przede wszystkim życzliwość ludzi i ten naturalny, dużo spokojniejszy bieg życia. Wsie są już dzisiaj bardzo często opustoszałe. Niemniej spotkania z ich mieszkańcami mocno utkwiły mi w sercu, bo podróż dla mnie to też spotkanie z drugim człowiekiem.
Ale i Roztocze czy Lubelszczyzna ze ściany wschodniej to też miejsca, do których przyjeżdżam z radością. Bywam tam zwłaszcza "festiwalowo", bo od pięciu lat jestem zaangażowany w polskie tańce tradycyjne - mazurki, oberki w wersji niestylizowanej - a właśnie tam, latem jest sporo imprez w tym gatunku. Można też bowiem poznawać Polskę poprzez cykle wydarzeń kulturalnych - zaczynając od majówki aż do końca września można by de facto przemieszczać się z jednego festiwalu na drugi...
W tym roku trudno polecić festiwale z uwagi na epidemię koronawirusa. Ale może polecisz swoje ukochane, nieoczywiste miejsca na weekend albo dłuższy wakacyjny wypad?
To wręcz niemożliwe, żeby namówić mnie na układanie hitowych rankingów. Dla mnie istotne jest bardziej pewne nastawienie połączone z ciekawością, gdziekolwiek akurat jesteśmy. Jestem za tym, abyśmy próbowali odkrywać takie perełki w swojej najbliższej okolicy, być może nawet w perspektywie 20 km od własnego domu. One tam są! Ot choćby niedawna moja majówka!
Najpierw nieznany mi wcześniej od środka, a bardzo wyjątkowy las czyżowicki koło Wodzisławia Śląskiego, z malowniczymi dywanami wysokich traw i niecodziennymi, zawieszonymi na drzewach ambonami. A potem dwa dni następne, dosłownie kilka kilometrów od centrum mojego Raciborza, niedaleko rezerwatu przyrody Łężczok, teren gdzie przepływa potok Łęgoń. Wydawałoby się, że nic niezwykłego, a zachwyty były niebywałe, bo rzeczka jest piękna - na niewielkim odcinku szeroka prawie jaka Odra, meandrująca, z powalonymi drzewami. Cymes, wokół którego nikt się turystycznie nie kręci, a my się przedzieraliśmy przez chaszcze nad samą wodą i nie mogliśmy przestać łapać niesamowitych kadrów w obiektywie.
A jak się zabrać za zorganizowanie takiej miniwyprawy odkrywczej?
Ja sobie często nazywam to mikrowycieczkami. Trzeba może trochę na początku poszperać w mapach Google z widokiem terenowym, zajrzeć też do najdokładniejszego atlasu Polski, poczytać informacje na portalach, po prostu zobaczyć, gdzie jeszcze nie byliśmy, zejść z głównych szlaków, zjechać na bezdroża. Trochę zdać się na intuicję, a trochę popytać miejscowych, czy nie ma czegoś nietypowego w okolicy.
Jako jedną z form proponuję nawet, by urządzić sobie spacer po swoim mieście, ale z bardziej zadartą głową, oglądając gzymsy, fryzy i inne ciekawe detale architektoniczne, zaglądać na podwórka, na których nigdy nie byliśmy. To będzie trochę podróżowanie, a trochę odkrywanie wielu kształtów tego świata, w którym żyjemy. Nie zawsze musi to być wielka podróż z pakowanym przez dwa dni plecakiem, czasem wystarczy nieco inna perspektywa po wyjściu z domu. Da się.
Zobacz także
I gwarantujesz, że olśnienie będzie?
Ja potrafię znaleźć je prawie w każdym miejscu. Trzeba trochę się powłóczyć, dać sobie możliwość swobodnego pokręcenia się, wczucia się w nowy zakątek. Wtedy możemy stać się małymi odkrywcami. A nie wtedy, kiedy wszystko - łącznie ze współrzędnymi geograficznymi - dostajemy na tacy i potem gnając tam, po drodze możemy przeoczyć mniejsze czy większe cuda.
Zachęcam więc do odkrywania rzeczy nie z pierwszych stron przewodników. I do robienia tego niezależnie i bez pośpiechu czy ścigania się z innymi. A gdyby ktoś zechciał mi potem podesłać (mailem czy messengerem - łatwo mnie odszukać w sieci) to, na co trafił w ten sposób, podzielić się wrażeniami, to będę bardzo zobowiązany. "Smakowitej" Polski i dobrej energii życzę!