Nietypowe owoce. Swoim kształtem przypominają coś ludzkiego
Widzieliście kiedyś warzywa lub owoce, które mają nietypowy kształt? Ziemniak przypominający główkę dziecka, marchewka naśladująca ludzkie nogi – to się czasem zdarza, ale to pojedyncze przypadki. Są jednak rośliny, dla których wyjątkowe kształty są normą.
Coco de mer, czyli "piękne pośladki"
Coco de mer, czyli z francuskiego "kokos morski", to owoc z drzewa rosnącego tylko na dwóch wyspach archipelagu Seszeli. Roślina ta jest wyjątkowa z kilku względów: po pierwsze rozmiar. Lodoicja seszelska, bo tak brzmi poprawna polska nazwa tej rośliny, jest zadziwiającym przypadkiem w świecie natury. Podobne gatunki, których pełno było w swego czasu na całym świecie, zaczęły wymierać już 65 mln lat temu. M.in. z tego względu coco de mer jest zagrożone wyginięciem.
Lodoicja zawiera też największe nasiona w królestwie roślin, ale to nie jedyna rzecz, która ją wyróżnia. W odróżnieniu np. do palmy kokosowej, palma coco de mer posiada owoce męskie i żeńskie. Intrygującym żartem natury jest to, że owoce te przypominają ludzkie narządy płciowe, co znajduje swoje odzwierciedlenie nawet w nazwie.
O ile lodoicja seszelska nie nawiązuje do wyglądu owocu, to archaiczna nazwa łacińska już tak. Brzmiała ona lodoicea callipyge, a jej drugi człon nawiązywał do greckiego określenia "piękne pośladki". Również miejscowi nazywają ją w języku kreolskim coco fesse, czyli "pośladkowym orzechem".
Ale z tą rośliną wiąże się też kilka legend. Malajscy marynarze bowiem od wieków obserwowali owoce coco de mer, które jakby "spadały do góry" prosto z dna morskiego. Uważali zatem, że na dnie Oceanu Indyjskiego musi znajdować się gigantyczny podwodny las.
Wszystko przez to, że kokosy, wpadając do wody w okolicy Seszeli, posiadały łuskę, przez którą ważyły łącznie nawet do 30 kg i nie mogły unosić się na powierzchni. Opadały zatem na dno, gdzie po pewnym czasie łuska odpadała, a lżejsze "piękne pośladki" wypływały na powierzchnię - i właśnie stąd pochodzi określenie "kokos morski". Roślina jest zresztą znakiem rozpoznawczym i chlubą Seszeli, które umieściły ją w swoim godle.
"Ręka Buddy"
Nie jest to nazwa gatunku owocu, ale jej konkretnej odmiany, która pochodzi z północno-wschodnich Indii lub Chin. Choć można odnieść wrażenie, że zamiast "ręka Buddy" odmianie tej bardziej pasowałoby imię jednego ze stworów wymyślonych przez Lovecrafta. Jednak starożytni Azjaci, nieznający wówczas prozy Amerykanina, dopatrzyli się w owocu kształtu dłoni.
Na jednym cytronie może wyrosnąć od 5 do 20 długich, palczastych wyrostków, które są efektem naturalnej mutacji owocu. Każda sztuka może osiągać nawet do 30 cm i posiada chropowatą skórkę, charakterystyczną dla innych owoców cytrusowych. Zresztą niektórzy badacze uważają, że cytron był pierwszym przedstawicielem tych roślin w Europie – miał bowiem dotrzeć tu już w 300 r. p.n.e.
Z racji swojego nietypowego kształtu owoc uważany jest za przynoszący szczęście, pomyślność i długie życie. Można więc spotkać je często w świątyniach buddyjskich, lecz tam preferuje się, aby "palce" cytronu były zamknięte, ponieważ wtedy symbolizują modlitwę.
"Ręka Buddy", choć obrośnięta symbolami, jest owocem jadalnym, ale raczej niezbyt smacznym. Jej skórka jest co prawda mniej cierpka niż w innych cytrusach, ale w środku znajdziemy bardzo mało soku i miąższu. Z tego powodu częściej wykorzystywana jest jako ozdoba i "odświeżacz powietrza" odznaczający się niezwykłym aromatem.
Mandragora – "jabłko miłości"
Podobno została stworzona przez Boga jako pierwowzór człowieka, ale kiedy Stwórca ujrzał efekt swojej pracy porzucił go. Mandragora od tamtej chwili tęskni za rajem i krzykiem zabija każdego, kto wyciągnie ją z ziemi. A przynajmniej tak zwykło się o niej mówić w średniowieczu.
Korzeń przypominający człowieka, znany już od starożytnego Egiptu, może rzeczywiście doprowadzić do śmierci, ale nie krzykiem, lecz z powodu zatrucia w przypadku spożycia zbyt dużej jego ilości. Stosowany były jako środek przeciwbólowy i nasenny, a także leczoną nim drgawki, melancholię i reumatyzm.
Jednak najpowszechniej był stosowany jako afrodyzjak. Miał leczyć bezpłodność, a także pobudzać miłosne żądze. Z tego powodu Grecy nazywali go "jabłkiem miłości". Korzeń przypominający człowieka miał też odpowiadać twierdząco na zadane pytania poprzez kiwanie główką.
Lecz sposób samego wykopania mandragory był dosyć skomplikowany. Wierzono, że zabija krzykiem, więc po szeregu najróżniejszych czynności (m.in. polaniu rośliny kobiecym moczem lub krwią menstruacyjną), korzeń wyrywany był za pomocą sznurka przywiązanego do szyi psa. Tym sposobem jedyną ofiarą krzyku rośliny było czworonożne zwierzę.
Czasami jako podróbkę mandragory sprzedawano bardziej dziś popularny żeń-szeń. Ten pochodzący z północno-wschodniej Azji korzeń miał również przypominać człowieka, co ma odzwierciedlenie w nazwie. Chińskie określenie rénshēn dosłownie oznacza właśnie "korzeń przypominający człowieka".
Dyniowata "głowa potwora Frankensteina"
Na koniec coś, co nie jest dziełem natury, ale człowieka. Ben Harris z angielskiego miasta Lincolnshire postanowił wyhodować oryginalne dynie na święto halloween. Kiedy były jeszcze małe, włożył 250 sztuk tych warzyw do specjalnej formy. Potem był sam zaskoczony uzyskanym efektem i przyznawał, że chętnie stworzyłby ich więcej, ale nie wiedział, czy zamierzony cel się powiedzie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jak widać, głowy potwora Frankensteina prezentują się znakomicie i oryginalnie. Podobnie jak pozostałe rośliny "człowiekopodobne".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl