Peru oczami mieszkańca. "Od czasu do czasu martwię się o przyszłość"
Peru nierozłącznie kojarzy się z kulturą Inków i słynnym Machu Picchu. Ale to zaledwie namiastka atrakcji w kraju, który słynie z prawdziwej mieszanki kulturowej. I choć obecnie wprowadzono tam stan wyjątkowy (ze względu na zamieszki związane ze zdymisjonowaniem byłego prezydenta Pedro Castillo), to jest to kraj, który absolutnie warto odwiedzić, gdy będzie tam spokojniej. A dlaczego? Zdradza nam Marek Zakrzewski Fernandez, licencjonowany przewodnik po Peru o polsko-peruwiańskich korzeniach.
Karolina Laskowska: Historia miłosna rodziców sprawiła, że jest pan pół Polakiem i pół Peruwiańczykiem.
Marek Zakrzewski Fernandez, licencjonowany przewodnik po Peru należący do projektu "Przewodnicy bez granic": Tak, mój tata jest Polakiem, a mama Peruwianką. Wyjechała na studia do Polski w latach 70. XX w. i tam poznała mojego ojca. A w 1977 r. urodziłem się ja. Mieszkaliśmy razem w Polsce do czasu wprowadzenia stanu wojennego. Później rodzice zdecydowali się na przeprowadzkę do Peru. Tam się wychowałem i chodziłem do szkoły.
Potem wróciłem na cztery lata do Polski na studia, których jednak nie ukończyłem, więc podjąłem decyzję o powrocie do ojczyzny mojej mamy, gdzie zdobyłem wykształcenie archeologiczne, a także przeszedłem kursy przewodnika i pilota wycieczek. Od 1998 r. mieszkam na stałe w Peru, a Polskę ostatni raz odwiedziłem w 2007 r. podczas Bożego Narodzenia.
Co zaskoczyło pana w Polsce, gdy przyjechał pan w latach 90. XX w. rozpocząć studia?
Bardzo zaskoczył mnie śnieg i niskie temperatury, których w Peru oczywiście nie doświadczyłem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS4
Poza tym zadziwiała mnie dobra organizacja mieszkańców. Polakom często wydaje się, że w porównaniu do Niemców czy Szwajcarów nie są zorganizowanym narodem. Dla mnie byli bardzo zorganizowani. Przykładowo, autobusy i tramwaje prawie zawsze przyjeżdżały na czas. Państwo polskie po prostu funkcjonowało zupełnie inaczej niż Peru.
Z drugiej strony polscy turyści przylatujący do Peru również często trafiają na niespodzianki. Są zadziwieni wielkością i różnorodnością kraju, który większości obcokrajowcom kojarzy się tylko z Machu Picchu, Andami czy Inkami. Czasem dziwi ich także styl życia Latynosów, którzy żyją tu i teraz. Wszystko wokół nich jakoś się kręci i panuje duża dezorganizacja, ale jest też mniej stresu i więcej luzu.
W Peru doceniam najbardziej brak zmartwień o złą pogodę, świeże jedzenie i uśmiechy na twarzach Peruwiańczyków. Przeszkadza mi za to czasem brak organizacji i niski poziom edukacji czy służby zdrowia. O wiele spraw trzeba zatroszczyć się samemu, bo państwo pomaga jedynie w podstawowym zakresie. Na co dzień tryskam radością, a od czasu do czasu martwię się o przyszłość.
Generalizując, jakie dostrzega pan jeszcze największe różnice i podobieństwa pomiędzy Polakami a Peruwiańczykami?
Moim zdaniem Polacy są większymi buntownikami. Widzę to czasami w trakcie oprowadzania wycieczek. Gdy proszę, aby wszyscy usiedli, nagle wstają i odwrotnie. Chcą być niezależni.
Myślę natomiast, że przedstawiciele obu narodów darzą ciepłem drugą osobę. Według mnie, Polacy są mili i otwarci na innych, gdy już ich poznają. W Peru jest tak samo. Łączy nas również podobne poczucie humoru oraz duża ciekawość świata.
Czytaj także: Polka w Peru. "Po 16 latach wracam do kraju"
Cechą wspólną może być także miłość do dobrego jedzenia. W Peru jest co smakować, a jego stolica – Lima – została nawet okrzyknięta kulinarną stolicą kontynentu. Które potrawy szczególnie warto spróbować?
Peru dzieli się geograficznie i kulturowo na trzy duże regiony – każdy z nich ma własną kuchnię. Na wybrzeżu Oceanu Spokojnego królują ryby i owoce morza, a w Andach syte posiłki oparte na ziemniakach, kukurydzy czy komosie ryżowej. Z kolei w zajmującej ponad połowę kraju Puszczy Amazońskiej popularnością cieszą się wędzone ryby rzeczne owijane w liściach z dodatkiem manioku.
Na południu można spróbować świnki morskiej z pieca lub patelni oraz mięsa z alpaki. Warto jeść też wszystkie rodzaje kukurydzy i ziemniaków, jakie się spotka, bo każde są inne.
W Limie natomiast trzeba skosztować słynnego ceviche, czyli potrawy z ciętej, oceanicznej, białej ryby polanej sokiem z limonek i podawanej w towarzystwie papryczek chili, słodkich ziemniaków oraz kukurydzy. Pycha!
Peru jest bardzo ciekawe pod względem kulinarnym, bo posiada ponad 80 proc. klimatów z całego świata, więc owoce i warzywa rosną przez cały rok. Dzięki mieszance kulturowej mamy mnóstwo rozmaitych przepisów.
Na jakie wydatki trzeba się przygotować, chcąc spróbować lokalnych potraw?
Wszystko zależy od jakości restauracji i produktów. Bardzo popularne są u nas lokale przypominające bary mleczne. Mój ojciec był niedawno w Polsce i mówił, że ceny mamy dosyć porównywalne. Choć w Peru tańsze są owoce, a wyroby mleczne i wędliny droższe.
W przeliczeniu na złotówki, myślę, że można dobrze zjeść już za ok. 20-30 zł. Za pyszne ceviche zapłacimy średnio ok. 35 zł. Można też znaleźć tańsze, ale będzie zawierało gorszy gatunek ryby, więc to już nie jest to samo.
W Peru różnorodne są nie tylko posiłki, ale także atrakcje turystyczne. Co szczególnie warto zobaczyć?
Peru pod względem powierzchni jest cztery razy większe od Polski. Atrakcji mamy naprawdę mnóstwo. Większość biur podróży skupia się na pokazaniu Limy, rezerwatów z lwami morskimi i ptactwem, słynnych rysunków na płaskowyżu Nazca oglądanych z samolotu, Kanionu Colca, Jeziora Titicaca, miasta Cuzco z widocznymi wpływami Inków i Hiszpanów oraz oczywiście Machu Picchu. Czasem oferują też wycieczki w kierunku dżungli, gdzie żyją rozmaite gatunki roślin i zwierząt.
W pobliżu Amazonki mieszkają przedstawiciele rdzennych plemion. W okolicach Cuzco można nadal spotkać potomków Inków. Pamiętajmy jednak, że w Peru mamy obecnie mieszankę kulturową. Jest nawet przysłowie: "W Peru ten kto nie ma z Indianina, ten na pewno ma z Murzyna". A ja mam z Indianina, Murzyna i Polaka. Mieszkańców nie nazywamy też pejoratywnie Indianami – jak robili to Hiszpanie – lecz chłopami.
Rzadziej odwiedzana jest północ kraju. Leży tam m.in. Iquitos nad rzeką Amazonką, czyli największe miasto na świecie, do którego nie można dojechać żadnym lądowym środkiem transportu, lecz jedynie przylecieć helikopterem lub dopłynąć łódką.
Nie można też zapomnieć o licznych stanowiskach archeologicznych, piramidach tak starych jak te egipskie, szlakach trekkingowych w górach i plażach nad Oceanem Spokojnym.
Warta zobaczenia jest także stolica kraju – Lima z 10 mln mieszkańców, która jest często niedoceniana przez turystów. Jak na kulinarną stolicę kontynentu przystało, oferuje najlepszą kuchnię. Ponadto znajdziemy tam zatokę z pięknymi klifami, liczne zabytki wpisane na listę UNESCO, ruiny, punkty do obserwacji ptaków i dyskoteki zapraszające na nocne zabawy. To zaledwie namiastka wszystkich atrakcji turystycznych w Peru, które posiada bardzo bogatą historię i kulturę.
Czy znajdziemy tam też jakieś miejsca związane z Polakami?
Tak. Centralna Kolej Transandyjska była projektem prowadzonym przez inżyniera Ernesta Malinowskiego w latach 70. XIX w. (Polak zmarł w 1899 r. w stolicy Peru). Najwyższy punkt kolei – Ticlio mieści się aż 4818 m n. p. m i dzieli go zaledwie 150 km od punktu początkowego w porcie Callao. Na przełęczy Ticlio postawiono pomnik upamiętniający polskiego projektanta.
Ponadto pałac prezydencki w Limie przebudowano według projektu polskiego architekta Ryszarda Małachowskiego, a grupa polskich kajakarzy jako pierwsza przepłynęła Kanion Colca w 1981 r.
Chętni turyści z Polski mają okazję wyruszyć na wycieczkę w poszukiwaniu polskich śladów w Peru.
Wiemy, że Peru to kraj o bogatej kulturze, więc macie tam pewnie wiele wyjątkowych tradycji czy świąt. Które wydają się najciekawsze?
W październiku w Limie trwa tradycyjna procesja Pana Cudów. Mieszkańcy gromadzą się wtedy przy obrazie Jezusa, który został namalowany przez afrykańskiego niewolnika w XVII w. Dlaczego akurat w tym miesiącu? Bo to właśnie w październiku były największe trzęsienia ziemi w stolicy w czasach kolonialnych, a głównym celem obrzędów wokół obrazu jest zapobieganie kolejnym nieszczęściom. Tysiące ludzi w fioletowych ubraniach chodzą po centrum miasta i modlą się przy zabytkowym obrazie.
24 czerwca obchodzimy natomiast Inti Raymi w Cuzco ("Święto Słońca") – początek roku inkaskiego. Odbywa się wtedy wielki festiwal. Uczestnicy mają specjalne stroje przypominające te sprzed 500-600 lat i biorą udział w ceremonii przywitania ze Słońcem.
W marcu na wybrzeżu zbiera się z kolei winogrona. Podczas imprezy ludzie grają na bębnach, tańczą i depczą po owocach, by wycisnąć sok. Potem powstanie z niego narodowy trunek, czyli pisco.
Często małe miasteczka obchodzą też własne święta, podczas których mieszkańcy wspólnie spędzają czas.
Peru nie bez powodu kusi turystów, ale polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzega jednak przed wybieraniem się do tego kraju m.in. ze względu na wysoki poziom przestępczości, działalność karteli narkotykowych, a obecnie odradza ich w ogóle w związku ze stanem wyjątkowym. Czy według pana przyjezdni mają się czego obawiać?
Trzeba pamiętać, że Peru to bardzo zróżnicowany kraj. Są oczywiście pewne części peruwiańskiej dżungli poza wszelkimi szlakami turystycznymi, w których działają kartele narkotykowe. To specyficzne dolinki i ludzie wiedzą, że tam się po prostu nie chodzi. W każdym dużym mieście na świecie są dzielnice uznawane za bardziej niebezpieczne. Podobnie jest np. w Limie. Jeśli zostawimy gdzieś na dwie godziny portfel bez opieki, to po powrocie raczej go nie znajdziemy. Ale to nie oznacza, że ktoś w restauracji wyciągnie nam go z kieszeni.
Bardziej martwiłbym się o liczne, niespodziewane strajki, które niekiedy utrudniają pobyt turystom. Ludzie często buntują się przeciw rządowi, który wiele obiecuje. Blokują więc drogi czy linie kolejowe, co może np. skomplikować dojazd do Machu Picchu. Turyści planują wycieczki do Peru z dużym wyprzedzeniem i nigdy nie są w stanie przewidzieć, kiedy wydarzy się jakiś strajk. To jest to ryzyko, które mnie jako przewodnika również denerwuje. Polecam zawsze zarezerwować kilka dni więcej, żeby w razie nieprzewidzianej zmiany planów, móc zrealizować swój program. Lepiej też unikać przyjazdu między grudniem a marcem, bo wtedy może padać. Poza tym Peru to świetny kraj dla turystów, do którego warto przyjechać na co najmniej miesiąc lub wracać, by odkrywać go na nowo.
Marek Zakrzewski Fernandez jest licencjonowanym przewodnikiem, archeologiem i pilotem wycieczek po Peru. Należy do projektu "Przewodnicy bez granic" i prowadzi stronę "Odkryj Peru z Markiem" na Facebooku. Na co dzień mieszka w Limie.
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski