Polacy w Algarve. "Proszę, nie popełniajcie tego błędu"
Za każdym razem, gdy wracam do Polski z Portugalii, czuję niedosyt, a po głowie kołaczą się natrętne myśli: a może by tak następnym razem na dłużej? A może na zawsze? Pytam więc Polaków, którzy na stałe osiedlili się na południu Portugalii, jak to zrobili. - Tu można żyć normalnie, nie stresując się tym, że jest się innym - mówi restaurator Tomasz Szczepański.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Grażyna Kolanko po raz pierwszy trafiła do Algarve w 2006 r., kiedy była w Bradze na programie wymiany studenckiej Erasmus. Po skończeniu semestru chciała zostać na wakacje i trochę zarobić. Turystyczny region Algarve był idealnym miejscem dla kogoś, kto chciał znaleźć łatwą, sezonową pracę bez konieczności znajomości języka portugalskiego.
Nawet turystykę może dopaść kryzys
Studiowała turystykę i rekreację w Krakowie, zamieszkała w Algarve, więc siłą rzeczy z tą branżą związała swoje życie zawodowe. Jest licencjonowaną przewodniczką po Portugalii, ale ze względu na rodzinę oprowadza wyłącznie po Algarve - zarówno grupy zorganizowane, jak i kameralne.
- Praca przewodnika jest bardzo satysfakcjonująca, ale pochłaniająca dużo energii i czasu, więc mając rodzinę trzeba znaleźć złoty środek. Przygotowuję również programy szyte na miarę, a także udzielam konsultacji dla tych, którzy chcą zwiedzać na własną rękę, ale potrzebują rzetelnych i aktualnych informacji - opowiada Grażyna Kolanko.
Wylicza też inne swoje zajęcia: wynajmuje mieszkania i samochody, jest ślubną celebrantką, pomaga młodym parom przejść bezstresowo przez wszystkie formalności, uczestniczy też w projekcie "Przewodnicy bez Granic", który zrzesza polskich przewodników na całym świecie.
- Ostatnie dwa lata udowodniły, że nawet turystykę może dopaść ogromny kryzys i takie wspólne działanie przewodników było najlepszym lekarstwem na tę trudną sytuację - tłumaczy. - Jednym z naszym dzieł jest kulinarny e-book "W 80 potraw dookoła świata", z którego jesteśmy bardzo dumni. Algarve reprezentuje oczywiście kataplana (jednogarnkowy gulasz - przyp. red).
Urlop na plaży i miejsca poza utartym szlakiem
- Algarve urzekło mnie swoim wybrzeżem i grotami Ponta de Piedade w Lagos. Kocham klify, formacje skalne, błękit oceanu oraz dzikie plaże, w pobliżu których są małe, klimatyczne osady rybackie. Urzekło mnie swoją prostotą życia, doskonałymi owocami morza (jak ostrygi czy okładniczki) wszechobecnym luzem, "wiecznymi wakacjami" i poczuciem bezpieczeństwa - przyznaje polska przewodniczka.
- Uwielbiam także samych Portugalczyków, a znajomość języka bardzo pomaga w budowaniu fajnych relacji z nimi, chociaż mieszkańcy południa nie są aż tacy otwarci i wylewni jak ci z północy. Poza tym od samego początku sprzyjało mi tu dużo szczęścia. Znalazłam pracę już następnego dnia po przyjeździe, a podwyżkę dostałam po dwóch tygodniach - uśmiecha się.
Przewodniczka chętnie dzieli się nietypowymi "patentami" na portugalski urlop. - Osobiście lubię poznawać ludzi i podglądać pracę rzemieślników, dlatego polecam mniej turystyczne Loulé. Tutaj znajdziecie pracownię kotlarzy, czy pań tworzących przeróżne produkty z palmy karłowatej. Tu jest także jedyny w Portugalii przykład łaźni tureckiej hammam, pochodzący z XII wieku. A także jedyna aktywna kopalnia soli kamiennej w Algarve, którą wykorzystuje się m.in jako dodatek do paszy dla zwierząt. W Algarve spożywamy natomiast sól morską, którą zbiera się tradycyjnymi metodami w najgorętszych miesiącach roku. W Faro i Castro Marim można dodatkowo poddać się naturalnemu zabiegowi kosmetycznemu z błota solnego, który pozostawia skórę miękką i gładką. Wszystko w stu procentach naturalne - mówi Grażyna Kolanko.
"Moje" w Faro
Tomasz Szczepański prowadził w Warszawie kawiarnię, ale 11 lat temu wyjechał z Polski. Najpierw do Londynu.
- Po brexicie zaczęło robić się niefajnie i podjęliśmy decyzję, że przeniesiemy się na stałe do kraju, do którego przyjeżdżaliśmy kilkakrotnie na wakacje i w którym się zakochaliśmy, czyli do Portugalii - opowiada. - Przez całe życie marzyłem, żeby mieszkać w regionie wakacyjnym, korzystać ze słońca, mieć to na co dzień. No i mam! - mówi.
Przyznaje, że Portugalia była… numerem dwa. Bo pierwszym - niezrównany Meksyk z jego wyrazistą kuchnią, co dla kucharza jest arcyważne, i ekspresyjnymi mieszkańcami. Jednak zaważyła odległość od Polski, w której została rodzina - łatwiej jej pokonać 3,5 tys. km niż 8,5 tys. W Portugalii Tomasz także znalazł wspaniałe, świeże, doskonałej jakości produkty. Zauważył, że kuchnia portugalska jest dość mało zróżnicowana i mdła, ale bazę produktów ma doskonałą. Czerpie z tego pełnymi garściami.
W tej chwili ma w Faro na południu Portugalii dwie restauracje o nazwie My’O Meu. To zbitka słów oznaczająca w obu językach - po angielsku i portugalsku - to samo, czyli moje. Obie są stricte polskie, opierają się na ręcznie robionych pierogach - dziennie kilkuset. Mniejsza działa od czterech lat i serwuje kuchnię polską, a w drugiej, większej są dwa działy: pierwszy to polskie korzenie, międzynarodowe smaki, lokalne produkty, a drugi: ryby, owoce morza i wszystkie lokalne rzeczy w standardzie takim, jak lubimy: ze smakiem, doprawione, z dużą ilością dodatków. - Staramy się wykorzystać wszystko, co dostępne "za płotem" - opisuje Tomasz.
Zatrudnia około 12 osób, głównie z Brazylii. Wykształconych szefów kuchni z dużą wiedzą, umiejętnościami, otwartych na inne smaki, których nietrudno było nauczyć polskiej kuchni. Jednak pierogi lepi Ukrainka, pani Luba. Są one już słynne w Faro. My’O Meu jest na trzecim miejscu na Tripadvisorze najlepszych restauracji w mieście (po restauracji z mięsem i barze tapas).
- Zapracowaliśmy ciężko na to, by zdobyć tę pozycję. Tak, ludzie naprawdę nas pokochali, bo u nas już na wejściu poczujesz różnicę. Przyświecało mi, żeby stworzyć miejsce, w którym jesteś nie klientem, tylko gościem - tłumaczy Tomasz Szczepański.
Tu możesz żyć normalnie
Jego początki w Portugalii były bardzo trudne. Przede wszystkim przez biurokrację i barierę językową. - Bez przyjaciół nie dałbym rady. Urzędnicy nie znają języka angielskiego, więc musisz mieć osobę, która ci pomoże. Po tych pięciu latach, kiedy już komunikuję się po portugalsku bez większych problemów, nastawienie do mnie w urzędach zmieniło się diametralnie - przyznaje Tomasz.
Przestroga przed spontaniczną przeprowadzką
- Portugalia nie jest rajem. Zupełnie inaczej to wygląda, kiedy przyjeżdża się do niej na tydzień, a niż kiedy zaczyna się pracować i żyć codziennym życiem, z mnóstwem problemów - tłumaczy Polak.
Wylicza bezrobocie, pracę dostępną tylko w sezonie letnim, minimalną pensję na poziomie 705 euro miesięcznie, ale dostać umowę o pracę jest trudno, najczęściej krótkotrwałe umowy opiewają na 550 euro (ok. 3356 zł) za nielimitowany czas pracy. Nie da się za to utrzymać, podczas gdy koszt wynajmu w Faro mieszkania z jedną sypialnią to około 700 euro miesięcznie, a pokoju 400 euro. Dodaje, że te oderwane od realiów ceny biorą się z napływu bogatych ludzi z Włoch, Francji czy Niemiec, którzy wykupują nieruchomości po zawyżonych cenach, bo ich na to stać.
Wszystko to wskazuje, że Portugalia to kraj dla ludzi z zasobnym portfelem, którzy przyjeżdżają tu cieszyć się życiem, a nie dla tych na dorobku.
- Proszę, nie popełniajcie tego błędu. Nie sprzedawajcie wszystkich rzeczy i nie przenoście się do Portugalii. Przyjedźcie najpierw zimą na dwa, trzy miesiące, pomieszkajcie, zobaczcie, jak to wygląda i jeżeli codzienne problemy będą do zaakceptowania, można podjąć taką decyzję - studzi restaurator.
Z drugiej strony przyznaje, że dla niego ta decyzja była strzałem w dziesiątkę. Jest bowiem sporo zalet, równoważących - jeśli nie przebijających - problemy.
- Mamy 300 dni słonecznych w roku. To cudowne budzić się i patrzeć na błękitne w niebo, czy iść na plażę po skończeniu pracy - wciąż cieszy się Tomasz. I poważnieje: - Tu nie mamy też tych problemów, które są w Polsce. Mam męża, jesteśmy razem od 22 lat. Tutaj mamy komfort psychiczny funkcjonowania, tutaj to coś normalnego, że żyje się w związku jednopłciowym. Widzę, że coraz więcej Polaków znajduje w sobie tę odwagę, żeby zmienić swoje życie. Ostatnio poznaliśmy parę chłopaków, którzy mieli w Polsce dobrze działającą firmę. Zamknęli ją, przyjechali tutaj, kupili dużą działkę i będą organizować ludziom wesela w sadzie pomarańczowym. Tak, w Portugalii można żyć normalnie, nie stresując się tym, że jest się innym.