Polak do "pracy marzeń" poszukiwany. Pożyje, zarobi i odpocznie na Zanzibarze
"Otrzymasz prywatny apartament przy Oceanie Indyjskim, zarobisz pieniądze i na pewno się opalisz" – zachwala firma PGH apartments Zanzibar swoją ofertę pracy. Zdecydowanie należy ona do kategorii "praca marzeń".
Poszukiwana jest osoba, która zajmie się opieką nad gośćmi. Zatrudnienie ma trwać przez całą drugą połowę 2019 roku. Do obowiązków zatrudnionej na to stanowisko osoby należeć będzie więc kontakt z ludźmi. Firma zapewnia więc, że uśmiech przyklejony do twarzy i otwartość na kontakt z ludźmi to połowa sukcesu.
Co składa się na drugą połowę? Tu może być nieco trudniej. Do wymagań należy płynna znajomość angielskiego, pozwalająca na swobodną komunikację w mowie i w piśmie. Ważne jest też zamiłowanie do sportu, zdolności organizacyjne i odporność na stres. Wykluczone są więc osoby, które można opisać jako impulsywne.
Jeśli chodzi o tzw. twarde umiejętności, ważne jest tylko prawo jazdy kat. B. Spokojnie, może być polskie. Jego tanzański odpowiednik zostanie wyrobiony na miejscu. Dodatkowe atuty to znajomość dodatkowych języków (np. niemiecki albo francuski) i głód podróży oraz odkrywania świata.
ZOBACZ TEŻ: Tajemnice Rapa Nui. Jeden z sekretów wyjaśniony
Osoba, która dostanie taką pracę, będzie poświęcać jej stosunkowo dużo czasu w ciągu dnia: od 8:30 do 22 przez sześć dni w tygodniu, w tym trzygodzinna przerwa. Warto się jednak skusić. Same "korzyści majątkowych" pracodawca oszacował na ponad 11 tysięcy dolarów. W tym: wiza, przelot i dzienny limit 30 dolarów w restauracji, prywatny apartament o powierzchni 28 mkw., położony niecałe 100 metrów od oceanu, a także ubezpieczenie.
I najważniejsze: po zakończeniu kontraktu nie trzeba od razu wracać do domu. Pobyt trwa dłużej o dwa tygodnie tylko po to, by zregenerować się po pracy. Biorąc pod uwagę zakres utrzymania na miejscu, można liczyć na odłożenie całej kwoty wynagrodzenia.
Bo jest i wynagrodzenie pieniężne i to właśnie ono tłumaczy, do czego potrzebne są rezydentowi zdolności interpersonalne. Wynagrodzeniem tym jest bowiem prowizja od sprzedanych wycieczek dodatkowych. W tym zadaniu trzeba się wykazać umiejętnościami handlowymi, w tym wyczuciem klienta. "Niektóre miejsca będą lepsze dla rodziny z 4-letnim dzieckiem, a inne będą dla grupy młodych znajomych" – podkreśla firma. Zapewnia też, że z wycieczek takich korzysta ponad połowa gości, można więc liczyć na zarobek w kwocie od 300 do 600 dolarów miesięcznie. Jak łatwo policzyć, za półroczne zlecenie da to widełki między 1,8 a 3,6 tys. dolarów.
Zainteresowanym firma podpowiada od razu, na co je wydać. Wspinaczka na Kilimanjaro to 2 tys. dolarów (w cenie przelot), a safari w Serengeti – 1,1 tys. dolarów. "To jak, gotowi na przygodę życia?" – pyta w ogłoszeniu firma. Sami byśmy pojechali.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl