Polka na Karaibach. "Tutaj nikt nikogo nie ocenia"
Miłość do tańca, która towarzyszy jej od dziecka, zawiodła ją aż na dalekie Karaiby. Ula "Afro" Fryc pokochała Trynidad i już kilka razy wzięła udział w lokalnym karnawale. - Tutaj nikt nikogo nie ocenia. Każdy tańczy tak, jak tylko potrafi - opowiada w rozmowie z WP.
21.03.2023 | aktual.: 22.03.2023 08:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sylwia Król: Taniec to dla ciebie nie tylko praca, ale i ogromna pasja. Kiedy i jak zaczęła się ta przygoda?
Ula "Afro" Fryc: Miałam zaledwie cztery lata, więc rzeczywiście wszystko zaczęło się bardzo wcześnie. Tak się złożyło, że mój starszy brat Wojtek tańczył wtedy w zespole, więc ja również, siłą rzeczy, miałam kontakt z tańcem. Pewnego dnia mama zapytała, czy nie chciałabym spróbować. Byłam bardzo wstydliwym dzieckiem, więc myślę, że szukała sposobu, żebym się otworzyła.
Pamiętam, że moją pierwszą reakcją było stanowcze "nie", ale już kilka dni później sama przyszłam i powiedziałam, że jednak chcę spróbować. Już po pierwszych zajęciach całkowicie przepadłam i nie chciałam wyjść z sali. Tak to się wszystko zaczęło. Potem przez lata szukałam swojego stylu. W tym samym czasie uczyłam się też w szkole muzycznej w klasie skrzypiec. W pewnym momencie trudno mi jednak było to wszystko pogodzić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozumiem, że ostatecznie postawiłaś na taniec?
Tak, ale nie od razu, bo zanim tak się stało, aby ukończyć szkołę muzyczną, na dwa lata odłożyłam taniec na bok. Potem jednak wróciłam. Stylem, który najbardziej mnie wtedy inspirował, był hip-hop, tańczyłam też taniec brzucha. W każdym stylu szukałam tego charakterystycznego, kobiecego wątku.
Czytaj także: Polka błyszczy w Rio. "Karnawał uzależnia"
I wtedy pojawił się dancehall?
Jeśli chodzi o sam dancehall, to w moim przypadku wszystko działo się bardzo intuicyjnie. Na początku sporo improwizowałam, wyszukiwałam kroki, podpatrywałam też tancerki w teledyskach. Wtedy też w moim życiu po raz pierwszy pojawiła się Soca - styl muzyczny i taneczny, który wywodzi się z Trynidadu i Tobago. Jego tajniki przybliżał mi mój przyjaciel Piotrek Kolon, który opowiedział mi też o karnawale, jaki się tam odbywa. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym tam pojechać. Po latach jeżdżenia na Jamajkę poczułam, że chciałabym zgłębić Socę, zobaczyć i poczuć coś nowego.
W 2019 r. wzięłaś udział w swoim pierwszym karnawale. Jak było?
Na początku oglądałam karnawał wyłącznie na filmikach. Jednak w końcu pomyślałam, że namówię moje przyjaciółki Olę Lembę i Michalinę Zoll, które również mocno promują kulturę karaibską w Polsce, na wyjazd. Zgodziły się i zaczęłyśmy wszystko planować. Organizując nocleg, trafiłyśmy na przesympatycznych ludzi, do których do dziś wracam i którzy są dla mnie niczym przyszywana rodzina.
Tak naprawdę jadąc, nie wiedziałyśmy do końca, czego możemy się spodziewać, bo nie brałyśmy wcześniej udziału w takim wydarzeniu, więc był to taki wyjazd zapoznawczy. Chciałyśmy po prostu tam być, włożyć na siebie te przepiękne kostiumy, ale też zobaczyć wyspę, bo Trynidad bardzo różni się od wspomnianej wcześniej Jamajki. Bardzo nam się spodobało.
Domyślam się, że wróciłaś tam ponownie?
Tak, wróciłam jeszcze tego samego roku, na przełomie sierpnia i września. Chciałam tam spędzić trochę czasu, zobaczyć wyspę. Natomiast jeśli chodzi o sam karnawał, to do tego stopnia zakochałyśmy się w samej atmosferze, że obiecałyśmy sobie, że na pewno przyjedziemy za rok. Tak też zrobiłyśmy. Pojechaliśmy jako grupa przyjaciół, bo dołączył do nas Piotr, ale już wtedy zakiełkowała mi w głowie myśl, że chciałabym pokazać tę imprezę szerszemu gronu osób z Polski. Chciałam się też upewnić, że uda mi się zorganizować taki wyjazd.
Ostatecznie w tym roku zabrałam ze sobą pięć osób i był to naprawdę bardzo udany czas. Super było móc obserwować emocje, które towarzyszyły dziewczynom. W przyszłym roku chciałabym zebrać jeszcze większą grupę, dlatego jeśli ktoś chciałby przeżyć taką przygodę, to zapraszam do kontaktu ze mną.
A co trzeba zrobić, aby aktywnie uczestniczyć w karnawale?
Jednym z istotnych elementów karnawału jest prezentacja bandów, czyli grup, do których można się wcześniej zapisać. Decydując się na konkretny band, wybieramy też kostium, w którym wystąpimy. A tutaj prawdziwe pole do popisu mają projektanci, którzy czerpią inspirację z natury, historii, ale też po prostu z życia codziennego.
Te kostiumy są naprawdę przepiękne, a ich ceny potrafią być bardzo wysokie. Mówimy tutaj o kwotach rzędu 5-6 tys. zł. Warto jednak dodać, że w tej cenie jest nie tylko sam kostium, ale również uczestnictwo w dwóch dniach parady z wybranym bandem i wszystkie związane z tym atrakcje. Na pewno warto się wcześniej zapisać, bo miejsca bardzo szybko się wyprzedają.
Kostiumy, które miałyście na sobie, były dość odważne. Rozumiem, że w trakcie karnawału nikogo to nie szokuje?
Nie, nie, zdecydowanie nie. Tutaj jest to całkowicie naturalne. Dodatkowo nie ma obecnej w dzisiejszym świecie presji, aby mieć perfekcyjne ciało. Nikt się tym tutaj nie przejmuje. Nikt też nie ocenia. Sama na początku myślałam, że być może będę się czuła skrępowana, ale nic z tych rzeczy. Czułam się naprawdę swobodnie, chociaż chyba pierwszy raz w życiu byłam tak skąpo ubrana na ulicy. Nie ma co ukrywać, w naszej kulturze nie jest to codzienność.
Jak wygląda sama parada?
W trakcie parady maszeruje się przez miasto, tańcząc. Z każdym bandem jadą trucki, które są barami lub platformami, na których grają DJ'e albo po prostu miejscem, gdzie można chwilę odpocząć. Jest też dłuższa przerwa, w trakcie której serwowane są posiłki, można się odświeżyć, a także skorzystać z pomocy masażystów.
W ciągu dnia przechodzi się przez scenę. Właśnie to przejście jest potem oceniane przez jury. Choć dwa dni karnawału są do siebie podobne, to ten drugi jest nieco bardziej uroczysty, bo właśnie wtedy wkłada się kostiumy i prezentuje przed jury. Wtedy też wybierany jest artysta i utwór karnawału.
Czy trzeba umieć tańczyć, aby wziąć udział w karnawale?
Absolutnie nie. W przeciwieństwie do karnawału w Rio de Janeiro, gdzie prezentują się szkoły tańca z wyszkolonymi niemal do perfekcji tancerkami, na Trynidadzie nie trzeba mieć żadnych umiejętności, aby wziąć udział w karnawale. Do bandu zapisujemy się, biorąc pod uwagę to, z kim chcemy się bawić.
Za to właśnie kocham Trynidad, bo tutaj nikt nikogo nie ocenia. Każdy tańczy tak, jak tylko potrafi. Samo jury również nie zwraca uwagi na technikę, tylko na energię oraz na to, jak ludzie się wspólnie bawią. Chodzi wyłącznie o pokazanie radości. Nigdzie nie czułam się swobodniej niż właśnie na Trynidadzie.
Wspomniałaś o karnawale w Rio. Powiedz, czym jeszcze różni się karnawał na Trynidadzie od swojego bardziej popularnego, brazylijskiego odpowiednika?
Przede wszystkim karnawał na Trynidadzie jest bardzo mocno związany z historią wyspy. Wywodzi się jeszcze z czasów kolonializmu. Wszystko zaczęło się od tego, że w okresie od grudnia aż do środy popielcowej bogaci plantatorzy organizowali wystawne bale przebierańców. Niewolnicy nie mogli brać w nich udziału, dlatego organizowali własne obchody, w trakcie których tworzyli stroje i w prześmiewczy sposób przebierali się za właścicieli plantacji. Po zniesieniu niewolnictwa cała zabawa przeniosła się na ulicę. Wszystko po to, aby celebrować wolność.
Karnawał na Trynidadzie odzwierciedla właśnie tę radość z wolności. Oczywiście dziś jest to już nieco bardziej nowoczesna wersja tego, co działo się kiedyś, ale ta pierwotna, gdzie ludzie przebierają się za tradycyjne postaci i odtwarzają historię, jest tutaj nadal obecna.
A dlaczego warto odwiedzić Trynidad?
To jedna z najbardziej doświadczonych w czasach kolonializmu wysp. Dziś jej prawdziwe piękno wyraża właśnie jej heterogeniczność. Mieszka tam prawdziwa mieszanka nacji - są osoby czarnoskóre, ale też pochodzenia latynoskiego i indyjskiego. Moim zdaniem ci ludzie są naprawdę wyjątkowi, do tego bardzo otwarci. Sama Soca powstała właśnie po to, aby łączyć różne kultury. Przebywając na Trynidadzie, zawsze spotykam się z ogromną bezinteresownością, tam każdy chce pomóc, jest to dla nich całkowicie naturalne.
Jeśli chodzi o naturę, to bardzo polecam też drugą wyspę - Tobago, która jest prawdziwie dziewicza. Jest tam naprawdę przepięknie oraz przede wszystkim spokojnie. To bardzo popularna baza wypadowa dla mieszkańców Trynidadu, którzy udają się tam, aby wypocząć. Jak każde inne miejsce na świecie również Trynidad ma swoje ciemne strony. Oprócz bogactwa natury i piękna karnawału, jest też ta druga, nieco mniej kolorowa - niestety wielu ludzi boryka się tam z biedą i brakiem dostępu do edukacji.
Tańcząc, sporo podróżujesz. Gdzie czujesz się najlepiej?
Taniec od zawsze był w moim życiu związany z wyjazdami. Sporo podróżowałam najpierw po Europie, miałam też okazję odwiedzić m.in. Japonię. Kiedy jestem w trasie, przez większość czasu albo prowadzę zajęcia, albo uczestniczę w warsztatach, ale gdziekolwiek bym nie pojechała, staram się poznać kulturę danego kraju. Myślę, że w tej chwili najbliżej jest mi właśnie do Karaibów.
Takim małym marzeniem, które mam gdzieś z tyłu głowy, jest zwiedzenie wszystkich karaibskich wysp, poznanie ich kultury oraz oczywiście rozwijanie mojej pasji do tańca. Jak na razie moje serce należy jednak do Trynidadu. To tam czuję się jak w domu.
Sylwia Król dla Wirtualnej Polski