Polka w Chile. "Nie wybrałam sama tego kierunku"
Chile to kraj, gdzie każdy region jest wyjątkowy i bardzo zróżnicowany. Wiele urokliwych zakątków znajdziemy w Patagonii. - To jeden z najmniej zaludnionych obszarów. Znajdują się tu zaledwie cztery miasta - mówi w rozmowie z WP Turystyka Patrycja Szcześniak, polska przewodniczka i autorka bloga "Sekrety Patagonii" mieszkająca w Punta Arenas.
14.03.2022 | aktual.: 14.03.2022 13:45
Karolina Laskowska: Od sześciu lat mieszkasz w Chile. Dlaczego wybrałaś akurat ten kraj?
Patrycja Szcześniak: Znalazłam się tu zupełnie przypadkowo. Najpierw mieszkałam w Polsce, a później w Portugalii oraz we Włoszech. Sporo podróżowałam i zaczęłam marzyć o dalszych kierunkach. Zawsze miałam w głowie Amerykę Południową. Nie mówiłam wtedy kompletnie po hiszpańsku, ale ten język bardzo mi się podobał.
Po ukończeniu studiów zaczęłam szukać zagranicznego wolontariatu. Nie chciałam podróżować po świecie pobieżnie. Wolałam całkowicie wchłonąć w daną kulturę, dlatego zdecydowałam się zamieszkać gdzieś na stałe. Przejrzałam różne oferty i wybrałam z nich chilijski "The English Opens Doors Program". W ramach projektu wolontariusze zostają rozlokowani po całym kraju i uczą języka angielskiego w szkołach. Mnie przydzielono Ziemię Ognistą w Patagonii. Nie wybrałam sama tego kierunku. To los mną pokierował i rzucił od razu na koniec świata.
Czym Patagonia różni się od innych części Chile?
Przede wszystkim dostępnością. Położony najbardziej na południe region Magallanes jest trochę odcięty od reszty kraju. Żeby dostać się na północ, mogę polecieć samolotem czy popłynąć promem. Ale jeśli chciałabym pojechać własnym samochodem, to muszę przekroczyć granicę z Argentyną, przejechać przez nią tysiące kilometrów i dopiero wrócić do innych regionów Chile. Patagonia ma też swoją tożsamość. Jej mieszkańcy czują się bardziej Magelańczykami niż Chilijczykami. Na południu jest również dużo więcej zieleni, jezior, gór oraz wulkanów.
Chile przypomina kształtem długą papryczkę chili. Laureat Nagrody Nobla - chilijski poeta Pablo Neruda - nazwał je "chudym krajem". Powierzchnia całego państwa wynosi ok. 757 tys. km kw. Żyje tu ok. 19 mln mieszkańców. Patagonia jest jednym z najmniej zaludnionych obszarów. Znajdują się tu zaledwie cztery miasta: dwa na wyspie i dwa na lądzie. Chcąc jechać do sąsiedniego muszę pokonać prawie 300 km. Podróż umilają za to piękne widoki.
Łatwo było przystosować się do różnic kulturowych? Co początkowo może zaskakiwać?
Myślę, że między Chilijczykami a Europejczykami nie ma wielkich różnic. Chilijczycy również ciężko i długo pracują. Choć ich podejście jest oczywiście mniej stresujące, bo z niczym się nie śpieszą. Pamiętam sytuację ze szkolnego zebrania, podczas którego przez blisko dwie godziny wybieraliśmy kolor kurtyn, co można było ustalić zdecydowanie szybciej.
Tutejsze spotkania biznesowe są jednocześnie okazją do spotkań towarzyskich. Oprócz omawiania spraw służbowych jest też czas na luźniejsze pogawędki oraz jedzenie przekąsek. Do konkretów przechodzi się dopiero później. Niektórych obcokrajowców może to początkowo denerwować.
Chilijczycy mają trochę inne pojęcie czasu. W Polsce w przypadku spóźnienia zwykle doświadczamy poczucia winy. Tutaj każdy jest do tego przyzwyczajony. Zdarza się, że ktoś mówiąc, że już wychodzi z domu, stoi jeszcze pod prysznicem. W miarę upływu czasu można jednak nauczyć się cierpliwości i przystosować do tej różnicy.
Moja sytuacja była też trochę inna, bo nie przyjechałam do dużego miasta. Wylądowałam najpierw w małym miasteczku, gdzie żyje ok. 5 tys. mieszkańców. Można tam spędzić miesiące i nie zobaczyć żywej duszy na ulicy. Dla osoby lubiącej dużo spacerować nie jest to łatwe. Mieszkańcy byli zdziwieni, kiedy biegałam szykując się do maratonu. Nie mogli pojąć, dlaczego robię to w takim zimnie. Zdarzało się, że jechali za mną autem i wpatrzeni w szybę nie mogli uwierzyć, co robię.
Dzięki otwartości i towarzyskości Chilijczyków udało mi się dość łatwo zaadaptować do nowego miejsca. Zanim nawiążą oni nową relację, potrzebują trochę czasu. Teraz czuję się tu traktowana niczym członek rodziny. Ciepłe przyjęcie bardzo mi pomogło.
A jak wygląda życie codzienne w Chile?
Na południu Chile życie jest dużo bardziej skomplikowane niż na północy. Mamy mały dostęp do różnych produktów. Podczas pierwszego roku mojego pobytu miałam kłopot z zakupem owoców i warzyw. Przychodziły, np. "świeże" jabłka czy banany, które szybko robiły się czarne. Dostawy były raz na tydzień. Teraz wybór jest znacznie większy. Można znaleźć nawet polskie produkty, np. ptasie mleczko czy uwielbiane przez Chilijczyków ogórki kiszone.
Problemów może dostarczyć urządzanie domu. W sklepie są do wyboru, np. jedynie dwa rodzaje kanap. Ja z kolei kupowałam kiedyś kuchenkę, która szła do mnie pocztą przez trzy tygodnie. Okazało się, że nie działa. Mogłam ją odesłać z powrotem 3 tys. km, ale w takim przypadku koszt odesłania przewyższa wartość sprzętu. Ogólnie życie w Chile jest drogie. Założenie i utrzymanie rodziny jest tutaj trochę skomplikowane.
Edukacja jest płatna i na bardzo niskim poziomie. Z pomocą przychodzą zagraniczni wolontariusze. Rodzice jednak muszą zakasać rękawy, by posłać dziecko do szkoły i dać mu lepszą szansę na przyszłość. Płatna podstawówka przekształca się potem w płatne liceum i studia, więc wydatki są naprawdę spore. Korzystanie ze służby zdrowia jest też zazwyczaj płatne. Najubożsi mają bezpłatny dostęp do publicznych placówek na niskim poziomie.
Życie w Chile ma także wiele plusów. Dla mnie są to przede wszystkim: możliwość porozumiewania się w pięknym języku hiszpańskim, spokój panujący na południu, bliskość natury oraz rodzinny klimat. Myślę, że Chile jest również interesującym krajem pod względem kulturowym i historycznym. Mam tutaj mnóstwo możliwości odkrywania fantastycznych miejsc. Można by tu spędzić całe życie i pewnie zostałoby jeszcze wiele do zobaczenia.
Zobacz także: Klimat Andrzejówki jest nie do podrobienia. "Pasja, zabawa i brak napięcia, że coś musimy"
Jakie atrakcje turystyczne mogłabyś zatem polecić?
Na pewno warto zobaczyć pustynię Atakama z przepięknym, marsowym krajobrazem. Można się tu naprawdę poczuć jak na innej planecie. Polecam także Wyspę Wielkanocną. Co roku odbywa się tam ciekawy festiwal "Tapati" będący okazją do ekstremalnego zjazdu na dwóch złączonych - pod kątem 45 st. - balach bananowca z ponad 200 m.
Kierując się dalej na południe, warto poznać urokliwy region Los Lagos z wulkanami, z którym wiąże się wiele legend i mitów. Z kolei w regionie Magallanes - ze stolicą w Punta Arenas - warto odwiedzić park narodowy Torres del Paine okrzyknięty ósmym cudem świata. Słynie z trzech granitowych wież będących perełką geologiczną. Można spotkać tu m.in. pumy oraz guanako.
Miłośnicy zwierząt mogą udać się także na Wyspę Magdaleny. To właśnie tutaj przypływają pingwiny, by złożyć jaja. Istnieje zatem szansa na zobaczenie ich młodych. Nie można też oczywiście pominąć Ziemi Ognistej. Przepiękne, dzikie krajobrazy i brak cywilizacji gwarantowane.
Moim ostatnim odkryciem jest Puerto Williams będące najdalej położonym na południe miastem na świecie. Przebiega przez nie wspaniały szlak trekkingowy, który bardzo polecam miłośnikom wędrówek, gór i przygód.
W Chile znajdziemy też kilka miejsc związanych z Polakami. Na południu Ziemi Ognistej swój kawałek działki ma pewien pan będący z pochodzenia Polakiem. Jest on jedną z pierwszych osób, które osiadły na tym terenie. Warto ponadto wiedzieć, że polski geolog Ignacy Domeyko był rektorem uniwersytetu w Santiago, czyli stolicy Chile. Tutaj także zmarł. Jego nazwiskiem nazwano m.in. pasmo górskie w Andach.
To jedynie namiastka atrakcji w Chile. Kraj ma turystom do zaoferowania naprawdę wiele.