Trwa ładowanie...

Polska zagrożona inwazją nowego gatunku. Naukowcy proszą o pomoc

60 proc. Polski, m.in. Mazowsze i południowa część kraju, ma warunki odpowiednie dla życia kleszcza afrykańskiego Hyalomma. Mało prawdopodobne, by u nas ich nie było - powiedziała PAP prof. Anna Bajer z UW, której zespół zaangażował Polaków w projekt poszukiwania tego inwazyjnego gatunku pajęczaka.

Kleszcze afrykańskie Hyalomma są znacznie większe od gatunków, jakie znamy w PolsceKleszcze afrykańskie Hyalomma są znacznie większe od gatunków, jakie znamy w PolsceŹródło: Adobe Stock
d11mi20
d11mi20

Pochodzące ze strefy klimatu śródziemnomorskiego kleszcze Hyalomma to duże pajęczaki z długimi, prążkowanymi odnóżami. Dorosłe samice są nawet czterokrotnie większe od kleszczy pospolitych w Polsce. Opite krwią mogą osiągać ponad centymetr długości. Mogą one przenosić niebezpieczne bakterie i wirusy, m.in. wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej (CCHFV) - choroby, której towarzyszy duża śmiertelność (10-60 proc.).

Inwazyjny przybysz z Afryki i Azji

Hyalomma są powszechne w Afryce, południowo-wschodniej Azji oraz południowej Europie. Zasięg ich występowania się powiększa. Do położonych dalej na północ rejonów Europy larwy kleszczy docierają wraz z migrującymi ptakami. W ostatnich latach pojawiają się doniesienia o atakowaniu ludzi i zwierząt przez dorosłe kleszcze Hyalomma, np. w Niemczech, Czechach, Słowacji, nawet Szwecji.

- Mało prawdopodobne, by u nas ich nie było - informuje prof. Anna Bajer z Zakładu Eko-Epidemiologii Chorób Pasożytniczych na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Miejsca ich występowania są jednak zapewne izolowane i trudno wytypować okolice do poszukiwań. W 2023 roku byliśmy kilka razy na południu Polski, gdzie warunki wydawały się dobre dla tego kleszcza. Ale nie udało się nam go znaleźć.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Halo Polacy". Różnice kulturowe mogą zaskakiwać. "Wietnamczycy traktują picie alkoholu jak konkurencję"

- W tym roku planujemy pojechać pod granicę polsko-niemiecką w pobliże tych miejsc, gdzie w Niemczech kleszcze stwierdzono. Liczymy też na zainteresowanie społeczeństwa i zgłaszanie przypadków ich znalezienia. Ludzie, którzy jeżdżą na koniach czy mają psy nawykowo oglądają te zwierzęta pod kątem kleszczy. Jeśli znajdą bardzo dużego osobnika - prosimy o kontakt - zaapelowała prof. Anna Bajer. Jak dokonać zgłoszenia, opisano na stronie projektu "Narodowe kleszczobranie" narodowekleszczobranie.pl.

d11mi20

Zachować ostrożność przy usuwaniu kleszcza

Profesor przestrzegła, by usuwając afrykańskie kleszcze, zachować większą ostrożność. - Jeśli widzimy podejrzanie dużego kleszcza - a Hyalomma po napiciu stają się wręcz monstrualne - to bardzo ostrożnie podejdźmy do jego wyrywania. Nie należy go wyrywać gołymi rękami. Pamiętajmy, że możemy mieć do czynienia z wirusem. Dla nas jest on groźniejszy niż dla naszych zwierząt. Jeśli kleszcza rozgnieciemy, jeśli coś dostanie się do oka - możemy się zakazić - powiedziała.

Specjaliści zalecają, aby przy wyciągniu podejrzanie dużych okazów kleszczy zachować szczególną ostrożność Adobe Stock
Specjaliści zalecają, aby przy wyciągniu podejrzanie dużych okazów kleszczy zachować szczególną ostrożnośćŹródło: Adobe Stock, fot: TOMASZ MAJCHROWICZ

Naukowcy chcą sprawdzić, czy do Polski faktycznie dotarły ciepłolubne gatunki kleszczy. Chodzi o dorosłą postać tych pajęczaków, bo ich larwy trafiają do Polski regularnie.

- Tylko nie wiemy, czy mogły się już osiedlić - zaznaczyła profesor.

Na stronie projektu "narodowe kleszczobranie" można przeczytać, iż oficjalnie nie wiadomo o obecności kleszczy Hyalomma w Polsce.

d11mi20

- Moja doktorantka przeprowadziła w tej sprawie śledztwo. Owszem, pojawiły się podejrzenia, że w Borach Dolnośląskich te kleszcze znaleziono. Ktoś zdjął z konia kleszcza, który wyglądał jak Hyalomma. Ale nie wiemy, czy ktoś miał jego zdjęcie - czy oceniono go tylko po opisie. Niestety, kleszcz został wyrzucony i żaden biolog nie miał go w ręku. Nie zostało to więc potwierdzone - podsumowała prof. Anna Bajer. Dodała, że badania w terenie prowadzi też zespół z Wrocławia, ale nikt tego kleszcza nie znalazł.

Cała nadzieja w "pospolitym ruszeniu"

Zoolożka podkreśliła, że włączenie Polaków w poszukiwania nowego gatunku przenosi badania na wyższy poziom. Naukowcy nie są bowiem w stanie wszędzie dotrzeć. Tymczasem w zbieraniu danych może im pomóc niemal 40 mln rodaków.

Na razie naukowcy dostali ponad 200 zgłoszeń. Na jednym ze zdjęć, z Wielkopolski, kleszcz wyglądał jak Hyalomma, ale nie można tego potwierdzić, ponieważ został wyrzucony.

d11mi20

Prof. Bajer przypomniała, że w warunkach naturalnych w Polsce występuje kilkanaście gatunków kleszczy, najliczniejsze są kleszcze pospolite. Z perspektywy badaczy nawet "nietrafione" zgłoszenia mają wartość: pozwalają potwierdzić rozmieszczenie znanych, ale mniej powszechnych gatunków.

- Przez lata monitorowaliśmy rozprzestrzenianie się kleszcza łąkowego w Polsce. Zasięg jego występowania zmienia się. Teraz pewnie dodatkowo sprawdzimy, dokąd dotarł - zasugerowała profesor.

d11mi20

Afrykańskie kleszcze u naszych sąsiadów

Na możliwą obecność afrykańskich kleszczy w Polsce wskazuje np. to, że w Niemczech potwierdzono ją m.in. w publikacji z 2024 r. (z mapkami stwierdzeń od sześciu lat). Prof. Bajer powiedziała, że co roku z terenu całych Niemiec do instytutu w Monachium przysyłane są dorosłe Hyalomma. Próbki pochodzą m.in. z północy Niemiec, okolic Hamburga czy z kilku miejsc blisko granicy z Polską.

Na pytanie, czy są to formy przynoszone co roku przez migrujące ptaki, czy już zimujące, odpowiedziała:

- Pierwsze doniesienia o Hyalomma w Niemczech są z roku 2018, bardzo ciepłego. Najwięcej było ich natomiast w 2019 r., co może świadczyć, że przezimowały.

Jak zwróciła uwagę prof. Bajer, w ostatnich dwóch latach było mniej doniesień. Jej zdaniem nie wiadomo, czy to spadek zainteresowania społeczeństwa zgłaszaniem kleszczy, czy jednak nie są one w stanie przetrwać zimy.

d11mi20

Zoolożka zwraca uwagę, że rozprzestrzenianie gatunków można modelować matematycznie, m.in. na podstawie danych klimatycznych dla siedlisk, w których Hyalomma już się stwierdza. Takie modelowanie przeprowadzono dla Europy Środkowej, wprowadzając dane na temat obszarów z Niemiec i Polski, teoretycznie dogodnych dla tych pajęczaków. Okazało się, że 60 proc. Polski, np. Mazowsze i południowa część kraju, ma warunki odpowiednie dla Hyalomma - takie same, jakie panują na terenach, gdzie te kleszcze już stwierdzono. Wyjątek stanowi północna część kraju, np. okolice Suwałk czy Szczecina.

Z dotychczasowej wiedzy wynika, że jeśli gdzieś pojawiają się stabilne populacje kleszcza Hyalomma, to zwykle w pięć - siedem lat później pojawiają się tam przypadki zachorowań na krymsko-kongijską gorączkę krwotoczną.

- Jeśli możemy potwierdzić obecność Hyalomma - możemy też przygotować społeczeństwo do reakcji na wirusa - powiedziała badaczka.

Jak podkreśliła, w życiu stykamy się z wieloma patogenami, a kleszcz to tylko jeden czynnik ryzyka. Nie trzeba więc reagować strachem.

- Potrzebny jest zdrowy rozsądek. Kiedyś w Egipcie zostałam zaatakowana przez te kleszcze. Chodziły nam po nogach. Nie było to przyjemne, ale nic się nie stało. Są zresztą duże i można je łatwiej zauważyć i poczuć, jak chodzą - w przeciwieństwie do większości naszych kleszczy i ich nimf, bardzo małych - zwróciła uwagę

d11mi20

Źródło PAP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d11mi20
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11mi20