Restauracje na wakacjach – jak nie dać się oszukać
Wreszcie wyszło słońce. Jest coraz cieplej. Już nie możemy doczekać się krótszych i dłuższych wypadów. Jednak sam pobyt, to nie tylko czysta przyjemność. Przed nami setki decyzji. W tym jedna z najważniejszych. Gdzie zjeść?!? Kulinarne zwiedzanie często przypomina chodzenie po polu minowym, zwłaszcza w sezonie i w miejscach szczególnie oblężonych przez turystów. Na każdym kroku czyhają na nas niebezpieczeństwa. Naciągacze, naganiacze i... rozcieńczacze. Jak podróżować, smakować i się nie rozchorować? Pomożemy ci się przygotować!
Człowiek głodny to człowiek bezbronny. Restauratorzy wiedzą o tym doskonale i nie mają litości. A każdy kraj rządzi się swoimi prawami. Podpowiadamy, na co uważać w popularnych urlopowych miejsach. Także w Polsce.
Jeśli zdecydujesz się na Włochy, wiedz, że w wielu restauracjach za nakrycie dla każdej osoby będziesz musiał dodatkowo zapłacić. Tzw. “coperto” wynosi od 1€ do 2€ (2,50€ - 3€ w przypadku kurortów, jak Capri)
. Nie bez powodu miejscowi swoją kawę z croissantem zawsze spożywają przy barze.
Nasza rada: tak jak w Polsce. Obserwuj miejscowych. Ich zachowanie i kierunki to encyklopedia wiedzy, zarówno w kontekście omijania dodatkowych opłat i wyboru dobrego lokalu na obiad czy kolację. Na przykład na Montmartre w Paryżu hot-dogi przy stoliku może kosztować więcej niż wzięty na wynos. Dlatego paryżan tu ze świecą szukać. Jeśli akurat żadnych miejscowych nie masz pod ręką i nie możesz ich zlokalizować – czytaj. To nie boli. Przewodniki, blogi, portale – czasami pokażą ci miejsce oddalone o kilka kroków od głównego turystycznego szlaku, ale warte nadrobienia drogi.
W wielu krajach możesz również spotkać się z niespodziankami przy płaceniu rachunku w postaci doliczonej z góry opłaty za serwis. W wysokości 10-15 proc. w zależności od miejsca i lokalu. To powszechne m.in. we Włoszech, Francji, Szwecji, Norwegii.
Nasza rada: zawsze pamiętaj, że jesteś żołnierzem na kulinarnej wojnie, a dodatkowe opłaty czają się wszędzie. Zwłaszcza tam, gdzie z barmanem czy kelnerem nie możesz swobodnie porozumieć się w jakimkolwiek znanym ci języku. Zanim pochłoniesz całe pieczywo, precle czy innego rodzaju przegryzki, postawione przed tobą na stole lub barze, upewnij się, że nie jest ono dodatkowo płatne. Sami raz więcej zapłaciliśmy za niezamówione precle niż za zamówione piwo. Więcej razy tego błędu nie popełnimy.
Uliczni naganiacze zazwyczaj nie stanowią zagrożenia, choć jeśli taki delikwent zaczyna prowadzić cię krętymi uliczkami, daleko od miejsca, w którym się spotkaliście, wiedz, że należy się zaniepokoić.
Nasz rada: spodziewaj się najgorszego. Oczywiscie niewykluczone, że trafisz w świetne miejsce. Ale równie prawdopodobne jest to, że będzie klops. Zawsze lepiej miło się rozczarować.
Rozcieńczany alkohol to praktyka znana i chętnie stosowana na wszystkich kontynentach. W tym przypadku stosunkowo łatwo się uchronić przed oszustwem.
Nasza rada: napoje wyskokowe zawsze zamawiaj w butelkach i pilnuj, by zostały otwarte przy tobie (przelewanie tańszych alkoholi do butelek droższych nie należy do rzadkości). Jeśli zaś masz ochotę na drinka, a nie wodę po rozpuszczonym lodzie, zamów wszystko oddzielnie – alkohol, sok i lód i sam miksuj według własnych potrzeb. A jeśli lubisz barmańskie występy, pogódź się z tym, że procentów będzie w nim mniej niż w takim samodzielnie przygotowanym.
Wszędzie na polu walki
Kto choć raz był w szczycie sezonu nad Bałtykiem, wie o tym doskonale. Oddałeś ostatnie pieniądze, by zjeść „świeżą” rybkę, po czym płakałeś rzewnie, bo ryba może kiedyś była świeża, ale ostatnia osoba, która pamiętała te piękne czasy, zmarła przed laty? To historia stara jak świat. Protestujesz, że przecież zrobiłeś wszystko, jak należy, czyli wybrałeś knajpę, gdzie jest dużo osób (milion razy słyszałeś, że to najlepszy sposób na wybór lokalu). Naiwny, tu te zasady nie działają! Przecież w porze obiadowej nad Bałtykiem wszystkie knajpy są pełne. A w kurortach restauratorzy nie za bardzo muszą się starać, by klient do nich wrócił, jeśli nie ten, to przyjdzie następny, Czy to więc oznacza, że na wakacjach nad polskim morzem jesteś skazany na nieświeżą rybę? Nie! Wystarczy, że będziesz kierował się naszymi radami.
Nasza pierwsza rada: Zostań wegetarianinem. Choć w tym przypadku może być jeszcze gorzej, bo wtedy będziesz skazany na jedzenie każdego dnia placków ziemniaczanych lub frytek (oczywiście mrożonych), obsmażonych w obrzydliwej fryturze, która już w zeszłym sezonie królowała na talerzach, a korony nie odda jeszcze przez parę następnych lat.
Nasza druga rada: Nie łudź się. 70-80 proc. ryb na polskim rynku to ryby importowane. Makrele są z Norwegii, dorsze często z Atlantyku, nawet śledzie są z Islandii. Nie rozpaczaj jednak, bo jedzenie mrożonki może ci wyjść na dobre: mrożony dorsz na przykład może być bezpieczniejszy niż „świeży”, bo ten ostatni po 30 min na słońcu będzie bardzo nieświeży.
Jeśli jednak zależy ci na rybie prosto z morza, skorzystaj z naszej trzeciej rady. Przygotuj się jak na wojnę. Sprawdź sezony połowów bałtyckich ryb i wiedz, że w naszej części wybrzeża połów flądry od 1 lipca do 31 sierpnia jest dla kutrów rybackich zakazany, a w przypadku dorsza mocno ograniczony. W wakacje musisz więc naprawdę się nagimnastykować, by ten ostatni na talerzu był rzeczywiście świeży. Nie kieruj się niską ceną – często w jej ramach dostaniesz więcej panierki czy tłuszczu, niż samej ryby (ale nad Bałtykiem jest dużo pułapek – wysoka cena również nie jest gwarantem jakości). Wiedz, że nie zawsze skromna buda przy morzu (która na logikę powinna mieć świeży towar) będzie najlepszą opcją. Za każdym razem upewnij się, skąd pochodzi ryba, kiedy została złowiona, od jakiego dostawcy pochodzi. Najlepiej znajdź jakiegoś miejscowego i śledź go wytrwale, by znaleźć miejsca, do których on chodzi regularnie. Albo – w wersji uproszczonej – po prostu zapytaj o rekomendację. I oczywiście spędź wcześniej dwa tygodnie, przegrzebując wszystkie dostępne w internecie blogi i fora, na których znajdziesz przynajmniej dwa lokale, w których uda cię sensownie zjeść za przyzwoite pieniądze.
Jeżeli wszystkie sposoby zawiodą, po prostu uznaj, że wakacje to świetny moment na dietę i na urlopie karm się słońcem i pięknymi widokami. Albo spróbuj swoich sił nad jakimś innym morzem. Cieplejszym, gdzie nie będziesz narzekał na pogodę. Co oczywiście nie znaczy, że nie będziesz narzekał na restauratorów, którzy używając chwytów poniżej pasa, będą próbowali na tobie zarobić.Niby wszystko wiadomo, ale w praktyce różnie wychodzi. Teraz przynajmniej wiesz, co robić, by mogło wyjść lepiej.