Rzucili miasto oraz korporację i postawili ule. "Warmia nas przetestowała i wypluła"
Nie jestem zapewne jedyną osobą, którą fascynują pszczoły. Ale fascynacja to jedno, a strach przed niebezpiecznymi owadami to drugie. Jak pogodzić lęk i ciekawość? Kiedy tylko nadarzyła się okazja, aby przyjrzeć się pszczołom w bezpiecznych warunkach i poznać je trochę bliżej, bez wahania się zdecydowałam. Ruszyłam więc do miejsca, gdzie o tych pracowitych owadach wiedzą prawie wszystko.
Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Jeśli się uczyć, to od najlepszych. Jadę do pasieki Warmińska Pszczoła w Purdzie, gdzie ulami opiekuje się najlepsza bartniczka w Polsce, Katarzyna Maziec razem z mężem Andrzejem i córeczką Anią. W konkursie Pszczelarz Roku 2023 otrzymała Grand Prix oraz pierwsze miejsce w kategorii dużych pasiek.
Katarzyna Wośko: Opowiedz, proszę, jak się to wszystko zaczęło.
Katarzyna Maziec: Nasza historia to opowieść o typowych ludziach z miasta, którzy po wielu latach pracy w korporacji zapragnęli uciec gdzieś na wieś, gdzie można żyć trochę spokojniej, w zgodzie z naturą. Po różnych perturbacjach kupiliśmy ziemię i dom na Warmii.
Ale Warmia nie przyjęła nas łaskawie. Pierwszy rok to był jakiś koszmar. Zimą, kiedy przyszły porządne, warmińskie mrozy, popękały nam w domu rury. Zostaliśmy odcięci od świata, bo jedyna droga dojazdowa była zasypana śniegiem, bez ogrzewania i bieżącej wody... Po kilku tygodniach walki z siłami natury, z domem i remontem mieliśmy długą chwilę zwątpienia. Dopadło nas takie poczucie, jakby ta Warmia nas testowała, przemieliła w jakiejś swojej maszynie i wypluła na koniec - bez sił, bez entuzjazmu, pełnych rozterek i wątpliwości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polskie miasto pęka w szwach. Gigantyczne tłumy na ulicach
Ale przetrwaliście. I co było dalej?
Dalej była agroturystyka, bo taki był nasz pierwotny pomysł na to miejsce. Z dala od miast, z dala od centrum wsi... Ale pewnego dnia spotkaliśmy człowieka, który opowiedział nam historię tych ziem. I od niego dowiedzieliśmy się, że tradycją terenów, na których zamieszkaliśmy, jest bartnictwo. Zafascynował nas tymi opowieściami do tego stopnia, że zapisaliśmy się - najpierw mąż, a później ja - do szkoły dla pszczelarzy i po roku zostaliśmy dyplomowanymi rolnikami - pszczelarzami. Był tylko jeden problem. Nie mieliśmy pasieki.
Od ilu uli się zaczęło?
Na początek postawiliśmy pięć uli. Pomysł był taki, żeby mieć ich tyle, aby był miód dla naszych gości w agroturystyce, dla nas i ewentualnie jeszcze trochę dodatkowo. Ale wciągnęła nas ta przygoda. Dzisiaj mamy 350 uli i teraz to praca przy pasiece zdominowała nasze życie.
Ile pszczół mieszka w każdym takim ulu?
60-80 tysięcy pszczół robotnic, jedna matka i od kwietnia do sierpnia od dwóch do pięciu tysięcy trutni. Gdy trutnie przestają być pszczołom potrzebne do celów reprodukcyjnych, pszczoły - choć dwa razy mniejsze od nich - wyrzucają je z ula, a strażniczki nie pozwalają im wrócić. I trutnie niestety giną, bo nie umieją żyć bez "usług" pszczół.
Spore towarzystwo macie pod opieką, jeśli przemnożymy to przez 350 uli. Nie ma w was strachu przed tymi owadami? Przecież pszczoły bywają agresywne.
Ze względu na fakt, że w naszej zagrodzie poza pozyskiwaniem miodu zajmujemy się również edukacją dzieci, bezpieczeństwo jest dla nas bardzo ważne. Dlatego też bardzo uważnie selekcjonujemy matki, aby ich rodziny nie były agresywne. Bo charakter całej pszczelej rodziny jest zależny od ich "przywódczyni". Kupujemy w hodowlach specjalnie dobrane matki – jedna taka pszczoła, od której wszystko zależy, potrafi kosztować nawet tysiąc euro, ale wiemy, że na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać.
Kiedy rozglądam się po okolicy waszego domu i agroturystyki, widzę tylko kilkanaście uli. Na pewno nie ma ich tu 350. Gdzie reszta?
Od połowy kwietnia zaczyna się przewożenie uli na pożytki. Są to miejsca, gdzie kwitną kwiaty. Zawieramy umowy z rolnikami i innymi właścicielami gruntów i na tej podstawie możemy ustawiać nasze ule w miejscach, gdzie trwa w danym okresie intensywnie kwitnienie. Pierwszy jest mniszek, później rzepak, akacja, po niej zaczynają zakwitać wielokwiatowe łąki i łąki leśne. Potem przychodzi pora na lipę, grykę, facelię i na koniec późne kwiaty - nawłoć oraz najpóźniejszy wrzos.
Aby pszczoły nie wracały z tym co zbiorą do nas, czyli do miejsca, które już znają, musimy je wywozić minimum trzy kilometry od domu. Dopiero w takim przynajmniej oddaleniu zaczną na nowo mapować teren, uczyć się otoczenia i wracać do ula postawionego w nowym miejscu.
Czy kiedy kupujemy miód z pasieki, możemy być pewni, że miód np. lipowy jest rzeczywiście lipowy? A może pszczoły poleciały w innym kierunku i nazbierały więcej nektaru z innych kwiatów? Skąd, jako pszczelarze, to wiecie?
Aby zbadać skład miodu, pszczelarze dają próbki do badania. To coraz bardziej popularna metoda, która pozwala określić, czy faktycznie dana partia miodu jest lipowa, faceliowa czy gryczana. Jeśli kupujemy miód bezpośrednio od pszczelarza, można zapytać, jak określa skład.
Czytaj także: Lekarstwo na ból duszy. Słodka pamiątka z Olsztyna
Który miód twoim zdaniem jest najzdrowszy, najbardziej wartościowy?
Każdy rodzaj ma swoją specyfikę i swoje lecznicze właściwości. Na przykład miód rzepakowy dobrze wpływa na drogi oddechowe oraz na nerki i drogi moczowe, miód faceliowy polecany jest przy dolegliwościach trawiennych, wspomaga też układ krwionośny, z kolei miód akacjowy właściwie jako jedyny może być spożywany przez osoby chore na cukrzycę.
Miód lipowy ma działanie antybakteryjne, pomaga osobom z problemami ze strony układu oddechowego, natomiast miód gryczany o charakterystycznym ciemnym kolorze i wyrazistym smaku poza działaniem antybakteryjnym wspomaga też leczenie chorób układu sercowo-naczyniowego. No i nie zapominajmy, że produkty pszczele to nie tylko miód, ale także propolis, pierzga, mleczko pszczele, pyłek, a także jad. Długo mogłabym opowiadać o ich właściwościach...
Ale jeśli ktoś chciałby to wszystko usłyszeć, może do was przyjechać, prawda?
Poza agroturystyką prowadzimy warsztaty – dla dzieci, dla całych rodzin, ale też dla dorosłych.
Sądząc po tym, jak rozwinęliście swoją pasiekę i działalność z nią związaną, można wnioskować, że ta surowa Warmia chyba już was całkowicie zaakceptowała. Zdarzają się jeszcze jakieś trudne sytuacje?
Kilka tygodni temu zdarzyło się nam coś, na wspomnienie czego do dziś łzy stają mi w oczach. W jednym z miejsc, gdzie mieliśmy ustawione ule, ktoś zakradł się i nie wiemy, czy z głupoty czy z premedytacją, zniszczył nam 24 ule. Zastaliśmy je połamane, poprzewracane... Dziesiątki tysięcy pszczół zginęły, bo ktoś kompletnie zdewastował ich domy. Ratowaliśmy co się da, ale ogromna większość owadów, które były pozlepiane rozlanym miodem i woskiem, była nie do ocalenia.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Gdy wiadomość o tym zdarzeniu rozeszła się w środowisku, na pomoc ruszyli nam pszczelarze z całej Polski. Przyjechali ze Śląska, z Białej Podlaskiej, z Ornety. A z naszego terenu tylko dwie osoby. Jeśli więc pytasz, czy Warmia już całkowicie nas zaakceptowała, to chyba tak, ale czy Warmiacy nas przyjęli? Chyba ciągle nie traktują nas jak swoich...
Jakie straty ponieśliście?
Materialne - ok. 30 tys. zł, ale najgorsze jest to, że zginęło tak wiele pszczół. Tyle mówi się o ich znaczeniu nie tylko ze względu na pozyskiwanie miodu, ale przede wszystkim ze względu na ich znaczenie dla życia na Ziemi. A tu ktoś przychodzi i w sposób bestialski niszczy tyle pszczelich rodzin...
Gdzie można was odwiedzić?
Zagroda Edukacyjna Warmińska Pszczoła znajduje się we wsi Purda, gdzieś w połowie odległości pomiędzy Olsztynem a Szczytnem. W zagrodzie można zamieszkać na kilka dni (w domu drewnianym) lub wziąć udział w warsztatach - po uprzednim ustaleniu terminu. Można też kupić miody i inne produkty pochodzące od pszczół.