Morze istniało tu od wieków. Dziś to wielka pustynia pełna wraków
Władza radziecka za nic miała przestrogi ekspertów. Odcięła dopływ wody do Morza Aralskiego, które po latach praktycznie wyschło. Ale za to miała bawełnę. Na szczęście po latach niebytu, morze znów wraca do żywych.
Na początek wyjaśnienie. Jezioro Aralskie było jednym z największych na świecie, stąd też do dzisiaj używa się określenia Morze Aralskie. To ze względu na obszar – 450 km długości i 250 km szerokości. Średnia głębokość – 10-11 m. Nazywanie go morzem usprawiedliwia też jego duże zasolenie.
Przekierowali rzeki na pola bawełny
W latach komunizmu dla władzy radzieckiej liczyło się jedno – wykonanie planu. Za to byli wszyscy rozliczani – od traktorzysty w małym kołchozie po dyrektora ogromnego kombinatu. Plan to była świętość. Niewykonanie oznaczało naganę, brak premii czy awansu. Nic dziwnego, że każdy, kto odpowiadał za wykonanie planu robił wszystko, żeby nie podpaść zwierzchnikom.
Tak było też w przypadku odpowiedzialnych za produkcję m.in. bawełny i ryżu. Nikita Chruszczow marzył, żeby republiki Azji Środkowej stały się światową potęgą w produkcji bawełny. Ogromne pola uprawne w Uzbekistanie i Kazachstanie nie były jednak dostatecznie nawadniane. To spędzało sen z powiek ówczesnej władzy.
O tej porze roku to zaskoczenie. Kamera zarejestrowała spore zbiegowisko
A co by się stało, gdyby przekierować na te pola wodę z rzek Amu-daria i Syr-Daria, które zasilają Morze Aralskie? Na taki szatański pomysł wpadli przed laty radzieccy decydenci. I postawili na swoim. To nic, że woda z rzek praktycznie nie docierała na pola bawełny, bo po drodze wyparowywała albo wsiąkała w piaski pustyni Kara-Kum. Ważne, że radzieccy inżynierowie pokażą całemu światu, że ZSRR jak tylko chce, to może nawet zmienić bieg rzeki.
I zmienił. Tym samym doprowadził do jednej z największych katastrof ekologicznych na świecie. Morze Aralskie, które przez lata żywiło miliony Rosjan i dawało im pracę chociażby przy rybołówstwie, zostało skazane na zagladę.
Wystarczyło dziesięć lat ingerencji w naturę, żeby ten ogromny zbiornik wodny podzielił się na dwie oddzielne części. Tak bardzo spadł w nim poziom wody. Na nic zdały się przestrogi niektórych naukowców i ekologów. Nikt ich nie słuchał. Nie mieli siły przebicia. I tak mieli szczęście, że za protesty nie wylądowali w więzieniach o zaostrzonym rygorze. Powinni wiedzieć, że władza radziecka ma zawsze rację.
Morze zaczęło wysychać
Nie miała. Morze Aralskie przez ten szalony pomysł z roku na rok wysychało. Od lat 60. poziom wody zaczął opadać w tempie około 20 cm rocznie. Po dziesięciu latach 50-60 cm rocznie, następnie przyspieszył do 80-90 cm rocznie.
Zginęły prawie wszystkie ryby, ptaki, przybrzeżne zwierzęta. Wraz z nim wymarło wiele gatunków zwierząt. Najgorzej było po stronie Uzbekistanu. W delcie Amu-darii i Syr-darii znajdowały się kiedyś ogromne połacie lasów. Teraz jest pustynia. Aż trudno uwierzyć, że kilkadziesiąt lat temu można tu było natrafić nie tylko na flamingi i tygrysy kaspijskie, ale też na wiele innych gatunków zwierząt. Teraz nie ma tam praktycznie życia.
Stopniowo zmieniał się klimat
Miejscowa ludność mogła kiedyś poczuć przyjemny i wilgotny powiew od strony morza. Dzisiaj to tylko wspomnienia. Wraz z wysychaniem morza w promieniu kilkuset kilometrów zmienił się także klimat z łagodnego na wręcz tropikalny. Temperatury latem sięgają tu do 45 st. C.
Jednym z przykładów barbarzyńskiego pomysłu radzieckiej władzy jest miasto Mujnak – jedyne kiedyś portowe miasto w Uzbekistanie leżące przy samym brzegu Morza Aralskiego. Mieszkało tu ok. 40 tysięcy osób. Dziś została jedna czwarta ludności, a do morza jest... 200 km. Żeby teraz zobaczyć wodę, trzeba spędzić w samochodzie co najmniej kilka godzin.
Pozostały jeszcze puste budynki po przetwórniach ryb, które w czasach ZSRR wysyłały swoje produkty do różnych zakątków świata, w tym także do Polski.
Pustynia po horyzont
Tu, gdzie kiedyś tętniło życie, przy brzegu morza straszą dziś pozostałości po ówczesnych kawiarniach, restauracjach czy dyskotekach. Szczególnie przygnębiająco wyglądają dawne kutry czy statki, które pozostały na dnie wyschniętego akwenu.
Aż po horyzont rozciąga się olbrzymia pustynia – pozostałość po czwartym kiedyś największym jeziorze na świecie. Dno dawnego morza kryje w sobie też niebezpieczne związki. To pozostałości po chemikaliach, nawozach, które docierały tu wraz z nurtem rzek.
Na jednej z wysp znajdowała się także fabryka broni biologicznej. Po ekologicznej apokalipsie pozostałości śmiercionośnych substancji pozostały teraz na dnie. Wiatr roznosi je po całej okolicy. Setki kilometrów. Docierają też do domów, zagrażając ich mieszkańcom. Nic dziwnego, że w okolicy lawinowo wzrosła zachorowalność na zapalenia płuc i nowotwory, a śmiertelność noworodków jest dziesięciokrotnie wyższa niż np. w Polsce.
Turystów w tym miejscu nie brakuje. Wiele osób chce na własne oczy zobaczyć, jak ludzka chciwość mogła doprowadzić do jednej z największych katastrof ekologicznych na świecie. Za 200-300 dolarów miejscowi przewodnicy pokażą miejsca, gdzie kilkadziesiąt lat temu wypoczywano nad brzegiem morza, a kutry rybackie codziennie wracały z obfitego połowu chociażby jesiotra, którego tu nie brakowało. Taki rodzaj turystyki niektórzy nazywają dziś "katastroficznym". To wyjazdy do miejsc nawiedzonych przez kataklizmy. Tak jak zwiedzanie Czarnobyla.
Jest nadzieja dla Morza Aralskiego
Na szczęście są też optymistyczne wieści z tego zakątku świata. Morze Aralskie się powoli odradza. Władze Kazachstanu podały, że od 2008 r. ilość wody w północnej części morza niemal się podwoiła. Jest tam już mniejsze zasolenie, widać też więcej gatunków ryb.
Władze Kazachstanu – dzięki współpracy z Bankiem Światowym – finansują budowę infrastruktury, która ma zapobiegać odpływowi wody z jeziora. Efekty – na razie powolne – już widać. Odradza się rybołówstwo, a niektóre porty znów zaczynają tętnić życiem.
Niegdyś portowe miasto Aralsk, gdy jezioro zaczęło wysychać, znalazło się 40 km od brzegu jeziora. Dziś, dzięki temu, że podnosi się poziom wody, jest już tylko ok. 20 km od brzegu.
Wciąż jednak wysycha południowa część zbiornika. Według naukowców, Morze Aralskie nigdy jednak nie będzie takie jak przedtem. Południowa część akwenu jest nie do uratowania.
To niejedyny w historii ZSRR absurdalny pomysł ujarzmiania natury. Aż strach pomyśleć, co by się stało w latach 50., kiedy ówczesne władze ZSRR zastanawiały się, czy nie wcielić w życie planu pewnego młodego i "obiecującego" inżyniera z Akademii Nauk. Plan polegał na zmianie kierunku nurtu rzek Jenisej i Ob - nie na północ do Oceanu Lodowatego, a na... południe do Morza Aralskiego. Argumentem "naukowców" było to, że wody na północy i tak się nie wykorzysta, bo zamarza. Co innego na południu. Tu się przyda. Tego planu na szczęście nie udało się zrealizować.