Bazary i targi w Kambodży. "Nie targuje się tylko frajer i bogaty Niemiec"
Azję można kochać za wiele rzeczy - wspaniałe landszafty, dziką przyrodę czy orientalną kulturę wschodu. Dla wielu jednak flirt z tym rejonem świata, w myśl starego przysłowia "przez żołądek do serca", zaczyna się właśnie od kuchni. Fenomen azjatyckiej gastronomii jest ciężki do opisania, a jej uliczna forma, czyli popularny streetfood - nie ma sobie równych na świecie.
Ilość intrygujących owoców oraz warzyw, aromatów i kompozycji smakowych sprawia, że do Azji nie jedzie się tylko leżeć plackiem na plaży, ale w dużej mierze przeżyć na własnych kubkach smakowych gastro-przygodę życia.
Kambodża, jak przystało na kraj będący częścią Płw. Indochińskiego, ma do zaoferowania szerokie spektrum potraw - od hardcorowych stuletnich jaj i owłosionych tarantul, przez znakomitą strawę warzywną aż po dania na bazie owoców morza. Sercem każdego większego miasta Królestwa Khmerów jest bazar, miejscem świętym, gdzie można kupować, zarabiać, handlować i spożywać.
Bazary i targi w Kambodży to miejsce, w którym Khmerowie uczą się zasad kapitalizmu, który z kolei daje im możliwość zarobienia dolarów.
Bazarowe realia, czyli słów kilka o targowaniu
Azjatyckie targi są współczesnymi arenami słownych potyczek, gdzie bez twardych negocjacji człowiek z góry skazany jest na sromotną porażkę . Warto pamiętać, że w Azji, nieważne czy w Bangkoku, Phnom Penh lub Ho Chi Minh, nie ma kupowania bez targowania! Co więcej, targować się wypada, aby nie urazić lokalnego sprzedawcy. Nie targuje się tylko frajer i bogaty Niemiec.
Zbijanie cen jest umiejętnością trudną, wymagającą wieloletniego doskonalenia i odpowiedniego podejścia. Nie sztuką jest zaproponować sprzedawcy ceny o 400 proc. niższą od wyjściowej, sukcesem będzie transakcja, w której zbiję się cenę, a mimo to sprzedawca ze szczerym uśmiechem dorzuci kilka gratisów. Nie bać się targować, cena wyjściowa jest zawsze kilkaset procent zawyżona, o czym oferenci doskonale wiedzą. Ze zdziwieniem obserwowaliśmy turystów, którzy łykali najmniejszą pierdołę po oficjalnej cenie. Zwycięzcą jest ten, kto z bazaru nie wychodzi spłukany lub dzięki zaoszczędzonym środkom kupi więcej pamiątek.
Bazary w Phnom Penh to świetne miejsca na zakupy i trening zbijania cen. Niestety biały turysta ma na starcie pod górkę, bo zawsze i wszędzie traktowany będzie przez pryzmat wypchanego gotówką portfela. Nie da się od tego uciec, dla sympatycznego Khmera nie ma różnicy czy jesteś z Ukrainy czy Szwajcarii - jesteś białas więc masz hajs! To smutne, ale można się do tego przyzwyczaić i w pewien sposób zrozumieć to przedmiotowe podejście do przyjezdnego o białej karnacji. Kambodża to kraj niemiłosiernie niszczony przez cały XX wiek, trudno się więc dziwić, że jego mieszkańcy po latach niewoli i terroru chcą wreszcie dorobić się tych kilku dolarów dziennie.
Co można kupić na miejskich targach w Kambodży?
Kambodża jest krajem, z którego przywieźć można wiele ciekawych pamiątek. Na tle innych miejsc w Azji jest stosunkowo dużo rodzimej produkcji, a mniej tandety dla masowego odbiorcy. Jednym z nich jest hamak, który dla Khmerów jest równie niezbędny i ważny jak odzież przeciwdeszczowa dla Brytyjczyków.
To, co rzuci wam się w oczy podczas eksploracji targowego świata Kambodży to naczynia z drewna palmowego i kokosowego - łyżki, miski, sztućce, popielniczki, talerze. Przy zakupach obowiązuje znana zasada, im więcej tym taniej. Targowanie obowiązkowe!
Popularnością cieszą się rękodzieła z wikliny, które w porównaniu do cen europejskich w Kambodży kosztują grosze. Dobrym przykładem są ręcznie robione torebki, które ostatnio do oferty wprowadziła np. Zara. Na khmerskim bazarze można je kupić za mniej niż 10 dolarów, a w znanej sieciówce powyżej 60-70 dolarów. Koszykarstwo w Kambodży stoi na bardzo wysokim poziomie. Krama to kolejna charakterystyczna dla tego kraju rzecz - tradycyjna chusta pełniąca funkcję szalu, bandany, a także hamaka dla dzieci. Jest to narodowy symbol Kambodży.
Najlepszy na świecie pieprz z miejscowości Kampot
Przyprawy to domena Kambodży - kraj ten słynie z najlepszego na świecie pieprzu z miejscowości Kampot, który za czasów kolonialnych był na podstawowym wyposażeniu każdej francuskiej restauracji. Do dziś pieprz ten stosowany jest przez najwybitniejszych kucharzy. Swój wyrafinowany smak, aromat i stopień ostrości zawdzięcza tradycyjnym i w pełni naturalnym procesom suszenia na słońcu.
Czytaj także: Kłamią i wyłudzają pieniądze. To prawdziwa plaga
Ze względu na panujący w Azji Południowo-Wschodniej klimat tropikalny, na khmerskim bazarze kupić można dużą liczbę rodzimych i świeżych roślin aromatycznych, które są podstawowymi składnikami codziennej kuchni Khmerów. Mimo że w Kambodży stosuje się mniej przypraw niż w sąsiedniej Tajlandii, lokalni sprzedawcy oferują wiele znanych produktów, takich jak wanilia, cynamon, anyż, galangal, kolendra, tamaryndowiec czy kurkuma. Łatwo dostępny jest cukier palmowy i suszona trawa cytrynowa. Szafran jest tańszy od zestawu HappyMeal w McDonald's.
Zdecydowanie najpopularniejszą potrawą w Kambodży jest z kolei amok, czyli filet z ryby w lokalnie przygotowywanej paście curry (zwanej kroeung) z dodatkami m.in. czosnku, trawy cytrynowej, galangalu i ostrych papryczek. Całość podawana jest w liściu bananowca i smakuje bardzo delikatnie.
Bazar - idealne miejsce do degustacji nowych owoców i warzyw
Najwięcej na bazarach jest owoców, które niewątpliwie dodają tym miejscom kolorytu i życia. Na prowizorycznych ladach znaleźć można znane z polskich warzywniaków pomarańcze, cytryny, jabłka czy banany. Są też arbuzy, ananasy i kokosy.
Z uwagi na panujący w Azji klimat tropikalny, przyjezdny ma możliwość degustacji świeżych owoców o bardziej egzotycznym i niedostępnym charakterze. Należą do nich m.in. smoczy owoc (Dragon Fruit), marakuja (Passion Fruit), papaja czy mango. Czymś zupełnie nowym są owoce Chlebowca, który wygląda jak kolorowy jeżozwierz. Fascynuje również cuchnący durian czy taki dziwny twór jak Jagodzian rambutan.
Wybór bananów nie ogranicza się tylko do tych znanych nam z hipermarketów. Warto pamiętać, że w naturze istnieje około trzystu gatunków tego owocu z czego uprawianych jest zaledwie dwadzieścia. W Kambodży spróbować można bananów czerwonych, tzw. baby bananas czyli krótkich, małych o zielonkawym kolorze i cooking bananas, które są gotowe do spożycia dopiero po usmażeniu.
Bazarowe zaułki pełne są kiczowatych obrazków rodem z uliczek spod krakowskiego Barbakanu. Wśród dużej ilości produktów wątpliwej jakości znaleźć można prawdziwą sztukę - mozaiki wykonane z papieru ryżowego tzw. temple rubbings. Wytrawny łowca bez problemu kupi stare banknoty z czasów kolonialnych, suszone nietoperze i wypchane aligatory. Kambodża słynie ze świetnego jedwabiu, wizyta na miejscu jest więc dobrą okazją na zaopatrzenie się w pięknie zdobione tkaniny.
Mięso jest nieodłącznym elementem każdego targu. Kupić można zarówno kurczaki, indyki i żaby, ale również świetnie nadające się na zupę żywe żółwie. Dominują owoce morza i ryby - kalmary, małże, ślimaki, krewetki, ośmiornice. Ryb jest cała paleta - od Brzanek Schwanenfelda, przez tilapie, karpie i sumy aż po różne gatunki żmijogłowowatych.
Bazarowe eldorado w Phnom Penh i Siem Reap
Targiem, który odwiedzaliśmy najczęściej podczas pobytu w Phnom Penh, jest osławiony Russian Market (zwany Psar Tuol Tom Pong). To jeden z największych w kraju punktów handlowych, usytuowany w pobliżu bulwaru Mao Tse Toung. Swoją nazwę zawdzięcza Rosjanom, którzy w latach 80-tych XX w. prawie skolonizowali ten rejon kraju. Było ich tak dużo w stolicy, że doczekali się nazwy największego w mieście bazaru. Obecnie miejsce to znane jest z bardzo dużego asortymentu produktów - od tkanin, przez żywność, po sztukę i produkty codziennego użytku. Zdecydowanie łatwiejszy w zbijaniu cen niż np. targ Phsar Thmei.
Central Market (zwany Phsar Thmei) warto odwiedzić głównie dla kultowej bryły budynku, w którym znajduje się część bazarowych stoisk. Targ sam w sobie jest dość przeciętny, dominują tanie ciuchy (aka made in China), a sprzedawcy są zdecydowanie bardziej uodpornieni na targowanie. Niekiedy proponują tak absurdalne stawki, że człowiek pragnie jak najszybciej zmienić miejsce pobytu. Jeden odważny Khmer chciał od nas wysępić 50 dolarów za komplet łyżek z drzewa palmowego, które wcześniej na rosyjskim straganie kupiliśmy za kilka dolarów, a które Khmer może kupić za kilkanaście centów za sztukę.
Targi i bazary, gdzie mniej kiczu, a więcej lokalnego kolorytu
Night Market (zwany Phsar Reatrey) to targ oferujący przekąski i możliwość nasycenia żołądka lokalną strawą. Otwarty jest codziennie od godz. 17:30 do 23:30 i jest zdecydowanie najbardziej kameralnym ze stołecznych bazarów. To popularne wśród Khmerów miejsce, którzy całymi rodzinami piknikują na kocach, zajadając się smażonymi krabami, amokiem czy owocami morza. Atrakcją tego targu są regularnie odbywające się występy taneczne, za sprawą których poznać można tradycyjne stroje i instrumenty Kambodży.
Autor: NaWylocie.pl