Tajemniczy ślad na niebie nad Alaską. Są teorie, że to tajna rosyjska broń
W czwartek 7 kwietnia internet obiegły niezwykłe zdjęcia zrobione na Alasce. Ukazują tajemniczą "chmurę", która rozpaliła wyobraźnie ludzi z całego świata. Teorii odnośnie jej pochodzenia było mnóstwo: od katastrofy samolotu przez spadający meteor, po UFO i tajną rosyjską broń. Eksperci rozwiali już wątpliwości samozwańczych detektywów.
Mieszkańcy miasta Palmer na Alasce w czwartek 7 kwietnia mieli okazję podziwiać na niebie dość nietypowe zjawisko. Wielu z nich wyciągnęło telefony i uwieczniło zastanawiający widok.
Zdjęcia z Alaski obiegły świat - mnóstwo teorii spiskowych
Zdjęcia dziwnej, przypominającej robaka chmury, które lotem błyskawicy obiegły świat, zmusiły Alaska State Troopers do wszczęcia śledztwa.
Fotografie niezwykłego zjawiska czy obiektu wywołały lawinę emocji wśród internautów z całego świata. Mnożyły się najróżniejsze teorie dotyczące pochodzenia tajemniczej chmury.
Najpopularniejsze dotyczyły katastrofy lotniczej, UFO oraz ściśle tajnej rosyjskiej broni. Wskazywano także, że może być to meteor, satelita lub erupcja.
Niezwykła chmura nad Alaska - jest wyjaśnienie
Śledztwo szybko wykluczyło katastrofę samolotu. Nie było żadnych informacji na temat jakiejkolwiek zaginionej maszyny, dodatkowo ekipa ratownicza osobiście udała się helikopterem w okolice Lazy Mountain, gdzie zaobserwowano nietypową chmurę. Nie znaleziono niczego niepokojącego.
Ostatecznie eksperci przedstawili mało emocjonujące wyjaśnienie powstania nietypowego śladu na niebie. Okazuje się, że jest to smuga kondensacyjna z odrzutowca, a nietypowego wyglądu nadały jej specyficzne warunki atmosferyczne w czwartkowy poranek, m.in. wschodzące słońce.
Katastrofalne tsunami. To tylko kwestia czasu
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski