Turystyczny raj w niewoli pandemii koronawirusa. "To musi się kiedyś skończyć"
Niemal od pierwszego dnia wybuchu pandemii koronawirusa, na terenie Filipin obowiązują jedne z najsurowszych restrykcji na świecie. W grudniu rząd po raz kolejny utrzymał je w mocy i przełożył decyzję o otwarciu granic dla przyjezdnych z zagranicy. - Kompletny absurd! - komentuje Krzysztof Świtoń, Polak, który pracuje w branży turystycznej na miejscu.
Filipiny to państwo wyspiarskie, położone w Azji Południowo-Wschodniej. Do momentu wybuchu pandemii koronawirusa były jednym z najchętniej odwiedzanych przez turystów miejsc w tym regionie. Nie bez przyczyny. To niemal 7 tys. malowniczych wysp, położonych na Oceanie Spokojnym, które kuszą przyjezdnych bajecznymi plażami. Niestety, na skutek wielomiesięcznej walki z pandemią koronawirusa sektor turystyczny na Filipinach mocno ucierpiał, a w niektórych miejscach niemal zupełnie przestał istnieć.
Obecnie Filipiny są drugim po Indonezji, najbardziej dotkniętym przez pandemię koronawirusa krajem w rejonie Azji południowo-wschodniej. Zakażenie COVID-19 potwierdzono tu u prawie 3 mln osób, odnotowano prawie 50 tys zgonów. Jedynie niewiele ponad 36 proc. społeczeństwa jest w pełni zaszczepionych.
Na Filipinach nadal obowiązują surowe restrykcje
Mieszkający na Filipinach Krzysztof Świtoń przyznaje, że sytuacja na Filipinach nie jest łatwa. Współwłaściciel firmy czarterującej jachty, a także bazy nurkowej Hercules Yacht opowiada, że od roku praktycznie nic się nie zmieniło.
– Jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu – mówi w rozmowie z nami. – Nadal obowiązuje nas szereg restrykcji, a ruch pomiędzy wyspami jest wciąż utrudniony, choć w niektórych miejscach faktycznie wraca do normy, zwłaszcza dla osób zaszczepionych.
Obostrzenia na Filipinach należą do najsurowszych na świecie. O ile w większości krajów europejskich powszechny jest nakaz zakrywania ust i nosa, o tyle na Filipinach, oprócz maseczki, mieszkańcy są zobowiązani do dodatkowego używania przyłbic. Ale to nie koniec. – Jeszcze do niedawna, kierowcy skuterów byli zobowiązani do oddzielania się od siedzącego za ich plecami pasażera specjalną barierą ochronną – relacjonuje Krzysztof. – Nieważne, że pasażerem była twoja żona, dziewczyna lub dziecko, z którymi dzielisz dom. Na motorze musiała was oddzielać plastikowa ścianka. Kompletny absurd!
Władze wycofały się z planowanej decyzji o otwarciu granic
Kilka tygodni temu władze Filipin podjęły decyzję o możliwym złagodzeniu części restrykcji i otwarciu od 1 grudnia granic dla przyjezdnych z krajów umieszczonych na tzw. zielonej liście. Niestety, plany pokrzyżowało pojawienie się wariantu Omikron, który w ostatnich tygodniach błyskawicznie rozprzestrzenia się po świecie.
– Wszyscy na Filipinach są raczej zgodni, że o otwarciu granic będzie można poważnie rozmawiać nie wcześniej niż pod koniec pierwszej połowy przyszłego roku, a i to będzie uzależnione od aktualnej sytuacji na świecie – wyjaśnia Krzysztof.
Branża turystyczna walczy o przetrwanie
Nie da się ukryć, że branża turystyczna na Filipinach cierpi. Ale mieszkańcy próbują znaleźć w tym choć cień pozytywów.
– Trudno wprost mówić o pozytywach, w sytuacji, gdy branża turystyczna poniosła tak wielkie straty i nie wiadomo, czy w ogóle się odbuduje – mówi Krzysztof. – Na pewno jakimś pozytywem, dzięki któremu to wszystko nadal jakoś się kręci, jest to, że wielu Filipińczyków zaczęło podróżować – opowiada. – To dzięki turystom z dużych miast, takich jak Manila czy Cebu, niektóre sektory turystyki nadal funkcjonują, chociaż oczywiście jest to jedynie namiastka tego, co obserwowaliśmy choćby 2 lata temu.
Polak dodaje, że mieszkańcy nadal żyją nadzieją na powrót turystyki, jaką znają sprzed pandemii. – To musi się przecież kiedyś skończyć – mówi.
Potwierdzeniem tych słów może być fakt, że hotele i osiedla mieszkaniowe nie wstrzymały prac, a w miejscach zamkniętych restauracji powstają nowe, otwierane przez i dla Filipińczyków.
– Wszyscy, bez wyjątku, czekamy na powrót do normalności, ale aby przetrwać dostosowujemy naszą ofertę do potrzeb lokalnego turysty – opowiada Krzysztof. – Tutaj mam na myśli nie tylko zakres oferty, ale przede wszystkim niższe ceny – wyjaśnia. – Wiadomo, że portfel zachodniego turysty jest nieporównywalnie bardziej zasobny od portfela mieszkańca Filipin. Chociaż trzeba pamiętać, że Filipiny zamieszkuje ponad 100 mln osób i jest tu też spora grupa zamożnych ludzi – kończy.