Uganda. Polka mówi o prawdziwym obliczu afrykańskiego kraju
Choć o Afryce wiemy coraz więcej, i tak wydaje się dość tajemnicza. O życiu w Ugandzie, problemach mieszkańców, różnicach kulturowych i atrakcjach turystycznych opowiada WP Anna Małecka-Mutambi, założycielka Fundacji Agandi, mieszkająca w Mbarara.
Karolina Laskowska, WP: Mieszkasz od 5 lat w Ugandzie. Przygodę z nią zaczęłaś od wolontariatu?
Anna Małecka-Mutambi: Tak, miałam 21 lat, gdy przyjechałam tu pierwszy raz. Współpracowałam wtedy z lokalnymi ośrodkami i fundacją. Pomagałam m.in. w sierocińcu i w budowie szkoły. To był trudny czas, bo Uganda była dla mnie zupełnie innym światem. Po powrocie do Polski zaczęłam tęsknić za Afryką. Przyjeżdżałam więc co roku. Potem tu zamieszkałam i założyłam rodzinę.
A czy twoje wyobrażenia o kraju pokryły się z rzeczywistością?
Bardzo niewiele. Myślałam, że jest tu dużo gorzej. Informacje, które przed przylotem czerpałam z internetu i książek, nie zawierały opisu normalnego życia. Uganda to nie tylko lepianki, brak prądu czy wody, jedzenie samych bananów… To jest częste, ale można również spotkać ludzi żyjących na wyższym poziomie niż w Europie. Nie spodziewałam się, że zobaczę tu "wypasione" domy, samochody, drogie hotele. Zaskoczyła mnie też wszechobecna zieleń.
Afryka to zatem kontynent pełen kontrastów. A z jakimi problemami borykają się Ugandyjczycy?
Trudno powiedzieć o sytuacji typowych mieszkańców. Niewielu żyje na wysokim poziomie. Jest też klasa średnia, która w miarę sobie radzi. Ale dużą część stanowią ludzie żyjący w ekstremalnym ubóstwie. Te grupy mają zatem różne problemy. Jedni myślą o posłaniu dziecka do najlepszej szkoły. Inni marzą o przetrwaniu kolejnego tygodnia i martwią się o brak jedzenia. Najbiedniejsi mają chatki w wioskach na uboczu. Bez prądu, wody, podłogi, ale ze szczurami i wężami… Jeśli im się poszczęściło, mają też kawałek ziemi pod uprawę.
Wielu mieszkańców stara się o posłanie dzieci do szkół. Brakuje pieniędzy na czesne. Edukacja jest w większości płatna. Państwowych szkół mamy niewiele. W przeliczeniu na złotówki, 40-50 zł za semestr nauki to tu niewyobrażalnie wysoka kwota. A rodziny są przecież wielodzietne.
WIDEO: Samozwańczy Napoleon Afryki
Chcąc poprawić sytuację mieszkańców, założyłaś Fundację Agandi, wspierającą porzucone dzieci. Jak im pomagacie?
Naszym głównym projektem jest dom Bezpieczna Przystań, w którym mieszka 25 dzieci w wieku do 5 lat w dniu pojawienia się w placówce. Potrzebujących wciąż przybywa. Stale dostaję telefony z policji z prośbą o przyjęcie kolejnych maluchów. Trudno mi odmówić. Mam dla nich kilka dodatkowych łóżek. Historie tych dzieci są dramatyczne. O niektórych nie wiemy praktycznie nic. Budujemy im nowy dom. Opiekujemy się nimi, wspólnie bawimy i uczymy. Tworzymy rodzinę.
Nie jesteśmy typowym domem dziecka. Wyznaję zasadę, że nawet najbiedniejszy dom, ale pełen miłości, jest lepszy od najwspanialszego sierocińca. Staramy się też odnajdywać rodziny lub szukać zastępczych. Nie jest to proste.
Można wam jakoś pomóc?
Jesteśmy fundacją charytatywną i działamy dzięki darowiznom przeznaczanym np. na szkolne czesne. Pomysłów i chęci mamy wiele, ale to nie wystarcza. Potrzeb jest mnóstwo. Brak środków finansowych to największa blokada. Dziękujemy za zbiórki i propagowanie informacji o naszej działalności. Im więcej osób o nas wie, tym większa szansa, że dzieci otrzymają pomoc. Oczywiście można nas wspierać nie tylko finansowo.
Zwykle fundacje kojarzą się z mnóstwem pracowników. Tą zajmuję się głównie ja. Mam też kilku pomocników. Szukam osób, które mogą wesprzeć m.in. w obsłudze strony internetowej i fanpage na Facebooku. Zapraszam również na wolontariat do Ugandy.
Mając tyle pracy, nie masz pewnie wiele czasu na zwiedzanie. Ale może polecisz jakieś atrakcje dla turystów?
Polecam szczególnie safari w parkach. Najlepszym, w jakim byłam, jest Park Narodowy Wodospadu Murchisona. Można tu popływać łódką po Nilu, zobaczyć wodospady oraz z bliskiej odległości ogromną liczbę zwierząt - słoni, hipopotamów, lwów, żyraf, antylop, krokodyli, bawołów itd. To wyprawa na min. 2-3 dni. Świetne przeżycia gwarantowane.
Drugim miejscem wartym zobaczenia jest Park Narodowy Kibale. Można spędzić tu dzień z szympansami, chodząc po lesie tropikalnym wraz z przewodnikiem. To zupełnie inne doświadczenie niż wizyta w zoo. Nie byłam jeszcze w Parku Narodowym Bwindi z ogromnymi gorylami. Wspaniałe, ale dość drogie miejsce.
Myślę jednak, że przyjeżdżając do Ugandy, trzeba ją poznać nie tylko od strony atrakcji przygotowanych specjalnie dla turystów. Warto też odwiedzić lokalną wioskę i jej mieszkańców. Najlepiej połączyć oglądanie pięknych miejsc z doświadczaniem prawdziwego życia.
Poznawanie innej kultury jest fascynujące, ale niełatwe. Ty się jednak tu odnalazłaś i założyłaś nawet rodzinę. Opowiesz trochę o różnicach kulturowych?
Nie starczy mi życia, by poznać wszystkie różnice (śmiech). Opowiem o najbardziej zaskakujących. Zauważyłam, że w kilku plemionach kobiety muszą klękać przed mężczyznami, np. na powitanie. Zdarzają się sytuacje, że leje deszcz, a one niosą kilogramy bananów na głowie, dziecko na plecach i jeszcze coś w rękach, a mimo to muszą klęknąć i okazać szacunek. Rozumiem i akceptuję to, że taka jest kultura, ale budzi to we mnie bunt. Nie jestem tu jednak, by narzucać swoje zwyczaje, lecz pomagać potrzebującym. Inną szokującą sprawą jest nietypowe wykorzystywanie motorów. Przewozi się nimi nawet kilka osób lub kozy, świnie, walizki…
Ciekawostką jest też docenianie krów, które są bardzo pożądanym dobrem i pełnią ważną rolę np. w staraniach o żonę. Gdy młody chłopak mówi tacie o swej wybrance, ten idzie z nim do domu jej ojca. Niosą prezenty – cukier, sól, ryż itp. i proszą o rękę kobiety. Zaczynają się wtedy twarde negocjacje, w których krowa odgrywa główną rolę. Ojciec oddaje córkę przyszłemu zięciowi np. w zamian za ustaloną liczbę krów. Ja wraz z mężem otrzymałam w prezencie ślubnym dwie krowy, a mój syn otrzymał od babci jedną. Z początku nie wiedziałam, co z nimi zrobić, ale teraz się cieszę. Uczę się różnic i je akceptuję.
Kuchnię też macie nietypową. Z czego zwykle składają się posiłki?
Najbiedniejsi jedzą najczęściej: fasolę, posho (np. z mąki kukurydzianej) i matoke (zielone banany), bogatsi mają dodatkowo: ziemniaki, sos z orzeszków ziemnych, mięso, zieleninę, mleko. Jest też duży dostęp do owoców: mango, awokado, arbuzów, ananasów.
Przejdźmy jeszcze do kwestii bezpieczeństwa. MSZ pisze o podwyższonym ryzyku podróży do Ugandy m.in. ze względu na przejawy terroryzmu i częste kradzieże. Czujesz się tu bezpiecznie?
Generalnie tak. Oczywiście należy też uważać. Nie poruszam się sama po zmroku. Pilnuję rzeczy, ale zostałam też okradziona. Niedawno byłam śledzona po odejściu od bankomatu. Jednak nie są to jakieś częste sytuacje. Nie żyję w strachu. Większym dyskomfortem jest to, że wyróżniam się ze względu na białą skórę i wzbudzam ciekawość. Mieszkańcy wołają na białych "muzungu" i proszą o pieniądze. Nie sądzę jednak, aby przyjazd tu zagrażał życiu. Po prostu trzeba być ostrożnym.