W Polsce jest niewiele takich miejsc. "Jak rozsypane diamenty"
Ludzkość emituje coraz więcej światła. Oznacza to, że mało kto i rzadko kiedy obcuje z prawdziwą ciemnością. A to błąd. Widać w niej bowiem to, czego prawie nikt dziś nie dostrzega, czyli nocne niebo.
Monika Sikorska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Myślicie, że wzrost zainteresowania astronomią i potrzeba patrzenia w niebo ma jakiś związek ze zwrotem ku nowej duchowości? Mam na myśli odejście od religijnych narracji i potrzebę poszukiwania odpowiedzi na pytania egzystencjalne.
Edyta Wyban, właścicielka Gwiezdnego Dolistowia: To bardzo ciekawe, bo wiele osób, przychodzących na nasze pokazy, zaczyna postrzegać teleskop jako okno na wszechświat. I coraz więcej ludzi czyni z patrzenia w gwiazdy element samorozwoju. Zauważam pewne zachowania, które choć nie wiem, czy są trendem, to skłaniają ludzi do poszukiwań siebie, swojej roli w życiu, odpowiedzi na egzystencjalne czy religijne pytania. Pokazy gwiazd, wędrówki nocą, cisza, samotność skłaniają do takich rozważań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS7
A co nam właściwie daje patrzenie w gwiazdy?
Paweł Duris, organizator pokazów nieba w Bieszczadach: Zawsze staram się przekazywać wiedzę naukową, ściśle związaną z astronomią, bo tym się zawodowo zajmuję. Po zakończonym pokazie uczestnicy powinni być w stanie samodzielnie obsługiwać teleskop i mieć podstawową wiedzę o kosmosie. Ci, którzy mają dobrą pamięć, będą nawet potrafili odnaleźć niektóre obiekty, rozpoznawać satelity, gwiazdozbiory czy spadające gwiazdy. Niektórzy fotografują nocne niebo podczas pokazów. Ale jest to motywowane chęcią eksplorowania i poznawania wszechświata. Oczywiście można wszystko przeczytać w książkach i zobaczyć w internecie, ale to nigdy nie zastąpi prawdziwego doświadczenia.
Edyta: Dopiero to doświadczenie pozwala rozszerzyć percepcję, zrozumieć, że jesteśmy częścią wszechświata i natury.
Pomysł prowadzenia astroturystyki wyniknął z pragnienia dzielenia się tym doświadczeniem z innymi?
Paweł: Ja patrzeniem w gwiazdy zajmuję się trochę dłużej niż Edyta. Jestem Słowakiem, pochodzę z Bratysławy i w 2010 r. inicjowałem powstanie Parku Ciemnego Nieba Połoniny, który znajduje się w Słowacji, tuż przy polskiej granicy. W 2013 r. stałem się pomysłodawcą Parku Gwiezdnego Nieba Bieszczady, który jest inicjatywą 12 organizacji. Od 2013 r. tworzę z Edytą Gwiezdne Dolistowie (przyp. red.: gospodarstwo astroturystyczne). Wtedy rozpocząłem prowadzenie pokazów gwiezdnego nieba, które w tej chwili mają już taki zasięg, że prowadzimy je w terenie.
Edyta: Wraz z pojawieniem się Pawła w moim życiu nastała nowa perspektywa uprawiania turystyki w Bieszczadach. Ludzie zawsze tutaj patrzyli w niebo. Tylko dawniej po prostu byliśmy w estetycznym zachwycie nad czystym, ciemnym niebem, a potem pojawiły się takie pojęcia porządkujące tę rzeczywistość, jak np. brak zanieczyszczenia sztucznym światłem. Niektórzy z nas znali podstawowe gwiazdozbiory, jak Wielki i Mały Wóz czy pas Oriona albo Galaktyki. Ale mało kto patrzył wówczas w niebo przez teleskop. To była rzeczywiście wielka zmiana.
I wtedy zaczęliście pokazywać to turystom?
Edyta: Tak. Na początku nie było to zbyt popularne, bo wymaga pewnej specjalistycznej wiedzy. Ale cały czas się to zmienia. Jest coraz więcej miejsc na Podkarpaciu promujących astroturystykę. Nie wiem, czy to za sprawą mody, czy ludzie widzą w tym potencjał finansowy, czy może wymiar kulturowy ma na to wpływ. Świadomość tego, że warto pokazywać nocne niebo, obcować z ciemnością, dbać o własne zdrowie za pomocą ciemności i przede wszystkim ją chronić.
Ciemność?
Kultura wmówiła nam, że ciemność jest zła, mroczna, niebezpieczna. A tak naprawdę może być terapeutką. Miałam okazję tego doświadczyć, nie tylko poprzez doznania empiryczne, ale i poprzez fotografowanie ciemności. Wiele razy wędrowałam nocą samotnie po Bieszczadach, fotografując te wszystkie cuda. I może to zabrzmi patetycznie, ale uważam, że trzeba to utrwalić dla przyszłych pokoleń. Nasi przodkowie doświadczali nocnego nieba co noc. A jeśli Ziemia będzie w przyszłości zbyt mocno rozświetlona, to ci, którzy będą po nas, mogą już tego nie zobaczyć. A jest to coś pięknego, niezwykle wartościowego i niezbędnego do harmonijnego życia.
Nie boi się pani?
Edyta: Kiedyś się bałam, ale oswoiłam strach. Teraz ciemność jest dla mnie przyjemna, miła i jest mi w niej dobrze. Zarówno dla mnie, jak i dla Pawła jest ona czymś naturalnym. Zresztą, to on oswoił mnie z ciemnością i nauczył techniki fotografowania w mroku. Najpierw, kiedy jeszcze nie miałam modelek, sama się przebierałam i stawałam przed obiektywem. A potem fotografowałam głównie kobiety na tle gwieździstego pejzażu.
I turyści też tak chętnie dają nura w ciemną noc?
Paweł: Sam pokaz astronomiczny jest już mocnym doświadczeniem. Od trzech lat patrzymy w gwiazdy w bardzo dzikim miejscu w Tarnawie Niżnej. Najpierw trzeba tam dojechać autem, a potem przejść pieszo pół kilometra do obserwatorium, gdzie przez kolejne dwie godziny jest się w naturalnej ciemności. Dla wielu osób to przygoda i nie lada wyzwanie, bo słychać wszystkie odgłosy natury. Czasem wyją wilki albo jesienią ryczą byki jeleni i niekiedy zdarza mi się uspokajać zaniepokojonych uczestników.
Najważniejsze, żeby każdy spojrzał w teleskop. Bo to jest jedyne w swoim rodzaju doświadczenie i proszę mi wierzyć, że nie ma osoby, która nie byłaby zachwycona, spoglądając na Saturna. To samo tyczy się gromad gwiazd, które wyglądają przez teleskop jak rozsypane diamenty i często wywołują w ludziach mistyczne przeżycia. Wtedy można naprawdę uwierzyć, że bieszczadzkie niebo jest najciemniejsze w Polsce. Potwierdzają to badania naukowe i mapy zanieczyszczeń sztucznym światłem.
Czytaj także: 4,5 mln turystów. Miejsce w Polsce to prawdziwy hit
Jakie są wrażenia turystów po takim doświadczeniu?
Edyta: Większość z nich twierdzi, że przeżywa coś niezwykłego. Chyba najważniejszy jest ten moment, kiedy sobie uświadamiają, że to wszystko, o czym mówimy, to nie żadna bujda. Uczestnikom otwiera się jakaś nowa perspektywa. Strach bywa duży i reakcje są różne. To jest naturalne, bo tak zostaliśmy uwarunkowani przez kulturę. Ciemność ma zły PR, a ja z radością ją odczarowuję, ukazując, że jest dobra.
Paweł: Przed pokazem niektórzy czują się niekomfortowo w dzikiej nocnej przyrodzie. Później się już aklimatyzują i do miasta wracają z inną percepcją i nową wiedzą. Mają przede wszystkim świadomość tego, jak wrażliwi jesteśmy na sztuczne światło i jaki wpływ ma ono na nasz cykl dobowy.
Ile w Polsce jest takich miejsc, w których można oglądać nocne niebo bez żadnych zakłóceń?
Paweł: Jest kilka takich obszarów. Największy jest Park Gwiezdnego Nieba Bieszczady i ma prawie 114 tys. ha. Mamy również Izerski Park Ciemnego Nieba i kilka obserwatoriów astronomicznych, gdzie również prowadzone są gwiezdne pokazy. Jedno jest w Lubomirze, a drugie w Sopotni Wielkiej. Ale piękne niebo znajdziemy też na Mazurach i na przygranicznych terenach: Podlasie, Suwalszczyzna. Najlepiej sprawdzić to sobie na mapie zanieczyszczenia światłem. Niestety Tatry nie są już takim obszarem.
Jak już znajdę odpowiednie miejsce, to czego mogę się spodziewać, patrząc w niebo?
Paweł: Właśnie tych obiektów, które są niewidoczne w miejscach zanieczyszczonych światłem. Np. światło zodiakalne, czyli pył znajdujący się w przestrzeni kosmicznej w Układzie Słonecznym. To jest taki wyznacznik, który mówi o dobrym zaciemnieniu. Prawie w każdą bezchmurną noc można podziwiać meteory, czyli te słynne spadające gwiazdy. Jest sporo obiektów Drogi Mlecznej, które są widoczne bez teleskopu, np. co najmniej dwie galaktyki: Andromedy oraz Trójkąta. No i oczywiście sama Droga Mleczna, która jest tak jasna i wyraźna, że przypomina chmury na niebie. Inne obiekty trzeba oglądać przez teleskop.
A co, jak pojawią się prawdziwe chmury?
Paweł: To już są rzeczy niezależne od nas. Trzeba mieć po prostu szczęście, żeby trafić na ładną noc. Żeby zwiększyć szanse na powodzenie, warto w Bieszczady wybrać się od maja do końca października. W grudniu, styczniu oraz lutym znacznie rzadziej trafia się ładna pogoda, więc i chętnych jest mniej. Szczyt zdecydowanie przypada na sierpień i wrzesień.
Często się zdarza, że ktoś przyjeżdża w Bieszczady i nie trafia na dobre warunki do oglądania nocnego nieba?
Edyta: Jeżeli ktoś chce przyjechać specjalnie na pokaz, to zawsze zalecamy kilkudniowy pobyt. Bywało, że ktoś przejechał 1000 km i nie udało mu się zobaczyć tego, co chciał. Byli nawet tacy, co trzy lata próbowali. W końcu im się udało.