Wakacje 2020. Kosztowne akcje ratunkowe przez dmuchane flamingi.
Dmuchane zabawki już lata temu stały się zmorą ratowników wodnych na całym świecie. Tym razem swój apel do turystów podnoszą duńscy ratownicy. Chodzi o dmuchane flamingi. Zgubione zabawki wypływają na pełne morze i są powodem kosztownych akcji ratunkowych z udziałem helikopterów.
Duńskie Centrum Ratownictwa Morskiego apeluje do turystów o rozwagę podczas zażywania letnich kąpieli w morzu. Zajęci plażowaniem i zabawą turyści często gubią dmuchane zabawki, które dzięki mocnym podmuchom wiatru często znikają im z oczu i wypływają na otwarte morze.
Tam, niestety, nie ma żartów, a ratownicy wodni widząc samotnego "flaminga" muszą podjąć akcję ratunkową, by przekonać się, czy na materacu nie ma przypadkiem osoby, która potrzebuje pomocy. Jak podaje "Rmf24", powołując się na agencję PAP, w ostatnim czasie podjęto 6 niepotrzebnych akcji ratowniczych, do których wykorzystano helikoptery. Każda taka akcja pochłania dziesiątki tysięcy koron duńskich.
"Prosimy o baczne obserwowanie swoich nadmuchiwanych zwierząt, a w przypadku ich wypłynięcia w morze, o zgłaszanie tego faktu służbom ratowniczym" - apeluje duńskie Centrum Ratownictwa Medycznego. "Każdy plastikowy flaming czy krokodyl z naszej kolekcji stanowi dowód, że przeprowadzona została akcja ratownicza, także z użyciem helikoptera" - informują ratownicy.
Apel polskich ratowników wodnych
W zeszłym roku podobną prośbę do plażowiczów mieli polscy ratownicy, którzy również apelowali o pilnowanie dmuchanych zabawek. Niektóre z nich do złudzenia przypominają ludzi dryfujących na wodzie. Wtedy konieczna jest akcja ratunkowa z użyciem helikoptera.
Woprowcy tłumaczyli wówczas, że taka sytuacja może zaangażować nawet kilkudziesięciu ratowników, wszystkie służby działające na wodzie, do kilkunastu jednostek motorowodnych, a nawet śmigłowiec. Akcja poszukiwawcza może trwać przez wiele godzin, a jeśli w międzyczasie dojdzie do prawdziwej tragedii, zabraknie specjalistów, którzy mogliby ruszyć na pomoc.
Dmuchane gadżety potęgują niebezpieczeństwo
Wielu opiekunów, zabierających dzieci na plażę zdaje się myśleć, że sprawę załatwią atrakcyjne zabawki. Tymczasem gadżety, z których wiele dzieci korzysta, zwłaszcza nad morzem, potęgują niebezpieczeństwo.
- Wielką zmorą ostatnich czasów są duże zabawki pływające – mówi w rozmowie z WP Joanna Szulc z Pomorskiego WOPR. - To nie są zabawki na otwarte wody. Wystarczy podmuch wiatru, wsteczny prąd i taka zabawka błyskawicznie odpływa od brzegu, stając się pułapką dla dziecka. Ponadto, porwana przez wiatr, z daleka może do złudzenia przypominać tonącego. Ratownicy dostają zgłoszenie o topiącej się osobie, ruszają do akcji, a okazuje się, ze to fałszywy alarm, bo to tylko zabawka - tłumaczy.
Źródło: "Rmf24", WP