Turyści nieprzygotowani do górskich wycieczek. "Absurd graniczący z głupotą"
Brak rozwagi, głupota, brawura? Turyści w górach tracą głowę. Górskie szczyty chcą zdobywać w klapkach albo wjeżdżać na nie samochodem. - Mercedesy, BMW, a nawet Matizy były wyciągane i holowane z miejsc, do których trudno było dojechać nawet naszą terenową karetką. Kierowcy twierdzili, że… nawigacja zaczęła świrować! - opowiada Ryszard Kurowski z beskidzkiej grupy GOPR.
Turystyka górska – i ta rekreacyjna, i mająca to bardziej ekstremalne oblicze – to dla wielu osób pasja wyznaczająca rytm życia. Często działa jak nałóg, który wciąga i już nie wypuszcza. Ci, którzy mają bliskie związki z górami, mają też zwykle respekt dla ich majestatu. Wiedzą, jak należy się z nimi obchodzić. Ale jest też przeciwległy biegun, który w górach wyznaczają: pycha, arogancja, a niekiedy zwykła głupota. Związani z górami profesjonaliści i ratownicy przyznają, że te niepożądane i prowadzące do niebezpiecznych sytuacji zachowania są na szczęście marginalne, ale niestety wciąż nie udało się ich całkowicie wykluczyć.
Nierozważni turyści często ruszają w góry mimo obowiązujących zakazów, a potem nie potrafią zawrócić.
Zdarzają się też... recydywiści. Kilka lat temu dwaj turyści wezwali na pomoc GOPR. Jak się za chwilę okazało, ruszyli kompletnie nieprzygotowani do rajdu przez góry i utknęli w okolicach Koziej Przełęczy na oblodzonym szlaku. Ale ratownicy już ich znali. Ci sami panowie, którzy tym razem chcieli dotrzeć do Doliny Gąsienicowej, dwa dni wcześniej także zmuszeni byli do wezwania pomocy. Wybrali się bowiem na nocny spacer w okolicach Morskiego Oka, nie posiadając latarek. Do odosobnionych nie należą przypadki zabierania na trudne, górskie szlaki małych dzieci. To oczywiście pierwsze lepsze przykłady, które – niestety - można by jeszcze długo mnożyć.
Zobacz też: Gdzie w tym roku Polacy pojadą na wakacje? Najnowsze dane nie pozostawiają wątpliwości
Halo, GOPR! Jaka będzie pogoda?
Niestety, pomimo kampanii w mediach, apeli ratowników i stanowiących przestrogę wiadomości o skandalicznych postawach, ratownicy wciąż mają ręce pełne roboty. Jak przyznał w rozmowie z WP Ryszard Kurowski, ratownik GOPR, problem dotyczy najczęściej ludzi młodych i legitymujących się mniejszym doświadczeniem; takich, którym góry kojarzą się z adrenaliną. Jak wskazuje, taka nieskrępowana pogoń za przygodą za wszelką cenę kończy się różnymi niebezpiecznymi sytuacjami, a niekiedy wypadkami. Najczęściej wymaga zaś postawienia na baczność służb ratowniczych. Problemy zaczynają się często już na etapie "przygotowań" do wyjścia w góry i braku zrozumienia praw, jakie nimi kierują.
- Nagminną sprawa jest próba otrzymania od ratowników rzetelnej informacji o pogodzie, jaka będzie panowała np. na Babiej Górze za dwa tygodnie, bo właśnie wtedy jest planowane romantyczne podziwianie wschodu słońca. Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego ani przewidzieć, ani zapewnić, bo – wiadomo - prognoza długoterminowa w górach? - opowiada Ryszard Kurowski z beskidzkiej grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Na zapytaniach o prognozę pogody się nie kończy. Bardzo często dochodzi do przypadków opacznego pojmowania zasad bezpieczeństwa obowiązujących w górach oraz kompletnego braku znajomości misji, do jakiej powołane zostały działające w górach służby ratunkowe. Ręce opadają.
- Pewna zapobiegliwa grupa poprosiła o transport samochodem GOPR, próbując w ten sposób zapewnić sobie bezpieczne i wygodne dotarcie na szczyt Pilska – wspomina Kurowski i dodaje, że na tym się nie kończy.
Ci, którzy nie proszą o "podwózkę", wykorzystują czasami własny środek lokomocji. - Zdarzały się sytuacje, kiedy kierowcy samochodów osobowych próbowali wjechać w trudno dostępny rejon górski, wsłuchani w polecenia nawigacji - opowiada. - Mercedesy, BMW a nawet Matizy były później wyciągane i holowane z miejsc, do których trudno było dojechać nawet naszą terenową karetką. Kierowcy twierdzili, że… nawigacja zaczęła świrować! Ale to chyba jednak brak rozsądku i pojęcia o górach. Kiedyś jeden z nich tłumaczył mi, że jechał w stronę Skrzycznego (najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego – od red.).
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Turyści w góry idą w... klapkach
Wciąż wiele jest przypadków, gdy urlopowicze starają się realizować marzenia o podboju górskich szczytów, choć są kompletnie do tego nieprzygotowani. Serwisy społecznościowe zasypane są zdjęciami turystów, którzy chwalą się swoimi górskimi przygodami, ale ubrani są tak, jakby wybierali się na plażę. Choć część z takich fotografii to tylko forma żartu (niektórzy na szczycie zmieniają profesjonalny strój na coś luźniejszego), to zdarzają się sytuacje, gdy ludzie w takim kompletnie niedopasowanym do gór rynsztunku naprawdę ruszają w trasę.
- Na szlakach dojściowych do schronisk spotkać można wczasowiczów z parasolkami, walizkami na kółkach i w klapkach. Zaczepiani, odpowiadają, że dadzą radę. Ale absurdem graniczącym z głupotą jest wyprawa z niemowlakiem w nosidełku na trudną i techniczną Perć Akademików (wymagający szlak turystyczny w Beskidach Zachodnich – przyp. red.) w rejonie Babiej Góry – wspomina rozmówca. - W tym rejonie miała miejsce również nieudana próba zdobycia szczytu - ale chyba raczej głupoty - bez ubrania zimą.
Swawola, gdy chodzi o ubiór, a czasami zwykły brak wyobraźni, przynosi często zatrważające efekty. Bywa też, że turyści mają całkiem dobre intencje, ale te nie zawsze wystarczą.
- Częstymi gośćmi naszych górskich dyżurek są turyści z kontuzjami spowodowanymi niewygodnym, niewłaściwie dobranym lub nawet źle ubranym obuwiem górskim – wyjaśnia Ryszard Kurowski. - Pamiętam dziewczynę, która doszła do dyżurki w niezłych górskich butach, które jednak ubrane odwrotnie na nogi, stały się niewygodne i doprowadziły do ogromnych odcisków i boleści. Aż trudno uwierzyć, że tak bardzo przejęta była wędrówką, iż nie zauważyła powodu swoich cierpień… Zresztą turystka trasę tę pokonała w pelerynie przeciwdeszczowej bo…. miało padać.
Arogancja turystów w górach - "Bo lód był za śliski"
Jednym z głównych wyzwań, przed jakimi stają ratownicy GOPR-u w swojej codziennej pracy, jest niesienie ratunku osobom, które po prostu się zgubiły. Ale tu także wielu sytuacji można by uniknąć, gdyby nie zabrakło refleksji. Tymczasem bywa, że niektórzy błędy w przygotowaniach i niedostateczny poziom wyobraźni starają się nadrabiać... arogancją.
- Akcje poszukiwawcze są najczęściej efektem zabłądzenia i kiepskiej znajomości topografii. Praca z kompasem i mapą często wykracza poza zakres możliwości poszukiwanych. Jedynym przewodnikiem jest często GPS w smartfonie i zgubne kierowanie się intuicją, co kończy się tłumaczeniem typu "bo ja myślałem". Dodatkowo turyści często w górach działają na oparach baterii, zapominając, że telefon może być dla nich jedyną szansą na wezwanie pomocy – tłumaczy ratownik GOPR. - Dziwi też fakt, że nie brakuje przy tym wszystkim agresywnych, samolubnych, a nawet wulgarnych zachowań turystów, nie tylko względem siebie, ale również wobec obsługi schronisk i ratowników. Ratowane osoby czasami nie rozumieją lub negują własną winę w zdarzeniu, a przyczyn szukają na zewnątrz. Przykładem niech będzie turysta, który złamał nogę na lokalnym lodowisku bo, jak twierdził... lód w tym miejscu był bardzo śliski.
Turyści w górach są różni
Ale w błędzie są ci, którzy sądzą, że z pomocy ratowników górskich korzystają jedynie żółtodzioby stawiające pierwsze kroki na górskich szlakach czy lekkomyślni turyści. Wsparcie czasami jest potrzebne tym, którzy posiadają doświadczenie i mają respekt względem gór. Paradoksalnie to oni, gdy potrzebują już pomocy, mają też najwięcej pokory do pracy ratowników.
- Z sympatią wspominam akcję poszukiwawczą turysty, który zgubił szlak w górach, zszedł w dolinę do wsi, aby dowiedzieć się, gdzie jest, a potem wskazaną przez miejscowych drogą miał wrócić na właściwy szlak i udać się w zamierzonym kierunku. Niestety, wskazówki nie doprowadziły go do właściwego szlaku. Późnym wieczorem, błądząc po nieznanym terenie, zdecydował się wezwać na pomoc ratowników GOPR. W telefonicznym monologu zrozumieliśmy tylko, że wyszedł ze schroniska w określonym kierunku, zgubił szlak, nie wie, gdzie jest i że... rozładował mu się aparat słuchowy, więc nic nie słyszy. Nie było więc szans na rozmowy, dyskusje czy próby wywiadu, a z powodu zapadającego zmroku trzeba było podjąć szybkie działania – opowiada Kurowski.
Turystę udało się odnaleźć po kilkudziesięciu minutach na jednej z dróg leśnych. - Starszy, zmęczony i bezradny pan cieszył się bardzo, nazywając mnie aniołem stróżem i dobrym duchem. Na nocleg został w naszej dyżurce, a rano, po doładowaniu baterii w aparacie słuchowym, okazał się bardzo rozmownym i sympatycznym, a przy tym doświadczonym turystą. Po zebraniu kilku ważnych porad i informacji od ratowników wyruszył na dalsze zdobywanie szlaków górskich - dodaje Kurowski.
Oczywiście niesprawiedliwe byłoby twierdzenie, że turyści w górach to jedynie kłopoty. Jak podkreślają przedstawiciele służb ratowniczych, nieodpowiedzialne zachowania w górach to na szczęście problem marginalny, choć poważnie rzutujący na reputację wszystkich osób, którzy kochają góry i uwielbiają spędzać tam czas. Zazwyczaj te pojedyncze "czarne owce" przyczyniają się do powstawania krzywdzących stereotypów i wykrzywiają obraz górskiej turystyki.
- Podobne przypadki należą do incydentów i w żadnym razie nie wpływają na moją dobrą opinię o turystach i turystyce górskiej – podkreśla Kurowski.