Wciąż jeździ do Odessy. "Widziałem rakiety przelatujące nad głowami, ale to wydaje się niczym w porównaniu z sobotnim atakiem"
Jeszcze przed weekendem byłam na wirtualnym spacerze po Odessie. Na tę wycieczkę zabrał nas licencjonowany przewodnik, autor wielu książek na temat miasta i miłośnik Ukrainy - Polak Borys Tynka. Rozmawialiśmy o niezwykłych miejscach, których teraz, ze względu na wojnę, nie można odwiedzić, ale też o tym, że chwilami panuje atmosfera jakby wojna toczyła się setki kilometrów dalej. W złą godzinę. Następnego dnia rosyjski dron uderzył w blok mieszkalny zmieniając go w gruzowisko.
04.03.2024 | aktual.: 04.03.2024 12:39
Miejsce ataku wciąż jest przeszukiwane, a niedziela 3 marca br. była w Odessie dniem żałoby.
Magda Bukowska: Myślę o naszej rozmowie sprzed dwóch dni, o tym jak opowiadałeś, że mimo alarmów ludzie żyją normalnie, i że miasto szczęśliwie uniknęło poważniejszych zniszczeń. I nie mogę uwierzyć, że dosłownie dzień później pierwszą informacją, jaką usłyszałam w radiu, był komunikat o ataku na Odessę.
Borys Tynka: Miałem podobne uczucie. Byłem tam kilka tygodni temu, pod koniec marca jadę znowu. W ciągu tych dwóch lat od wybuchu wojny odwiedzałem Odessę mnóstwo razy. Widziałem rakiety przelatujące nad głowami, blokady ustawione w pierwszych tygodniach wojny, ślady na zniszczonych kamienicach czy uszkodzony cenny zabytek Odessy - Sobór Przemienienia Pańskiego. Ale to wszystko wydaje się niczym w porównaniu z sobotnim atakiem.
Rozmawiałem z moimi przyjaciółmi z Odessy, czytałem ich wpisy w mediach społecznościowych - tam się przelewa tak wielka fala nienawiści do Putina i ludzi odpowiedzialnych za ten atak, że aż trudno to wyrazić. To było zwykłe morderstwo, bestialski atak na dzieci, cywilów. W pobliżu tego bloku nie ma żadnych obiektów strategicznych, tu nie może być wymówki, że dron źle trafił. To było celowe morderstwo na zwykłych ludziach. Nie dziwię się wpisom mieszkańców, którzy przeklinają Putina i jego pomagierów, życząc, by oni i dwadzieścia pokoleń ich potomków żyło w piekle. To bestialstwo - inaczej nie da się tego określić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po tym wydarzeniu, życie w mieście bardzo się zmieni?
Na pewno taka tragedia w ludziach odciśnie swoje piętno. Jeśli jednak pytasz o życie w mieście, to jestem pewny, że za chwilę wróci na normalne tory. Ci ludzie żyją w stanie ciągłego zagrożenia od dwóch lat. Musieli jakoś to oswoić i zacząć normalnie funkcjonować, chodzić do pracy, wychodzić z dziećmi na plac zabaw czy do teatru. Inaczej by zwariowali. Poza tym, zawsze będę powtarzał, że Odessa ma najlepszy w Ukrainie, obok kijowskiego, system obrony przeciwlotniczej i mimo sobotniego ataku, zdania nie zmieniłem.
A co wojna zmieniła w mieście?
Częścią codzienności stały się alarmy, jest godzina policyjna i nie ma turystów.
Po wybuchu wojny z milionowego miasta wyjechało ok. 400 tys. mieszkańców. Odessa niesamowicie się wyludniła. Ale miejsce tych, którzy wyjechali zajęli nowi mieszkańcy - uchodźcy ze wschodniej Ukrainy, którzy chcieli oderwać się od dramatów, których doświadczali w Charkowie, Chersoniu czy Mikołajewie. Zaczęli chodzić do teatrów czy muzeów, które działają normalnie. To oni stali się "turystami" odwiedzającymi odeskie atrakcje. Dla nich organizowane są wycieczki - sam charytatywnie wiele z nich oprowadzałem.
Turystów z poza Ukrainy, poza wolontariuszami, nie ma wcale. Takim impulsem dla zwiększenia turystyki wewnętrznej było otwarcie kilku plaż w mieście. Od wybuchu wojny były zamknięte aż do lipca zeszłego roku, kiedy oficjalnie zostały udostępnione.
Wspomniałeś, że rakieta uszkodziła jeden z symboli miasta - Sobór Przemienienia Pańskiego. Jakieś inne zabytki ucierpiały?
Właściwie nie, albo w bardzo niewielkim stopniu. Sobór został poważnie uszkodzony, ale rząd włoski zadeklarował, że go odbuduje i już teraz trwają tam jakieś prace. Co ciekawe, jeszcze przed wojną Odessa starała się o umieszczenie centrum miasta na liście dziedzictwa narodowego UNESCO i udało się to osiągnąć właśnie teraz. Dlatego we wpisie pojawił się też charakterystyczny dopisek, komentarz - "pod zagrożeniem".
Jeśli chodzi o takie zmiany, które zauważymy gołym okiem, to kilka pomników w ścisłym centrum, które są zasłonięte, zabezpieczone przez UNESCO. No i oczywiście nie wejdziemy na chyba najsłynniejszą atrakcję Odessy, czyli schody potiomkinowskie. Prowadzą w stronę portu, który ma ogromne znaczenie strategiczne, stąd zakaz wchodzenia.
Wspomniałeś o godzinie policyjnej. A jak z prohibicją?
Faktycznie prohibicja też była i podobnie jak godzina policyjna wiele razy się zmieniała. Najpierw można było kupować tylko napoje niskoprocentowe, potem była określona godzina, po której nie można było sprzedawać alkoholu. Oczywiście zakazy były obchodzone. Pamiętam taką scenę w małej knajpce, gdzie po godz. 18 siedzi kilkunastu wstawionych facetów, a przed nimi oczywiście szklanki z "herbatą".
Ale skoro mówimy o alkoholu, bo nam się wydaje, że Ukraińcy jakoś bardzo piją - oni myślą to samo o Polakach. Tymczasem w Odessie tak naprawdę ulubionym trunkiem jest wino, z którego z resztą słynie Ukraina.
W tej chwili planowanie wycieczki do Odessy jest pieśnią przyszłości. Jednak chciałbym wiedzieć, jakie miejsca, poza tymi najbardziej popularnymi szczególnie polecasz?
Wiesz, że teraz mogę mówić do rana? Dla mnie każda uliczka, każdy zaułek jest piękny, wspaniały, przesączony niezwykłą atmosferą tego miasta, życzliwością jego mieszkańców, ich niesamowitym poczuciem humoru i fantastyczną kuchnią.
To umówmy się na konkretne trzy atrakcje, ale takie spoza listy najbardziej znanych.
Tylko trzy? Dobra. To na początek trzcinowy tramwaj, który jedzie do Chadżybejskiego limanu. Trasa jest absolutnie wyjątkowa, bo wiedzie przez bagna i szuwary. Dojedziemy nim do innego ciekawego miejsca jaskiniowych domów, dziś mocno już zniszczonych, we wsi Usatowo pod Odessą.
Drugie miejsce to odeskie rynki. Najbardziej znany jest oczywiście bazar Privoz, gdzie dostaniemy absolutnie wszystko, ale ja szczególnie polecam wizytę na Rynku Starokonnym, który w weekendy zmienia się w ogromny i bardzo klimatyczny pchli targ.
Skoro mam wybrać tylko trzy atrakcje, to powiem o czymś, co znajdziemy m.in. pod Mołdawianką. O odeskich katakumbach, które mają ponad 2700 km i ciągną się właściwie pod całym miastem. Sieć tuneli powstała na skutek wydobywania spod ziemi tutejszego kamienia i tworzy prawdziwy labirynt. Grupa entuzjastów podziemnej Odessy bardzo się zaangażowała w oczyszczenie katakumb i stworzenie w nich bardzo ciekawych ekspozycji. Uwielbiam prowadzić grupy do podziemi, nie tylko dla klimatu, ale to świetny sposób, żeby pokazać im historię miasta. Mamy tu świetne ekspozycje związane z najróżniejszymi okresami i wydarzeniami w życiu miasta - np. jest wystawa autentycznych narzędzi górniczych, którymi budowano te tunele. Są też autentyczne kości zwierząt żyjących tu miliony lat temu. Mamy ekspozycje związane z II wojną światową i ukrywającymi się pod ziemią partyzantami. Pod ziemią spotkamy się też z historią pędzenia samogonu, lóż masońskich, podziemnych kościołów katolickich, malin czyli kryjówek bandytów, którzy dzielili tu łupy i ukrywali się przed policją.
Bardzo ciekawa jest też ekspozycja szkoły dla przyszłych złodziei. Można było kształcić się na kieszonkowca, fortecznika, czyli specjalistę od zamków lub eksperta od otwierania sejfów. Oczywiście wszystko w pełnych ciemnościach. Na ekspozycji wisi ubrana w garnitur kukła. Przy kieszeniach przymocowane są dzwoneczki. Oczywiście chodzi o to, by wyjąć z kieszeni wszystkie łupy i nie uruchomić dzwonków. Takich perełek znajdziemy w katakumbach mnóstwo. Ale nie szukajmy wejść pod ziemię na własną rękę. Zwiedzamy je z przewodnikiem. Pod ziemią naprawdę można się zgubić. Zdecydowanie lepiej błądzić po powierzchni Odessy, bo miejsc wartych odwiedzenia jest tu naprawdę mnóstwo i mam nadzieję, że jak najszybciej będę mógł powiedzieć: "Zapraszam do Odessy. Najwspanialszego miasta na świecie".