Wielki powrót Tunezji. W tym roku odwiedziło ją już 100 tys. Polaków
Plaże, zabytki czy przejażdżka jeepami po Saharze? A może kolacja na pustyni przy dźwiękach afrykańskiej muzyki? To nie wszystko, bo Tunezja ma do zaoferowania znacznie więcej atrakcji. Sprawdziłam, jak władze kraju słońca i daktyli zachęcają turystów do przyjazdu po kryzysie z 2015 r.
05.11.2019 | aktual.: 07.11.2019 12:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od czasu zamachu w Susie popularność Tunezji, jako kierunku wakacyjnego drastycznie spadła. Po latach kryzysu w branży turystycznej tamtejsze Ministerstwo Turystyki wciąż szuka sposobów, by przyciągnąć urlopowiczów. Najlepszym medium okazuje się być promocja turystyki w prasie i mediach społecznościowych. A ja, jako zadowolona beneficjentka oferty wakacyjnej, dzielę się wrażeniami.
Pierwszy raz na Saharze. Pełnia księżyca i mistyczne dźwięki bębnów
Mistyka i pustynne numinosum. Promienie zachodzącego słońca przedzierały bezkres piaszczystej przestrzeni. Pędziliśmy środkiem pustyni. Drobne ziarenka piasku wdzierały się przez rozszczelnione okna samochodu. Nie było czasu. 29 dżipów sunęło przez morze piasku w kierunku znikającej za horyzontem rozpalonej kuli afrykańskiego słońca. Sekundy dzieliły nas od momentu, w którym Saharę spowije ciemność.
Na słynne wydmy Ong Jmel z samochodów wylała się fala dziennikarzy, influencerów i agentów biur podróży. Ostatnie ujęcia, ostatnie migawki wściekłych aparatów. Zapadł zmrok. Maszerowaliśmy. 175 osób niczym lud prowadzony z Ziemi Egipskiej podążał w kierunku wzywających nas cichym płomieniem lampionów.
W namiotach na pustyni czekała na nas kolacja. I choć lampiony wykonane były z papierowych toreb z baru typu fast-food, zasypanych garścią piachu, w które wetknięto świeczki, to efekt był czarujący. Do późnej nocy, w blasku księżyca wsłuchiwaliśmy się w dźwięki muzyki charakterystycznej dla północnej części Czarnego Lądu. Lokalni mieszkańcy przygrywali na bębnach, a my piliśmy wino i obgryzaliśmy niemal całkowicie pozbawione mięsa jagnięce kości.
O czym marzy pustynny wędrowiec?
O tym samym, co miłośnik pięknych widoków, czyli o oazie górskiej. Szabika znajduje się ok. 16 km od granicy z Algierią. Gdy dotarliśmy na miejsce, motyw fatamorgany spotykającej wędrowca przemierzającego pustynne piaski wydał mi się niezmiernie realny. I choć wody nie piłam zaledwie od pół godziny, marzyłam o turkusowym źródle z porównywalną namiętnością.
Szabika jest oazą naturalną, powstałą 8 tys. lat p.n.e. To właśnie w tej oazie kręcono nową wersję filmu "W pustyni i w puszczy". W 1969 r. osada została zniszczona przez powódź, a mieszkańcy przesiedleni do nowej, sąsiedniej osady. Wciąż jednak czerpią wodę z Szabiki, która zasilana jest źródłem bijącym ze skał Atlasu. Hipnotyzująca toń turkusowej wody zachęca do kąpieli, a miłośników fotografii do wykonania soczystych i nasyconych kolorami zdjęć.
Djerbahood i Synagoga Al-Ghariba
Dżerba jest największą wyspą Afryki Północnej. Nie bez powodu wybierają ją turyści spragnieni odpoczynku w nadmorskim kurorcie. Królują tam długie, szerokie, jasne i piaszczyste plaże. Drink z palemką, ulubiona lektura i przyjemna morska bryza sprawiają, że można zapomnieć o całym bożym świecie. A gdy znudzi się trwanie w błogim niebycie, warto sprawdzić, jakie atrakcje czekają na Dżerbie.
Jeśli lubicie dreszczyk emocji, wybierzcie się na przejażdżkę quadami. Ja się zdecydowałam i nie żałuję. Dzięki temu miałam okazję podziwiać kolejny widowiskowy zachód słońca.
Za dnia warto wybrać się także do Djerbahood i na własne oczy przekonać się, jak wygląda street art w słynnej dzielnicy murali. W 2014 r. do jednej z najstarszych wiosek na wyspie przyjechało 150 artystów z całego świata. Do dyspozycji oddano im rozpadające się mury, ściany budynków oraz bramy. Powstały tam wówczas najśmielsze wizje autorów, nawiązujące do tunezyjskiej tradycji.
Błądzenie między białymi domkami i surrealistycznymi tworami artystów sprawia wrażanie onirycznego lawirowania między ucieleśnionymi wizjami artystów. Przy odrobinie szczęścia spotkać można chłopca, który za symboliczną opłatą opowie w kilku językach o dziełach, do których zrozumienia często brakuje paru słów wyjaśnienia.
W Tunezji na jednym gruncie żyją ze sobą zarówno katolicy, żydzi, jak i muzułmanie, którzy stanowią ok. 98 proc. obywateli. Na Dżerbie znajduje się największa aglomeracja żydowska w Tunezji. Na wyspie mieści się również Al-Ghariba – najstarsza synagoga zachowana w Afryce Północnej. W maju odbywają się do niej pielgrzymki. Pielgrzymi wówczas znoszą do świątyni jaja i zostawiają w niej karteczki z życzeniami.
Wierzą w to, że ich pragnienia wówczas się spełnią. Pozostawione w świątyni jaja były dla mnie największą ciekawostką. Okazuje się, że są one później zabierane z synagogi przez co biedniejszych panów i zjadane. Trudno sobie wyobrazić, jak konsumowane są symboliczne dziesiątki, a nawet setki życzeń, wraz z całą ich wyjątkową energią i ładunkiem emocjonalnym. Co ciekawe, odkąd ministrem turystyki Tunezji jest Żyd - René Trabelsi - liczba pielgrzymów zwiększyła się podwójnie.
Ministerstwo stawia na promocję
W tym roku Tunezję odwiedziło już 100 tys. Polaków - aż o 55 proc. więcej niż w ubiegłym roku. To znak, że odzyskujemy zaufanie do tego wakacyjnego kraju. Największa siła przekazu drzemie w mediach społecznościowych. Promocja opiera się zatem w dużej mierze na zwiększaniu zasięgów przekazu informacji, poprzez zapraszanie agentów biur turystycznych, dziennikarzy, blogerów oraz influencerów. Władzom zależy na tym, by pokazać, że Tunezja jest egzotyką w bezpiecznym wydaniu. I taka była również dla mnie.
Choć jest krajem zróżnicowanym etnicznie, w którym widać wpływy greckie, rzymskie, bizantyjskie, arabskie, tureckie oraz francuskie, to bardzo zrównoważonym. Tunezyjczycy lubią Polaków, i to z wzajemnością, a największym powodzeniem cieszą się rzecz jasna polskie dziewczyny. Przewodnicy płynnie posługują się polszczyzną oraz chętnie opowiadają o kulturze, tradycjach i życiu lokalnych mieszkańców. Nie zabrakło nawet żartów o teściowej. Jako turystka czułam się zaopiekowana i nakarmiona. Nakarmiona nie tylko orientalną i pełną nowych smaków kuchnią, ale i rzetelną wiedzą o kraju, do którego przyjechałam.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl