Wiewiórki, blondynki i buraki - "what the f...?" Czyli, co dziwi turystów w Polsce
Zwykłe zdjęcie z warszawskiego metra wywołało w sieci tak wielką burzę, jakby naprawdę działy się na nim niestworzone rzeczy. Papierowe książki i brak imigrantów – szok na skalę światową. I choć nas może zaskakiwać to międzynarodowe zdziwienie, to faktycznie są w Polsce takie zachowania i sytuacje, które od lat są dla zagranicznych turystów nie lada zagwozdką. Sprawdziliśmy, co konkretnie zaskakuje, a co wkurza obcokrajowców w Polsce.
Michał Maj, przewodnik, który od kilku lat oprowadza po polskich miastach grupy z Chin, na pytanie "co ich dziwi w Polsce?", odpowiada jednym słowem: "wszystko".
- Chińczycy przede wszystkim lubią atmosferę i ludzi. Uwielbiają obserwować ich na Krakowskim Przedmieściu, w Hali Mirowskiej czy na Kole. Zawsze podkreślają, że Polacy są piękni. Jak widzą eteryczną blondynkę o długich nogach i bladej cerze, to od razu aparat idzie w ruch. W restauracjach robią sobie zdjęcia z kelnerkami, a jak zdarzy się młody kierowca autokaru, to Chinki adorują go do końca wycieczki. Historia miasta interesuje ich, ale w ograniczonym zakresie. Pytają mnie, jak spędzamy czas, czym się zajmujemy, gdzie chodzimy. Jak pokazuję im album z fotografiami znanego polskiego artysty, to doceniają piękno, ale najchętniej od razu poznaliby autora zdjęć, bo ludzie są dla nich ważni – zdradza przewodnik.
– Ponadto zadziwia ich natura - gdy widzą nad polskim morzem mewy, łabędzie czy kaczki, to są pełni zachwytu. A wiewiórka w Łazienkach Królewskich zdecydowanie wygrywa w przedbiegach z Pałacem na Wodzie. Trzy wiewiórki gwarantują minimum godzinną sesję fotograficzną. Byłem kiedyś z grupą studyjną na Podlasiu. Widząc tamtejszą przyrodę i zwierzęta, zachowywali się, jakby byli w Parku Jurajskim - z jednej strony przerażenie, a z drugiej istny zachwyt - opowiada Michał Maj.
Na wspomnianym zdjęciu z warszawskiego metra jeden z internautów był zdziwiony brakiem imigrantów. Michał Maj przyznaje, że turystów z Ameryki faktycznie frapuje to zagadnienie. – Często pytają: "jak to jest w ogóle możliwe, że u was są prawie sami biali ludzie?" – wspomina przewodnik. – Ale dziwią ich też bardziej przyziemne sprawy, np. to, że w Polsce są McDonald-y.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Norwegów nie tyle dziwią, co cieszą niskie ceny w Polsce. Dla nich pobyt nad Wisłą jest trochę jak wakacje za półdarmo. Turyści z kraju, w którym bochenek chleba kosztuje 11 zł, a butelka wódki ponad 100 zł, w Polsce czują się jak panowie świata. Kto im zabroni…
Portugalczycy są mile zaskoczeni, że zimą w naszych domach jest ciepło. – U nich tylko nowo wybudowane budynki mają instalację grzewczą – wyjaśnia Ewa Waligórska z Tourismo de Portugal. – Nieustannie dziwi ich tatar i wysoka cena kawy w Polsce. A jeszcze kilka lat temu byli zaskoczeni burakami i barszczem. Dla nich burak był tylko jedzeniem dla zwierząt. Obecnie podają go, jako dekorację dań.
Faktycznie, polskie dania zaskakują wielu turystów. Co to w ogóle jest smalec, jak można wódkę zagryzać ogórkiem kiszonym, albo jeść zimne nóżki – "what the f..." – krzywią się obcokrajowcy. – "Mak? Ja mam to jeść? Przecież to opium – zakazane!" Tak Chińczycy reagują na makowiec. Wtedy tłumaczę im, że to tylko takie ciasto i nie muszą się niczego obawiać. Podchodzą do tego z rezerwą, próbują, a potem oczywiście robią zdjęcia – dodaje Michał Maj.
Turyści, którzy szukają pomocy na polskich ulicach często napotykają na problemy w komunikacji. – Nie chodzi już nawet o język, bo nie każdy musi mówić po angielsku. Bardziej dziwi mnie, że ludzie odwracają się lub udają, że nie widzą, gdy pytam o drogę – mówi Anja Kardan ze Szwecji. – Zdarzały się też sytuacje odwrotne, że ktoś zmieniał trasę, by tylko pomóc mi dojść na miejsce. Więc tak naprawdę z tymi Polakami bywa różnie.
Wayne Powell z Wielkiej Brytanii, który od kilku lat mieszka w Polsce jest pełen podziwu dla pielęgnowania polskich wartości rodzinnych. – To wspaniałe, że Polacy poświęcają tyle czasu na odwiedzanie swoich rodzin, nawet młodzi chętnie to robią – opowiada, ale do beczki miodu dodaje też łyżkę dziegciu. – Mam wrażenie, że Polakom ciężko przychodzi gratulowanie komuś, kto odnosi sukces. Większość dopytuje: "jak, dlaczego, po co", zamiast po prostu cieszyć się z osiągnięcia przyjaciela. W Polsce wszystko jest rywalizacją – zaczyna się od zwykłej kolejki do kasy w sklepie, a kończy na jeździe samochodem. Nie żeby w innych krajach brakowało idiotów na drogach, ale w Polsce każdy chce udowodnić, że jest lepszy – praktycznie każdy próbuje "wbić się" przed ciebie tylko po to, by udowodnić, że może być szybszy o kilka sekund.
Ci, którzy przyjeżdżają do nas na dłużej, są też zaskoczeni naszym patriotyzmem. – Polacy do przesady pielęgnują swoją polskość. To naprawdę dziwne, że macie tyle świąt narodowych – dodaje Wayne Powell.