Wypoczynek jak w PRL-u. "Nie pomyślałam, że dziś to jakaś egzotyka"
Wiele osób wspomina z sentymentem wakacje z dzieciństwa, z lat 80. czy 90. Warunki znacząco odbiegały od dzisiejszych standardów, ale dla niektórych są one niezwykle atrakcyjne. Ośrodków oferujących "wczasy z PRL-u" jest jednak coraz mniej. Byliśmy w jednym z nich.
Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Niedawno na jednym ze spotkań towarzyskich byłam świadkiem ciekawej rozmowy. Ktoś wspomniał, że dzieci chcą pojechać pod namiot. Ktoś inny dodał, że kilka lat temu wybrał się na wakacje do przyczepy campingowej. Temat się rozwijał. Pojawiły się wspomnienia, opowieści i w końcu padło: "Pojedziemy na pole namiotowe. Taki urlop w stylu PRL-u".
Nie odzywałam się. Dotarło do mnie, że niemal w każde wakacje wyjeżdżam na taki wypoczynek. Tylko nie pomyślałam, że dziś dla wielu osób to jest jakaś egzotyka.
Jak dawniej, a jednak inaczej
Z namiotem jeżdżę wszędzie. I bardzo blisko, i całkiem daleko. Stacjonarne, dłuższe wakacje spędzam jak w PRL-u, w przyczepie campingowej. Mogłabym powiedzieć, że właściwie nic się nie zmieniło, od czasu, gdy na takie urlopy zabierali mnie rodzice, ale oczywiście zmieniło się wiele.
Inaczej wyglądają namioty, zamiast ciężkiego materaca, z którego uchodziło powietrze, biorę lekką karimatę, a maleńka przyczepa campingowa, w której spędzaliśmy dłuższe wypady w Borach Tucholskich, znacznie urosła. Nie kopiemy latryny i nie myjemy się w jeziorze - nie dlatego, że staliśmy się bardziej leniwi, ale po prostu wzrosła nasza świadomość ekologiczna i nikt się nie pcha do wody z kostką mydła czy szamponem do włosów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rzeka ludzi na ulicach polskiego miasta. Nie dało się przejść
Trochę się więc jednak zmieniło. A co pozostało takie samo? Cała reszta. Wieczorami gramy w karty lub siedzimy przy ognisku. W dzień chodzimy na grzyby, pływamy kajakiem lub rowerem wodnym, rozwiązujemy krzyżówki, czytamy książki, gramy w badmintona, walczymy o hamak, zamiast powiesić dwa - bo to już nie to samo. Nocami wypatrujemy Perseidów. Po prostu odpoczywamy.
To samo miejsce od siedmiu dekad
Podobno są dwa typy urlopowiczów. Pierwszy zawsze jeździ w to samo miejsce. Drugi co roku odkrywa coś innego. Myślę jednak, że jest i trzeci typ. To ludzie, którzy robią i jedno, i drugie. Należę właśnie do tego trzeciego.
Uwielbiam podróże w nieznane i staram się je uprawiać najczęściej, jak tylko mogę, ale jeśli choć jednego letniego tygodnia nie spędzę w maleńkiej miejscowości ukrytej głęboko w Borach Tucholskich, to mam poczucie, że w tym roku nie było wakacji.
Nazwa tej maleńkiej wioski nie jest żadną tajemnicą. To Czernica. Kilkadziesiąt domów, 40 stałych mieszkańców, wspaniały zapach sosen i płytkie ciepłe jeziora Dybrzyk i Kosobudno - rozlewiska Brdy.
Jest tu cudowne pole namiotowe, oferujące też możliwość wypoczynku w przyczepach. Jest wspaniała plaża z pomostem, boiskiem do siatkówki i wypożyczalnią sprzętu wodnego. Są świetne trasy rowerowe, mała lokalna restauracja Młyn, serwująca kuchnię w stu procentach związaną z lasami i wodą tego regionu.
Jest zapach żywicy, grzyby, borówki, jagody. Są żurawie i dzikie kaczki, a na cyplu stacjonują harcerze, którzy czasem wieczorami śpiewają przy ognisku, a dźwięk gitary niesie się po jeziorze. Jednym słowem jest tu wszystko. Mój raj na ziemi.
Ten raj odkryli moi dziadkowie, kiedy wysłali swojego syna, a mojego tatę na obóz harcerski do Czernicy. Przyjechali sprawdzić, co słychać u ich dzielnego sześciolatka i się zakochali. Od tego czasu tata przyjeżdżał na obozy, a po ich zakończeniu dołączał do dziadków na polu namiotowym.
Potem moi rodzice zaczęli zabierać mnie. Najpierw wszyscy jeździliśmy pod namioty. W połowie lat 80. do materiałowych domków dołączyła niewiele większa od malucha i podobna do niego w kształcie przyczepa campingowa.
Po 40 latach zastąpiła ją większa przyczepa. Ale miejsce pozostało to samo. Faktycznie - wakacje w najlepszym PRL-owskim wydaniu. Bez pośpiechu, bez problemów w co się ubrać i do tego - co dziś jest bardzo ważne - bez konieczności wydawania fortuny. Cztero- czy pięcioosobową rodziną z namiotem czy kamperem i opłatami za prąd oraz prysznice bez problemu zmieścimy się w kilkudziesięciu złotych za dobę.
Atrakcje rodem z PRL-u
Kiedyś ktoś mnie zapytał, jakie w Czernicy są atrakcje. Czy w pobliżu jest coś do zwiedzania, czy jest jakiś park rozrywki, co można robić w ciągu dnia? W pierwszej chwili zalała mnie fala oburzenia. Jakie atrakcje? Czernica to atrakcja! Cała jest jedną wielką atrakcją!
Po chwili jednak zaczęłam się zastanawiać. Od tak dawna żyjemy w świecie nadmiaru, pośpiechu i przebodźcowania, że nawet w wakacje nie potrafimy od tego uciec. Szukamy sposobów na to, by w jak najkrótszym czasie doświadczyć jak najwięcej, jak najwięcej zobaczyć. Sama też często to robię. Czernica, która od zawsze była moją enklawą spokoju, ciszy, bycia z bliskimi i rozkoszowania się przyrodą, to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie niemal z marszu potrafię przejść w tryb obniżonej aktywności. I rzeczywiście odpocząć.
Pomyślałam też, że to wszystko, co ja odczuwam jako jedną, wielką atrakcję, można ubrać w słowa i zaprezentować w formie listy miejsc i doświadczeń, które stanowią o wyjątkowości tego miejsca.
Bo czy nie jest atrakcją, dziś dla wielu egzotyczną i skłaniającą do PRL-owskich wspominków, wyłowienie kilku ryb z jeziora i zjedzenie ich chwilę później prosto z patelni? Czy nie jest atrakcją wyprawa na grzyby i przygotowanie rano pysznej jajecznicy z kurkami? Czy nie jest atrakcją wycieczka kajakowa i podglądanie dzikiego ptactwa? Albo oglądanie w nocy z jeziora spadających gwiazd czy słuchanie krzyków żurawi, które zlatują się na żerowiska?
Czytaj także: Jak wyglądały wczasy za Gierka? Tłumy przyszły zobaczyć
A jeśli chcemy jakoś urozmaicić te sielsko płynące dni w lesie i na wodzie, to możemy zrobić krótką wycieczką i wybrać się do Parku Narodowego Bory Tucholskie, w którego otulinie leży Czernica. Albo pojechać kilkanaście kilometrów do Leśna i poznać historię znajdującego się tu cmentarzyska kurhanowego Gotów. Tutejsze kamienne kręgi wyglądają imponująco, a wstęp na utworzoną między nimi ścieżkę jest bezpłatny.
Można też pojechać lub popłynąć do niedalekiej miejscowości Swornegacie, gdzie jedną z atrakcji jest Kaszubski Dom Rękodzieła Ludowego.
Lista ciekawych miejsc w pobliżu Czernicy jest oczywiście znacznie dłuższa, ale nie warto próbować poznać wszystko w czasie jednego pobytu. Bo tym, co najbardziej zachwyca w Borach Tucholskich i co było chyba najbardziej charakterystyczną cechą PRL-owskich wakacji, był wypoczynek. Godziny spędzane na pluskaniu się w wodzie, plażowaniu, grzybobraniu, graniu w piłkę... Znajdźmy więc na to czas i spróbujmy takiej formy letniego relaksu!