Wyspy Zielonego Przylądka śladem bosonogiej diwy - Cesárii Évory
56 lat na scenie
Cesária Joana Évora była najlepszym towarem eksportowym swojej ojczyzny – Wysp Zielonego Przylądka. Tu się urodziła w 1941 i tu zmarła 17 grudnia 2011 roku. Z 70 lat, które przeżyła, 56 (choć z przerwą) spędziła na scenie. Na zawsze pozostała dziewczyną zakochaną w Cabo Verde.
Zachwycała swoim głosem zarówno nieokrzesanych bywalców portowych barów, jak i nobliwą, wyrobioną muzycznie publiczność paryskiej Olympii. Potrafiła oczarować wszystkich.
Tu przyszła na świat i z niego odeszła
To w Republice Zielonego Przylądka, zachodnioafrykańskim kraju, w którym przyszła na świat i w którym też z tego świata odeszła, po raz pierwszy dane było publiczności usłyszeć głos Cesárii Évory. „Bosonoga diwa”, jak ją zwano, karierę rozpoczęła od występów w barach dla marynarzy w rodzinnym mieście Mindelo.
Afrykańskie imperium Portugalii
Évora urodziła się w ubogiej rodzinie. Jej matce, z zawodu kucharce, po śmierci męża, trudno było utrzymać siedmioro dzieci, musiała więc oddać 10-letnią Cesarię do przytułku prowadzonego przez portugalskie zakonnice.
Był rok 1951. Wyspy Zielonego Przylądka stanowiły część afrykańskiego imperium kolonialnego Portugalii. Część bardzo nietypową, bo przed zajęciem, w XV-XVI wieku, tego archipelagu przez kolonizatorów z Lizbony, były niezamieszkane.
Ten archipelag jest owocem bożej radości
Piękna jest legenda o powstaniu Wysp Zielonego Przylądka*. Mówi ona, że pod koniec dzieła stworzenia Bóg był tak zadowolony z tego, co dotąd zrobił, że zatarł z radości ręce. Z okruszków gliny, które z nich spadły, powstać miał *archipelag znajdujący się w pobliżu zachodniego wybrzeża Afryki.
Choć wyspy były ukoronowaniem bożej aktywności, to zaludnili je dopiero Portugalczycy, sprowadzając tu czarnoskórych niewolników z pobliskiego Senegalu. To z ich potomków, a także potomków kolonistów z Portugalii, powstał naród Kabowerdeńczyków, dominujący (ponad 71 procent) obecnie na Wyspach Zielonego Przylądka (z portugalskiego: Cabo Verde).
Gorąca krew Kabowerdeńczyków
Żywiołowi są wszyscy Afrykanie, ale Kabowerdeńczycy byli i są żywiołowi podwójnie – po swoich portugalskich przodkach, w żyłach których płynęła przecież równie gorąca krew. Widać to w ich stylu życia, kulturze.
Widać to było (i oczywiście - słychać) w śpiewie Cesarii Evory. Już wtedy, gdy po dwóch latach nauki u zakonnic, wystąpiła po raz pierwszy w nadmorskim barze. Ta szesnastolatka kusiła publiczność, ale i sama była kuszona przez nocne i bardzo barwne życie rodzinnego Mindelo.
Świat kreolskiej kultury
Siedzących przy stolikach i sączących grog, macieirę (tradycyjne portugalskie brandy, wytwarzane na bazie miejscowych win) lub słodki jak ulepek likier migdałowy – amarguinhę, marynarzy i nielicznych wówczas turystów, przenosiła w czarowny świat kreolskiej kultury. Śpiewała mornę – melancholijny i nostalgiczny najbardziej charakterystyczny dla Wysp Zielonego Przylądka gatunek muzyki – lub też, dla odmiany, żywiołową coloader. Goście siedzieli zasłuchani w dźwięczny głos dziewczyny.
Podbiła paryską Olympię
Upływały lata. Na rodzinnych wyspach znał ją już każdy, ale na sławę musiała jeszcze poczekać. Przez długi czas życie jej nie rozpieszczało. Świadoma swego talentu, pozostawała biedna jak mysz kościelna, przeżywając także ciężko kolejne nieudane miłości.
W 1975 roku, tym samym, w którym Portugalia zrezygnowała ze swojego kolonialnego imperium, załamana niepowodzeniami Évora zamilkła na ponad dziesięć lat. Wróciła na scenę dopiero w 1986 roku. Spotkany na Wyspach Zielonego Przylądka krajan, Jose da Silva, agent muzyczny na stałe mieszkający we Francji, zaprosił ją do Paryża.
Nagrała tu cztery albumy, z których ostatni, wydany w 1992 roku („Miss Perfumado”) dał jej pierwszą złotą płytę i recital w paryskiej Olympii.
Dobrze czuła się tylko w ojczyźnie
Kolejne albumy Évory – „Cesaria” i „Cabo Verde” – ugruntowały jej światową sławę. Za sławą poszły pieniądze. Wreszcie miała luksusowe życie we własnej willi. Nie, nie kupiła jej na Lazurowym Wybrzeżu, ale w rodzinnym Mindelo. Bogactwo jej nie zmieniło. Pozostała do końca dziewczyną zakochaną w swej ojczyźnie – Wyspach Zielonego Przylądka.
Mimo nienajlepszych wspomnień nie chciała żyć poza tym archipelagiem. Nie zmieniła zdania także po kolejnych sukcesach – nagrodach Grammy i bogatej kolekcji złotych i platynowych płyt.
Mindelo wciąż rozbrzmiewa jej piosenkami
Nawet postępująca choroba, spowodowana wyczerpującym trybem życia, nie wygoniła jej z rodzinnego Mindelo. Tu trafiła do szpitala, pod koniec 2011 roku, i tu zmarła 17 grudnia.
Cesarii Evory nie zobaczymy już na żadnej z uliczek Mindelo. Nie zaśpiewa nam w żadnym z portowych barów. W każdym jednak usłyszymy jej piosenki. Warto ich posłuchać przy szklaneczce macieiry.