Zmiana warty. Teraz oni przejmują polskie góry
Jesień to w górach czas wyjątkowy. Szlaki pustoszeją, roślinność mieni się wszystkimi kolorami, a pełzające dolinami mgły podkreślają piękno przyrody. Nic tylko jechać. Ale jak, kiedy urlopy się skończyły, a dzieci wróciły do szkół? Jest jednak grupa osób, której te ograniczenia nie dotyczą. Studenci. To oni we wrześniu przejmują górskie szlaki. Przynajmniej tak było, gdy ja byłam studentką.
Góry dla młodych
Dla pokolenia X, do którego należę, wrześniowe wyjazdy w góry w czasie studiów były swego rodzaju tradycją. Oczywiście nie znaczy to, że wszyscy jeździliśmy w Tatry czy Sudety, ale miłośnicy podróży często odwiedzali polskie góry właśnie jesienią. Dlaczego? Powodów było mnóstwo. Po pierwsze większość z nas latem zarabiała na jesienne wakacje. Zwykle pracowaliśmy przy zbiorach warzyw czy owoców, w sezonowych knajpach czy rozdając ulotki na ulicach. Zarobione pieniądze można było przeznaczyć na wyjazd.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyjątkowe miejsce w Polsce. Można spróbować jajecznicy ze strusiego jaja
Drugi powód często łączył się z pierwszym. Z końcem sierpnia spadały ceny. Tańsze były noclegi, tańsze jedzenie w knajpach (tak, biednym studentom też się czasem zdarzało zjeść coś w niedrogim barze). Trzecim powodem były widoki. Choć w górach zawsze jest pięknie, to przyroda robi wszystko, by jesienią to piękno natury jeszcze podkreślić. Kto nie widział Bieszczad w jesiennej szacie, niech koniecznie jak najszybciej to nadrobi. Tonące w żółciach i czerwieniach połoniny to obraz, który na zawsze zostaje pod powiekami.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego góry o tej porze roku są wyjątkowe - brak tłumów. Powiedzenie: "A gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady", latem zupełnie traci sens. Na ten sam pomysł wpada bowiem pół Polski i całkiem spore grono gości z zagranicy. We wrześniu na popularnych szlakach raczej nie będziemy sami, ale nie musimy się obawiać, że ludzie zasłonią nam góry.
Czytaj także: Turyści kochają ten zamek. Remont już się zaczął
Cisza w Bieszczadach
Bywałam we wrześniu w Bieszczadach, bywałam w Tatrach i Sudetach, do których mam szczególny sentyment. Nigdy na studenckim wyjeździe, zawsze prywatnie – ze znajomymi lub rodziną. Tym, co łączy wszystkie moje wspomnienia z tych wyjazdów, jest cisza. Mam na myśli nie tylko brak hałasu generowanego przez ludzi, ale taką ciszę w głowie, która powstaje, gdy uda się wyciszyć gonitwę myśli.
Jesienią w górach wszystko jakoś zwalnia. Nie uda się wejść na Kremenaros, bo przez dwa dni pada i zabrakło czasu na taką wycieczkę? Trudno. Popołudniowy spacer po okolicy i wybornie pierogi w pobliskiej knajpce to też świetny plan.
Ten stan w głowie kojarzy mi się właśnie z jesiennymi górami i myślę, że w dużej mierze to on sprawia, że góry po sezonie wydają mi się najbardziej atrakcyjne. Choć najbardziej lubię Sudety, to ze studenckimi wyjazdami najsilniej kojarzą mi się Bieszczady. Szczególnie ciepło wspominam właśnie ten wyjazd, kiedy nie weszłam na wspomniany już Kremenaros (Krzemieniec), szczyt, na którym przecinają się granice trzech państw - Polski, Ukrainy i Słowacji.
Mieszkaliśmy w Ustrzykach Górnych. Idealna miejscówka na wyprawy po połoninach, poza tym urocza miejscowość, w której - kiedy wyjadą turyści - pozostaje kilkudziesięciu stałych mieszkańców. Przez tydzień pogoda była wyjątkowa - bardziej letnia niż jesienna. W pełnym słońcu i niemal samotnie wędrowaliśmy po malowniczych bieszczadzkich szlakach, w tym słynnych połoninach - Połoninie Caryńskiej i Połoninie Wetlińskiej.
Wielką Rawkę i stanowiący jej część Krzemieniec zostawiliśmy sobie na koniec. Tymczasem natura postanowiła sobie przypomnieć, że nadchodzi jesień i dwa ostatnie dni witały nas deszczem, który ustępował dopiero po południu, nie zostawiając czasu na dłuższe wędrówki.
Studencki wrzesień nadal trwa
Na Kremenaros nie weszłam do tej pory. Może tej jesieni? Najwyżej zawyżę trochę wrześniową średnią wieku na bieszczadzkich szlakach. O ile oczywiście ta tradycja studenckiego września w górach wciąż żyje. Postanowiłam to sprawdzić i zadzwoniłam do Szkolnego Schroniska Młodzieżowego w Wetlinie. Przemiła pani powiedziała, że choć wrzesień, a nawet październik to czas, kiedy w górach zdecydowanie przeważają młodzi, to nie ma przeciwwskazań dla wizyty przedstawiciela pokolenia X.
- Młodzież przyjeżdża z całej Polski. Studenci, ale też uczniowie na "zielone szkoły". Dużo wycieczek w nasze strony organizują też harcerze - opowiada mi pracownica schroniska. - Część studentów przyjeżdża w zorganizowanych grupach, inni indywidualnie. Zostają zwykle od dwóch do czterech dni. Czasem na dłużej, bo jest tu gdzie chodzić i co podziwiać.
Kiedy pytam o najpiękniejszy szlak, pani milknie na chwilę. - Trudno wybrać jeden, ale myślę, że będąc w Wetlinie trzeba pójść na Smerek przez Przełęcz Orłowicza. A jeśli mamy siłę, to jeszcze dalej na Połoninę Wetlińską - zdecydowała w końcu. Piękny szlak, taki prawdziwie bieszczadzki. Zwłaszcza jesienią!