Życiowa szansa. Rekrutują do pracy, która zmienia człowieka
Chcesz spędzić rok na stacji antarktycznej? Pospiesz się. Rekrutację na 49. Polską Wyprawę Antarktyczną prowadzi Polska Stacja Antarktyczna im. H. Arctowskiego. Wynagrodzenie nie jest oszałamiające, a praca z pewnością bardzo wymagająca, ale uczestnicy zyskują możliwość doświadczenia czegoś niesamowitego. Termin mija w piątek 23 lutego.
21.02.2024 | aktual.: 22.02.2024 06:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Taki wyjazd jest czymś, co zmienia człowieka. I to zmienia w sposób trwały - mówi Dagmara Bożek, uczestniczka dwóch wypraw polarnych. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada też, czego powinni się spodziewać kandydaci do pracy na stacji, na co muszą się przygotować i dlaczego na wyprawę antarktyczną warto zabrać ze sobą buty na obcasach (lub krawat - co kto woli).
Ostatni moment
Rekrutacja na 49. Polską Wyprawę Antarktyczną kończy się 23 lutego. To ostatni dzień wysyłania aplikacji. Poza pracownikami naukowymi, jak obserwator ekologiczny czy obserwator gatunków obcych i antropopresji, poszukiwany jest też personel techniczny - m.in. operatorzy łodzi i bezzałogowych statków powietrznych, elektronik, elektryk, mechanik maszyn budowlanych czy informatyk. Stacja szuka też lekarza, kucharza i oczywiście kierownika wyprawy.
Dagmara Bożek uczestniczyła w dwóch całorocznych wyprawach polarnych: w 35. Wyprawie Polarnej IGF PAN do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie (2012-2013) i 40. Wyprawie Antarktycznej do Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego (2015-2016).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Magda Bukowska: Zacznijmy od zarobków. Podobno nie są one zbyt wysokie?
Dagmara Bożek: Zarobki nie są oszałamiające - zależnie od stanowiska to około 5 tys. zł miesięcznie, ale na Wyspie Króla Jerzego (to tam mieści się stacja) nie ma na co wydawać. Pracodawca, czyli Instytut Biochemii i Biofizyki PAN, dba o to, by uczestnikom wypraw naprawdę niczego nie brakowało, a pozafinansowe korzyści z wyprawy są nie do przecenienia.
Z drugiej strony osoby, które liczą na ekscytującą przygodę, mogą przeżyć rozczarowanie rutyną i monotonią życia na Antarktyce. Decyzję o wyjeździe należy więc poważnie przemyśleć.
Jak wygląda codzienność na wyprawie polarnej?
Wiele osób ma romantyczne wyobrażenie wielkiej przygody, którą taki wyjazd niewątpliwie jest, ale z pewnością mamy też prozę życia na stacji.
Oczywiście ta codzienność ma zarówno swoją magiczną, jak i zupełnie szarą stronę. Zacznę może od kwestii technicznych. Na stację ruszamy jako pracownicy Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN. Jesteśmy zatrudniani przez instytut i poza normalnym wynagrodzeniem, pracodawca zapewnia nam wszelkie potrzebne w pracy i życiu na stacji szkolenia oraz niezbędny ekwipunek.
Pokrywa też koszty dotarcia na Wyspę Króla Jerzego, zakwaterowania, wyżywienia czy leczenia - na stacji jest lekarz i dobrze wyposażone ambulatorium. Załoga stacji składa się z dwóch grup. Tzw. zimowników, którzy spędzają na niej cały rok, i grupy letniej, która jedzie tylko na kilka miesięcy od października/listopada do marca/kwietnia. Latem na stacji jest więc sporo osób. Przyjeżdżają też naukowcy z innych stacji, czasami turyści. Zimą zostaje garstka - około 8 - 10 osób.
Rutyna życia na Antarktyce jest zupełnie inna latem i zimą?
Latem jest zdecydowanie łatwiej. Po pierwsze cała grupa przyjeżdża na lato, czyli wszyscy są jeszcze naładowani pozytywną energią. Pogoda jest ładna, sporo czasu spędzamy na zewnątrz, przeprowadza się sporo badań. No i mamy wokół siebie sporo nowych ludzi, których dopiero poznajemy.
Sytuacja zmienia się radykalnie, kiedy wyjeżdża grupa letnia. To taki moment, kiedy relacje między uczestnikami budują się na nowo, wspólne funkcjonowanie ulega całkowitemu przeformułowaniu. Zostajemy w bardzo wąskim gronie, w jakimś sensie jesteśmy na siebie skazani - na nasze przywary, przyzwyczajenia, na słuchanie znanych już historii.
Do tego dochodzi poczucie straty, jeśli np. wyjechały osoby, z którymi najbardziej się zżyliśmy. Stajemy przed sytuacją, w której musimy znaleźć sposób na to, by porozumieć się także z tymi uczestnikami wyprawy, z którymi nie łączy nas chemia.
Jednocześnie zaczyna się zima. Pogoda przestaje być przychylna. Czasem przez kilka tygodni jesteśmy zamknięci na stacji bez możliwości jej opuszczania. Dzień jest bardzo krótki, brakuje światła, temperatury są niskie, do tego dochodzą bardzo silne na Wyspie Króla Jerzego wiatry. Czasem przekraczające nawet 200 km na godz.
Niektóre osoby odczuwają to bardzo mocno, mają bóle głowy, cały czas są senne albo przeciwnie - nie mogą spać. W takich warunkach robi się trudniej. Badania pokazują, że właśnie trzeci kwartał pobytu na stacji jest zwykle najtrudniejszy.
Kto lepiej znosi życie w takich warunkach - samotnicy czy osoby towarzyskie? Pytam, bo to wyjątkowa sytuacja. Z jednej strony jesteśmy niemal odcięci od świata, a z drugiej skazani na spędzanie czasu w grupie.
Myślę, że najlepiej radzą sobie osoby, które są miksem tych typów osobowości. Na stacji trzeba lubić ludzi, umieć z nimi współpracować, przełączyć się na taki tryb myślenia o grupie, bo tu wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie wzajemnie.
Z drugiej strony niezbędne jest też radzenie sobie bez bliskich, bez przyjaciół. Osoby, które nie potrafią same sobie organizować czasu wolnego, nie mają swoich pasji, zainteresowań, będą się na wyprawie męczyły.
Bo nie oszukujmy się - jedziemy na stację do pracy, ale pozostaje mnóstwo czasu wolnego, a nie ma możliwości wyjścia do kina, na spacer, spotkania ze znajomymi. Trzeba umieć ten czas ciekawie zapełnić.
Co się robi na stacji po pracy?
Tak naprawdę możliwości są olbrzymie, wszystko zależy od naszych preferencji i tego, jak się przygotujemy do wyjazdu. Instytut zapewnia duże zaplecze służące rekreacji i atrakcyjnemu spędzaniu czasu wolnego, ale też daje możliwość zabrania rzeczy, które każdy uczestnik chce zabrać.
Bagaż jest jakoś limitowany?
Nie. Nasze rzeczy są transportowane na wyspę statkiem, możemy więc zabrać naprawdę sporo. Pamiętam uczestnika, który przywiózł trenażer, więc naprawdę możliwości są (śmiech). O takich drobiazgach jak szydełko czy sprzęt fotograficzny nie warto nawet wspominać.
Jest coś takiego, czego nie wzięła pani na pierwszą wyprawę i żałowała?
Tak. Szpilki.
Szpilki? W sensie buty na obcasach?
Tak. Przed wyjazdem nie brałam ich nawet pod uwagę. Po co mi eleganckie buty na takiej wyprawie? A potem patrzyłam smutno na zdjęcia chyba z Dnia Kobiet, gdzie występuję w pięknej sukience i w takich szmacianych kapciach, w których chodziłam po stacji (śmiech). Oczywiście to drobiazg, bez wpływu na losy świata ani nawet moje, ale brakowało mi tych butów i na następną wyprawę już je wzięłam. Założyłam je raz, na imprezę z okazji wypadającej 26 lutego rocznicy założenia stacji im. Arctowskiego, która jest obchodzona naprawdę hucznie. Było mnóstwo gości, piękna oprawa i my - uczestnicy - elegancko ubrani.
Czuliśmy, że to fajne, że jako gospodarze stanęliśmy na wysokości zadania. Dla wielu osób uczestnictwo na wyprawach jest postrzegane nie tylko jako własne doświadczenie, ale też w pewien sposób czują się reprezentantami polskiej nauki na świecie. Jest takie uczucie dumy narodowej. Nieoficjalnie o stacjach mówi się nawet, że są takimi ambasadami polskiej nauki.
Jak się jada na stacji? Jesteście skazani na dania gotowe?
Absolutnie nie! Kuchnia na stacji jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Latem wśród uczestników jest kucharz i pomoc kuchenna - w ostatnim czasie to zwykle jest szef lub szefowa kuchni z jakiejś dobrej restauracji. Nasze spiżarnie i lodówki są doskonale wyposażone i wielu z nas szybko dochodzi do wniosku, że często w Polsce nie jadamy tak regularnie i nie mamy tak urozmaiconych posiłków jak podczas wyprawy!
Jeśli ktoś lubi dobrze zjeść, na stacji na pewno nie będzie miał powodów do narzekań. Zimą mamy dyżury i musimy radzić sobie sami, ale też staramy się, żeby jedzenie było przyjemnością.
Sporo miejsca poświęciłyśmy temu, co może być trudne, na co trzeba się przygotować, pomówmy więc też o tej magicznej stronie. Jakie zalety, poza doskonałą kuchnią, ma ta praca?
Lista jest długa. To doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Poza takimi sprawami, których pewnie każdy z nas się spodziewa, jak fantastyczne krajobrazy, biegające wokół pingwiny, tundra, foki, lodowce, możliwość jazdy na nartach, na skuterze, pływania łodzią - oczywiście w ramach pracy, ale przyjemność nadal jest - mamy niesamowitą okazję, żeby spotkać się z samym sobą, sprawdzić siebie w wyjątkowych okolicznościach. To doświadczenie bardzo buduje, daje poczucie sprawczości, poprawia samoocenę.
Jest też ta duma, o której mówiłam, z bycia członkiem nieformalnej ambasady polskiej nauki. To także ogromna możliwość rozwoju, zdobycia nowych umiejętności, poszerzenia wiedzy, spotkania wyjątkowych osób. Z całą pewnością to doświadczenie, które zmienia człowieka i to zmienia w sposób trwały.
Dokładne informacje o stanowiskach i wymaganiach wobec kandydatów można znaleźć na stronie arctowski.aq.