Long Walk - przez Dziki Wschód w hołdzie bohaterom
Jakucja, czyli Republika Sacha to wschodnia część Syberii, będąca częścią Federacji Rosyjskiej. Właśnie tu, w położonym na wiecznej zmarzlinie Jakucku, trzech Polaków rozpoczęło wyprawę śladami uciekinierów z sowieckiego łagru. Jak to się stało, że postanowili pokonać trasę liczącą 8 tys. km, wiodącą przez najbardziej niegościnne zakątki naszej planety?
20.10.2015 | aktual.: 27.10.2016 08:46
Jakucja, czyli Republika Sacha to wschodnia część Syberii, należąca do Federacji Rosyjskiej. Jest największą na świecie jednostką administracyjną, której powierzchnia (nieco ponad 3 mln km kw.) jest mniejsza jedynie od takich krajów jak Indie, Australia, Brazylia, ChRL, USA i Kanada. Właśnie tu, w położonym na wiecznej zmarzlinie Jakucku, trzech Polaków rozpoczęło wyprawę śladami uciekinierów z sowieckiego łagru. Dowiedzieliśmy się, jak to się stało, że postanowili pokonać trasę liczącą 8 tys. km, wiodącą przez najbardziej niegościnne zakątki naszej planety. Tomasz Grzywaczewski zdradził nam też kilka szczegółów dotyczących tego, jak traktuje się Polaków na Syberii i jaki los czeka łagry - świadków okrucieństwa stalinizmu.
Wszystko zaczęło się od książki, którą Tomasz Grzywaczewski, prawnik i reporter, dostał w prezencie od ojca. Lektura bestselerowego „Długiego Marszu” Sławomira Rawicza skłoniła go do zorganizowania wyprawy Long Walk Plus Expedition. Jej trasa została zaplanowana na podstawie prawdziwej historii z 1941 r., której bohaterem okazał się Witold Gliński. Rawicz, przywłaszczając sobie tożsamość innej osoby, opisał ucieczkę grupy więźniów pod przywództwem Polaka z radzieckiego łagru. Dotarli oni pieszo z okolic Jakucka do Kalkuty. Grzywaczewski, wraz z Bartoszem Malinowskim i operatorem Filipem Drożdżem, postanowił pokonać tę samą trasę. Ich głównym motywem było nie tylko przywrócenie pamięci o tej niezwykłej historii, ale także oddanie hołdu wszystkim Polakom zesłanym na „nieludzką ziemię”, których wielu pozostało tam na zawsze. – Po przeczytaniu książki, przez zapoznanie się później z historią Glińskiego, nadeszło oświecenie – to wspaniała historia, świetnie znana na Zachodzie (w
Hollywood powstał na jej podstawie film "Niepokonani" P. Weir'a - przyp.red.), a kompletnie nieznana w Polsce. Pomyślałem, że warto ją przypomnieć i upamiętnić – mówi Tomasz Grzywaczewski.
Syberia - przybrana ojczyzna Polaków
Wszystko zaczęło się w Jakucku, położonym nad Leną syberyjskim mieście, gdzie Polacy są traktowani jak przyjaciele. Głównie dzięki dwóm naszym rodakom, Edwardowi Piekarskiemu i Wacławowi Sieroszewskiemu, a także tysiącom, którzy trafili tu na wygnanie, Syberia nazywana bywa przybraną ojczyzną Polaków. Paradoksalnie, to właśnie tu przydarzyła się naszym podróżnikom jedyna niebezpieczna sytuacja. – Poszliśmy do jakiegoś baru na obrzeżach miasta, co, powiedzmy sobie szczerze, nie było zbyt rozsądne – opowiada nam Tomek Grzywaczewski. – Po kilku minutach weszło za nami kilku tzw. „karków” - rozejrzeli się i wyszli. Po kolejnych pięciu minutach wszyscy, łącznie z obsługą baru wypadliśmy na dwór z załzawionymi oczami – do budynku został wpuszczony gaz pieprzowy. Zapadał zmrok. Przed barem stał samochód z zapalonym silnikiem. Udało nam się złapać taksówkę i jak tylko ruszyliśmy, sympatyczni panowie podążyli za nami. Stwierdziliśmy, że oni chcieli nas po prostu wywabić ze środka, żeby nas obrabować. Przez
godzinę jeździliśmy po mieście, żeby ich zgubić – nie chcieliśmy zdradzić, gdzie mieszkamy, żeby nie mieć problemów. I to był jedyny raz, kiedy od strony ludzi groziło nam jakieś niebezpieczeństwo – kończy Tomek.
Warto zatrzymać się przy wcześniej wymienionych polskich nazwiskach. Wybitny pisarz Wacław Sieroszewski, podczas swojego zesłania na Syberię pod koniec XIX wieku, zebrał bogatą dokumentację etnograficzną i dotyczącą lokalnego szamanizmu. Na tej podstawie wydał w 1890 roku monografię „Dwanaście lat w kraju Jakutów”, a w 1896 roku „Jakuty. Opyt etnograficzeskogo issledowanija, tom 1”. Dzięki tej drugiej pozycji uzyskał zgodę na powrót do Polski. Natomiast postać Edwarda Piekarskiego jest bez wątpienia bardziej rozpoznawana w Jakucji niż w kraju. Podczas wygnania zaczął on pisać słownik języka jakuckiego, a później także opracował "Wypisy z narodowej literatury Jakutów". Obaj nasi rodacy są traktowani na odległych syberyjskich ziemiach jak bohaterowie i stawia się im pomniki, a Polaków traktuje z należytym szacunkiem.
Może to również z tego powodu Tomek, Bartek i Filip otrzymali swego rodzaju „list żelazny” na dalszą podróż, w którym władze Republiki Sacha proszą o udzielenie im pomocy w każdej sprawie. Pierwszy etap podróży to trwająca wiele dni wędrówka, przeprawy przez rzeki, spływy łódkami. Warunki są trudne – niska temperatura, wilgoć, zalane drogi, ciągły hałas spowodowany pękającą krą, podobny do wystrzałów z karabinu. W położonych nad Leną wioskach z utęsknieniem oczekują wiosny. – Te miejsca zimą są odcięte od świata. Jedynym docierającym tu transportem są statki kursujące po rzece. Póki nie puszczą lody, nie ma jak dotrzeć zaopatrzenie – mówi Grzywaczewski. – Podróżowaliśmy kilka dni takim statkiem. Jak przybił do brzegu w miejscowości Olekminsk, okazało się, że 80 proc. towarów to alkohol – dodaje.
Archipelag Gułag - historia do wymazania
W Olekminsku spotkali nauczyciela historii Piotra, który zgodził się zaprowadzić ich w głąb tajgi, do zaginionego łagru, na który natknął się kilka lat wcześniej. Po przybyciu na miejsce okazało się, że po obozie nic nie pozostało. – Po całym archipelagu Gułag pozostało na terenie Rosji niewiele – tłumaczy Grzywaczewski. – Historia łagrów znika z powierzchni ziemi na naszych oczach. Każdego roku płoną, zapadają się w bagnach bądź są dewastowane ostatnie, zachowane na najdalszej północy miejsca, które były świadkami stalinizmu – przyznaje ze smutkiem. - Dzięki Piotrowi, który zabrał do odkrytego łagru uczniów i przeprowadził amatorskie badania archeologiczne, udało się wydobyć choć trochę przedmiotów, którymi posługiwali się na co dzień więźniowie – dodaje Tomek.
– Żaden z obozów nie stał się muzeum, nie został zamieniony na miejsce pamięci. Jedynym takim miejscem był obóz na Uralu, Perm-36. W latach 90. XX wieku, dzięki staraniom organizacji Memoriał, powstało tam jedyne *muzeum represji *na terenach byłego ZSRR. Niestety w tym roku zakończyło się „przekazywanie” tego obiektu w ręce państwowe (3 marca br. zamknięto Centrum Upamiętnienia Historii Represji Politycznych Perm-36 – przyp. red.). Latem otwarta została nowa ekspozycja – poświęcona jest „wkładowi systemu łagrów w zwycięstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej”, czyli wspólnej pracy strażników i więźniów dla zwycięstwa nad faszyzmem – oburza się Tomek.
Takich łagrów jak ten, nie wpisanych nawet do ewidencji, było na terenie Syberii dziesiątki. Nie zachowały się z nich żadne dokumenty, często nie prowadzono nawet ewidencji. Z tego też powodu, nie ma żadnych źródeł, które mogłyby potwierdzić, w którym z obozów przebywał Witold Gliński. Przed wyruszeniem na wyprawę Tomasz Grzywaczewski wraz ze swoimi kompanami odwiedził tego teraz już starszego pana. Mieszka on w Anglii od końca II wojny światowej. Dzięki długim rozmowom nabrali przekonania, że ta ucieczka musiała być jego udziałem, musiała wydarzyć się naprawdę. Choć pojawiły się kontrowersje związane z wiarygodnością tego bohatera, według Grzywaczewskiego nie ma żadnych dowodów, które wykazałyby nieprawdziwość słów Glińskiego. Również ekspertyza historyczna wydanej po podróży książki potwierdziła, że nie można w żaden sposób na podstawie dostępnych źródeł rozstrzygnąć sporu. – Dodatkowo przekonuje mnie fakt, że Gliński niczego nie oczekuje, nie czerpie żadnych korzyści z tego, że to on okazał się
prawdziwym bohaterem książki Rawicza – podsumowuje Grzywaczewski, pytany o jego ocenę tej sytuacji. – Dodatkowym argumentem są także zeznania Ruperta Mayne’a, agenta wywiadu brytyjskiego, który potwierdza, że w 1942 roku, podczas pobytu w Indiach, odnotował zeznania trzech uciekinierów z Syberii. To prawdopodobnie do niego zgłosił się Gliński po dotarciu do Kalkuty – dodaje.
Wysłuchała i opracowała: Urszula Drukort-Matiaszuk/ik, Wirtualna Polska
Ze szczegółową relacją z całej wyprawy możecie przeczytać na stronie longwalk.pl
O swojej wyprawie Tomasz Grzywaczewski opowiedział podczas pierwszego z cyklu spotkań podróżniczych w Muzeum Emigracji w Gdyni.