Trwa ładowanie...
d11rwbk

Podróż marzeń: Irlandia - w pubie nie pada nigdy

Park Narodowy Killarney, trasa wycieczkowa Pierścień Kerry, najwyższe góry Irlandii Macgillycuddy's Reeks ze słynnym zielonym Carrantouhill (1039 m n.p.m.) i mnóstwo zabytków - oto co przyciąga turystów do Killarney. Choć liczy zaledwie 12 tys. mieszkańców, uważane jest za jedno z ważniejszych miast wyspy.

d11rwbk
d11rwbk

Park Narodowy Killarney, trasa wycieczkowa Pierścień Kerry, najwyższe góry Irlandii Macgillycuddy's Reeks ze słynnym zielonym Carrantouhill (1039 m n.p.m.) i mnóstwo zabytków - oto co przyciąga turystów do Killarney. Choć liczy zaledwie 12 tys. mieszkańców, uważane jest za jedno z ważniejszych miast wyspy.

Miasteczko leży w centrum hrabstwa Kerry (wysunięty najdalej na południowy zachód region Irlandii), otoczone przez Park Narodowy Killarney. Większość mieszkańców zajmuje wille na wzgórzach, a samo centrum (w dolinie) jest naprawdę niewielkie - już po kilku dniach od rozpoczęcia wakacyjnej pracy w jednym z pubów znałam większość sąsiadów i właścicieli sklepów.

Mieszkańcy regionu - Kerrymen - są niezwykle przyjaźni dla przybyszów. Z turystami rozmawiają po angielsku, ale wyróżnia ich charakterystyczny surowy i śpiewny akcent. Kerrymen są weseli, pełni optymizmu i nie przeszkadza im kiepska pogoda - a w Kerry pada średnio przez 270 dni w roku! Utrzymują się głównie z rolnictwa i rybołówstwa, jednak dzięki Killarney drugim źródłem zatrudnienia w hrabstwie stała się turystyka. Dwa lata temu zaczęły się nawet obchody 250. rocznicy wizyty pierwszych gości. Bowiem już w roku 1756 Lord Kenmare, właściciel Killarney i okolicznych ziem, docenił walory okolicy i wydał dekret o wolnej budowie zajazdów oraz zainicjował budowę dróg. Od tego czasu tradycyjne dorożki jaunting cars, symbol miasta, wożą gości po Killarney (obchody wciąż trwają: www.killarney250.com)
.

Nazwa miasta pochodząca od irlandzkiego Cill Airne (Tarninowy Kościół) przypomina o jego chrześcijańskich korzeniach. Jedną z najstarszych budowli w okolicy jest klasztor na wyspie Innisfallen - powstał w 633 r. (do jego ruin można dopłynąć łódką z zamku Ross).

d11rwbk

Centrum to trzy ulice o dźwięcznych nazwach: High Street, Main Street i New Street. Niskie trzypiętrowe kamienice we wszystkich możliwych kolorach, z drewnianymi witrynami sklepów na parterze przypominają miniaturowe miasteczka Legolandu. Właściciele lokali bardzo dbają o ich wygląd - szorują drzwi wielkimi szczotkami i ciągle podlewają kwiatki w doniczkach. Większość uliczek pokrywa bruk (mieszkańcy nigdy nie zamieniliby go na wygodniejsze płyty ani asfalt!).

Na New Street warto zwrócić uwagę na Neptune's Hostel (miła obsługa i dobre warunki), w którym podobno ukazuje się duch biskupa Moriarty'ego. Do 1861 r. biskup mieszkał w kamienicy, w której dziś znajdziemy pub The Presbitery. W jasne noce ponoć przechodzi wiodącą do hostelu Bishop's Lane i zaraz znika. Przy New Street mieszkał także Bram Stoker (1847-1912), autor "Drakuli".

To właśnie wzdłuż New Street i Main Street, która przechodzi w High Street, znajduje się najwięcej pubów i sklepów w starym stylu pełnych pamiątek - biżuterii, drobiazgów i ubrań z logo Guinnessa lub butelek starej whisky (różnica ze szkocką whiskey podkreślana jest odmienną pisownią).

W bramie dawnego ratusza (z zegarem), jedynego w okolicy budynku z surowej czerwonej cegły, zaczyna się Market Lane. Na kamiennym placyku przed ratuszem wiejskie kobiety handlowały niegdyś masłem, a co miesiąc odbywał się targ bydła. Dziś jest pełen artystów sprzedających obrazy i ręcznie robioną biżuterię.

d11rwbk

Przeszedłszy przez bramę, znajdziemy się w dawnej dzielnicy rzemieślników. Wąskie uliczki z niskimi dwupiętrowymi domami pełne są sklepików i warsztatów, często już opuszczonych. Skręcamy w prawo i jesteśmy na Bewery Lane, którą ja nazywam zaułkiem fryzjerów - działają tu, jeden przy drugim, trzy niewielkie salony. Za bramą biegnie Plunkett Street. Zwróćmy uwagę na Courtney's Pub (po prawej stronie pod nr. 24) - tu właśnie odbywają się najlepsze koncerty muzyki tradycyjnej i rockowej. Podobno założony w 1891 r. Courtney's miał pierwszą w mieście licencję na sprzedaż alkoholu.

Idąc w lewo, zobaczymy kilka barwnych drewnianych fasad hoteli i restauracji - od śnieżnej bieli Scruffy's przez karminowy Mc'Sweeney Arms Hotel po lśniący złotymi literami Murphy's (w Killarney nawet nowoczesne dyskoteki mają stylizowane na XIX-wieczne ręcznie malowane szyldy). Warto wejść do Arbutus Hotel, by zobaczyć Buckley's Bar - ten elegancki pub wykładany w środku ciemnym drewnem ma przeszklony sufit. Na początku XX w. gościł tylko bogaczy, dziś jest otwarty dla turystów. Idąc dalej College Street trafimy do XIX-wiecznej nadal czynnej stacji kolejowej - ma białe okiennice, a w środku drewniany hall. Na jej tyłach ulokowało się centrum handlowe i dworzec autobusowy.

Po obu stronach High Street znajduje się wiele wąskich uliczek - te po lewej stronie kuszą uroczymi małymi podwórkami, a te po prawej widokami na miasto (ostrzegam, że czeka nas wspinaczka - dzielnica leży na wzgórzu, no i łatwo się zgubić w plątaninie wąskich przejść). Pod koniec High Street mijamy Gaby's - słynną restaurację, która specjalizuje się w ostrygach. Niestety, kolacja z kieliszkiem wina kosztuje tu ok. 40 euro. Na owoce morza lepiej więc może wpaść do Murphy's Bar przy College Street, gdzie za 20 euro dostaniemy talerz smakołyków dla dwóch osób.

d11rwbk

Jeśli pójdziemy do końca High Street, po kwadransie znajdziemy się w Killarney National Park. Tam szeroka ścieżka tuż za bramą powiedzie nas przez las w dolinę, aż do trzech jezior - Lakes of Killarney. W oddali majaczą zielone, rude, a nawet fioletowe szczyty Macgillycuddy's Reeks: Tomies (735 m n.p.m.) i Purple (832 m). Warto poleżeć w tej boskiej dolinie, podziwiając widoki...

Szeroka ścieżka biegnie dalej w stronę Ross Castle, na wpół oswojone jelonki i zające chętnie "pozują" do zdjęć. XVI-wieczny zamek (wstęp 2-5 euro, zniżka dla studentów) zbudował nad brzegiem jeziora ówczesny władca tych okolic Richard Nugent. W XVIII w. stał się on pierwszą siedzibą rodu Kenmare, który miał znaczący wpływ na rozwój miasta - po II wojnie światowej większość swych ziem przekazał Parkowi Narodowemu Killarney. Jeśli pójdziemy dalej wytyczoną trasą, po półgodzinie dotrzemy na Governor's Rock - skałę, z której roztacza się widok na jeziora (kilka ścieżek prowadzi do kamienistych dzikich plaż pośród wielkich buków). W deszczowe noce na jeziorach pojawiają się duchy nieszczęśliwych kochanków Orwina i Sabriny. Ich tragiczna historia rozegrała się w połowie XVI w. - wiedząc, że nie mogą być razem, próbowali uciec, jednak ich łódź nie przetrwała burzy.

Wracamy do wejścia do parku. Stoi tu neogotycka katedra ukończona ok. 1850 r. Gdy ją budowano, wyspę nawiedziła zaraza ziemniaczana, po której w latach 1845-49 nastąpił wielki głód - pochłonął 1,5 mln ofiar (jedna czwarta mieszkańców). Na stojącym w katedrze żelaznym drzewku możemy zapalić świecę w intencji dzieci, które wtedy zmarły.

d11rwbk

Wiodąca w górę ścieżka na wprost parkowej bramy powiedzie nas do Knockreer House. Ta XIX-wieczna siedziba rodu Kenmare została odbudowana po pożarze w 1950 r. na potrzeby fundacji Cappanalea OEC, która zarządza Parkiem Narodowym. Różowa dwupiętrowa willa o wielkich oknach jest dostępna dla zwiedzających tylko podczas specjalnych wystaw. Należy obejść ją dookoła - po drugiej stronie budynku zaskoczy nas wielki trawiasty taras widokowy (zazwyczaj pusty). Mamy stąd znakomity widok na błękitne jezioro Lough Leane.

Inny niezwykły park znajduje się na tyłach ratusza. W grubym murze wielka kuta brama ozdobiona kandelabrami (na nich tkwią lampy), a za nią - ogród w stylu angielskim. Rosną tu wielkie drzewa orzechowe, buki, lipy i kasztanowce, a obok rododendrony, azalie, róże i kamelie. Nad ogrodem góruje XVIII-wieczny pałac w stylu francuskiego chateau, ostatnia siedziba rodu Kenmare (mieszkała tu królowa Wiktoria podczas pobytu w Killarney w 1861 r.). Niestety, jego wnętrz się nie zwiedza. Za pałacem biegnie szeroka aleja Cherry Walk - z rzędami pięknych drzew wiśniowych po bokach. Doszedłszy do końca alei, mamy widok na łąki, jezioro Lough Leane i zielonoszare góry. (Ogród otwarty latem w godz. 9-18, a zimą od 9 do 16.30).

Do Parku Narodowego można też popłynąć łódką. My wybraliśmy się z biurem turystycznym O'Connor's (mieści się w pubie o tej samej nazwie przy High Street 7) - dzień pełen wrażeń kosztował 20 euro od osoby. O 9 rano stylizowanym na antyk minibusem wyruszyliśmy do stóp Ross Castle, a stamtąd łódką przez wszystkie Jeziora Killarney: Lough Leane, Muckross Lake i Upper Lake. Rejs trwał ponad dwie godziny, podziwialiśmy skaliste wysepki i zielone wzgórza (tylko w Irlandii spotkałam tak nasycone barwy - głęboką soczystą zieleń i turkusowe bądź szarogranatowe niebo). Potwierdziły się także moje przypuszczenia, że na wyspie owce są wszędzie. A podczas popasu nad rzeką Long Range (łączy Jeziora Muckross i Upper) po raz pierwszy zobaczyłam słynne irlandzkie wrzosy - już w sierpniu ich wielkie połacie były niczym fioletowe pola zboża, bo sięgały mi do pasa!

d11rwbk

Rejs zakończył się wizytą w Chatce Lorda Brandona - kawiarni pod gołym niebem. Wtedy okazało się, że szlak przez przełęcz Gap of Dunloe, za którą mieliśmy spotkać resztę grupy, liczy aż 11 mil. Postanowiliśmy więc skorzystać z dwukółki. Cena na początku trasy jest słona - 20 euro od osoby. Warto więc pokonać milę-dwie pieszo i dopiero wtedy złapać bryczkę za pół ceny. Na przełęczy wieje lodowaty wiatr, ale widoki są jak z płócien romantyków - ostre urwiska szarych skał, dywany zielonej trawy i, przy odrobinie szczęścia, błękitne niebo.

Na koniec kufel guinnessa w słynnej oberży Kate Kearney's Cottage, która działa od 150 lat (można tu również przenocować). Podanie mówi, że ten oddalony od miasta pub założyła samotna piękna Kate - barmanka i czarownica, której wdziękowi ulegały setki podróżnych...

Pub poradnik

Deszcz może nas tu zaskoczyć zawsze, a pogoda zmienia się kilka razy dziennie - pamiętajmy wtedy o przysłowiu "W pubie nie pada nigdy!"

d11rwbk

Pierwsza chwila w pubie wprowadza turystów w zakłopotanie: zza baru wystaje aż kilkanaście kijów, które po pociągnięciu uwalniają strumień piwa z beczki, dalej półki pełne butelek whisky i likierów - co wybrać?

Na wyspie szklanki dzielimy na pinty (ok. 0,6 l) lub glassy (ok. 0,3 l), a najpopularniejszym trunkiem jest ciemne piwo - dubliński Guinness. Komu nie odpowiada jego ciężki aromat, niech poprosi o Guinness with black, a barman doda kroplę soku z czarnej porzeczki. Warto wspomnieć o delikatniejszym i jeszcze ciemniejszym Murphy's (mój ulubiony) i o warzonym w Corku Beamish. Z jasnych piw polecam bursztynowego Harpa. Najwyższej klasy i najdroższą whisky jest Middleton - szklaneczka ok. 12 euro, a do najpopularniejszych należą Paddy i Jameson (3-4 euro).

Stojące na barze plastikowe butelki z czerwonym i białym płynem to dash - oranżada. Wielu Irlandczyków pije Paddy with red lub Jameson with red, czyli whisky z czerwoną oranżadą. Smak ciekawy, a i cena niższa (dash kosztuje ok. 0,6 euro, a np. butelka - ok. 1,75). Popularne jest też shandy - jasne piwo pół na pół z białą oranżadą. Z likierów prym wiedzie kremowy Bailey's, ale ja polecam Baby Guinness - kieliszek likieru kawowego Tia Maria pokryty cienką warstewką Bailey's. Nie zapominajmy też o Irish Coffee - czarnej kawie z whisky podawanej ze śmietanką i kruszoną czekoladą.

W sieci

www.killarney.ie oficjalna strona miasta

www.corkkerry.ie biuro turystyczne hrabstw Cork i Kerry

tekst: KATARZYNA PIWOWARCZYK
źródło: GW

d11rwbk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11rwbk