"Akrobacja samolotowa to absolutna wolność poruszania się w przestrzeni. Jest sednem piękna latania."
To słowa pilota Wojciecha Muszyńskiego, prawoskrzydłowego legendarnej Grupy Akrobacyjnej "Żelazny". Rzecz jednak w tym, że akrobacja nie jest dla wszystkich, ponieważ podczas takiego lotu często osiąga się graniczne punkty wytrzymałości zarówno pilota, jak i samolotu. To dlatego uprawia ją stosunkowo niewielka grupa ludzi, za to ich popisy na pokazach gromadzą tysiące widzów.
Akrobacja jest esencją latania
W lotnictwie transportowym, cywilnym czy wojskowym chodzi o to, żeby bezpiecznie i szybko przelecieć z punktu A do punktu B. W lataniu bojowym – żeby pokonać wroga. Tylko akrobacja jest tą dziedziną, w której lata się wyłącznie dla samego latania – przyjemności pokonywania przestrzeni, przesuwania granic własnych umiejętności albo po prostu – żeby latać najpiękniej, jak to tylko możliwe. Akrobacja była do niedawna częścią szkolenia pilotów wojskowych i cywilnych. Była – bo okazało się, że szkolenie to jest za drogie i, być może, za trudne dla wielu adeptów pilotażu.
- Nie każdy pilot chce wykonywać akrobacje lotnicze, ponieważ przekraczanie normalnych położeń samolotu w każdej osi, przeciążenia dodatnie i ujemne, zmiany prędkości w pełnym zakresie (od zerowej do maksymalnej dla danego typu samolotu) czy loty plecowe i ślizgi na ogon nie znajdują się w ramach naturalnych stanów położenia i ruchu człowieka. Pilot akrobacyjny musi wykazać się dużą determinacją, samozaparciem oraz samodyscypliną, żeby balansować pomiędzy granicznymi punktami wytrzymałości własnej i maszyny. Musi również wiedzieć co się stanie, gdy granica zostanie przekroczona i jak sobie z tym radzić – mówi Muszyński, który z Grupą Akrobacyjną "Żelazny" związany jest od 2010 r. Po zakończeniu szkolenia, już jako pełnoprawny członek grupy, pierwszy pokaz wykonał podczas Gdynia Aerobaltic Air Show w sierpniu 2017 r. Lata na samolocie Zlin 50LS.
- Samolot akrobacyjny obraca się z maksymalną prędkością ok. 420 st./sek. Zatrzymanie go w odpowiednim położeniu wymaga dużo koncentracji i precyzji. Ponadto, pomimo bardzo dużych przeciążeń, dochodzących czasami do 10 G (10 razy większy ciężar ciała), nie posiadamy specjalnych kombinezonów pozwalających na zmniejszenie ich negatywnych skutków na nasz organizm – mówi z kolei pilot Robert Kowalik, dziewięciokrotny mistrz Polski w akrobacji, a także brązowy medalista mistrzostw Europy. Akrobacje wykonuje na samolotach Extra 300L oraz Super Steen SkyBolt 300, natomiast na co dzień, jako pilot komunikacyjny, lata Airbusami 320 oraz 321.
Podczas pokazu samoloty latają w granicach od 100 do 1000 m wysokości, z maksymalną prędkości do 400 km/h.
- Najtrudniejszą dla mnie figurą akrobacyjną jest tzw. ślizg na ogon. Polega ona na tym, że samolot, lecąc do góry, zatrzymuje się, po czym leci w dół, nie zmieniając swojego położenia względem ziemi i cofa się o swoje dwie długości. Problem polega na tym, że przez krótki czas nie mamy nad nim kontroli z powodu braku opływu powietrza – dodaje Kowalik.
Pokazać coś nowego
Klasyczne figury akrobacyjne skatalogował już w 1960 r. hiszpański lotnik Jose Luis Aresti. Ich spis jest na tyle obszerny, że dzisiaj nie tworzy się już wielu nowych figur w akrobacji, a raczej łączy istniejące.
Jednak zamknięty katalog figur akrobacyjnych nie ogranicza inwencji grup akrobacyjnych. Zawsze można inaczej powiązać je w program, a także starać się… po prostu wymyślić coś nowego. Jak wyglądają przygotowania do takiego pokazu?
- Z reguły opracowujemy kilka wariantów, np. w zależności od ilości samolotów w grupie. Po przygotowaniu programu sprawdzamy go w locie. Same treningi są najbardziej intensywne przed planowanymi pokazami. Przed każdym lotem wspólnie omawiamy każdy element i ćwiczymy całość już na ziemi, wykonując tzw. pieszolatanie. Polega to na wykonaniu zaplanowanego pokazu, chodząc po ziemi i wykonując te ruchy, które później powtórzymy w kabinie. Uruchamia to pamięć motoryczną – opowiada Muszyński.
Absolutnym priorytetem jest bezpieczeństwo – zarówno samych lotników, jak i oglądającej ich wyczyny publiczności. Każdy element pokazu jest wcześniej dokładnie omawiany na odprawach. Szczególnie nowe, wymyślone elementy są uważnie analizowane pod kątem bezpieczeństwa. Ważne jest sprawdzenie, gdzie samoloty znajdą się przed wejściem do figury, a gdzie po wyjściu, jaką będą miały prędkość i czy będzie ona odpowiednia, czy piloci będą widzieli siebie nawzajem, czy dym rozpylany za samolotem czegoś nie przysłoni, jakie mogą pojawić się zagrożenia w czasie wykonywania ewolucji, co każdy z członków zespołu zrobi w momencie, gdy coś pójdzie nie po myśli pilotów, w którą stronę mają lecieć, gdy pokaz zostanie przerwany. Są to rzeczy szczególnie ważne przy wykonywaniu figur w czasie, gdy grupa nie leci w szyku, a więc podczas mijanek, tzw. parasola, serca czy pętli gonionych itp.
- W akrobacji zespołowej trzeba połączyć wysokie umiejętności indywidualne ze zdolnością funkcjonowania w grupie – mówi pilot Paweł Antkowiak, tym razem lewoskrzydłowy Grupy "Żelazny". I dodaje: - Gdy lecimy z prędkością 300 km/h w formacji czterech samolotów wykonując pętle, przewroty i beczki, a samoloty są od siebie w odległości ok. 2-3 metrów, to nie ma miejsca na indywidualność i błąd. W kabinie podstawą jest spokój i opanowanie.
- Nigdy nie robimy czegoś, co może się nie udać. Bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze. Ryzyko w czasie naszego pokazu nie jest większe niż w czasie spaceru nocą po mieście – podsumowuje Muszyński.
Im lepsze samoloty, tym więcej można pokazać w powietrzu
- Osobiście latam na samolocie Zlin 50. Ile ten samolot daje radości, wiedzą tylko piloci, którzy nim latali – mówi Antkowiak.
To właśnie na Zlinach lata niemal cała formacja "Żelazny". Jak wynika z informacji zebranych od pilotów, w Polsce jest jedynie kilkanaście wysokowyczynowych samolotów akrobacyjnych. Koszt jednego to ok. 1,5 mln. zł, a godzina lotu takim samolotem (z uwzględnieniem całej koniecznej obsługi) to wydatek około 3 tys. zł.
- Tak jak w każdym sporcie, sprzęt na którym latamy ma ogromne znaczenie dla ewolucji, jakie możemy wykonywać – uważa Muszyński. – Moc silnika, perfekcja w wykonaniu płatowca, właściwości aerodynamiczne, kształt śmigła, efektywność sterów czy prędkości maksymalne determinują możliwości i styl wykonywania akrobacji solowej. Dzisiaj maszyny mają mocniejszą konstrukcję i większe możliwości, co powoduje, że ewolucje ograniczone są granicami percepcji i wytrzymałości pilota.
- Mocniejszy silnik to więcej możliwości zarówno w czasie pokazów, jak i na zawodach – mówi Kowalik.
Oprócz samolotów, dla uatrakcyjnienia pokazów piloci używają specjalnej parafiny, która w wyniku niepełnego spalania tworzy na niebie dym podkreślający ruch samolotów na tle nieba.
Już niedługo w Gdyni
Chociaż sensem istnienia i działań grupy akrobacyjnej są pokazy dla publiczności, to ich specyfika jest taka, że podczas lotu nie można sobie pozwolić na myślenie o wrażeniach artystycznych:
- W czasie pokazów lotniczych pilot skupiony jest na locie, nie ma czasu na analizę tego, jak reaguje publiczność. Warto pamiętać o tym, żeby nie ulegać emocjom i nie zastanawiać się nad tym, że obserwuje mnie dziewczyna, sąsiad czy też koledzy z pracy. To bardzo ważne szczególnie dla tych, którzy zaczynają przygodę "pokazywania się". Próba udowodnienia, że jest się najlepszym na pokazach, też nie przynosi nic dobrego. Dopiero na ziemi, w bezpośrednim kontakcie z publicznością lub po obejrzeniu nagrania możemy stwierdzić, czy pokaz się podobał. Na pewno publiczność lubi dużo obrotów i ciągłą akcję. Nie zawsze jednak to, co nam wydaje się doskonałe i wymagające, może podobać się widzom. Z ziemi wszystko wydaje się dwa razy wolniejsze i mniej interesujące. Ważne jest jednak, aby pokaz był zawsze przygotowany pod kątem publiczności, bo to dla nich latamy – uważa Kowalik.
Często to właśnie pokazy dostarczają także pilotom najciekawszych przeżyć:
- Najprzyjemniejszy moment to debiut w Grupie Akrobacyjnej "Żelazny" na pokazach lotniczych podczas Gdynia Aerobaltic Airshow 2017. Sceneria pokazów, latanie nad taflą wody, spokojne niebo. Były to emocje trudne do opisania. W tym roku w Gdyni pokazy zapowiadają się jeszcze okazalej. Nie możemy się doczekać, by znów tam być – wspomina Antkowiak.
Faktycznie, podobnie jak Antkowiak, wielu mówiło o ogromnym sukcesie tej imprezy, w której uczestniczyło ok. 200 tys. widzów. Oglądali oni wiele godzin lotniczych akrobacji, którym towarzyszyły atrakcje na ziemi oraz interesujący program audiowizualny.
A już za miesiąc będzie można zobaczyć tegoroczną edycję tej imprezy. Gdynia Aerobaltic Air Show 2018 odbędzie się dokładnie w dniach 17–19 sierpnia. Wyjątkowo atrakcyjnie zapowiadają się ogólnodostępne, wieczorno-nocne pokazy akrobacji samolotowej, które będzie można oglądać z Plaży Śródmieście i jej okolic. Następnie impreza przenosi się na lotnisko Gdynia Babie Doły, gdzie również czeka wiele atrakcji, ale tam trzeba będzie kupić bilety. Co zapowiadają organizatorzy? Oczywiście kilkanaście godzin pokazów lotniczych, naziemną wystawę samolotów, ale również imprezy towarzyszące przeznaczone dla całych rodzin i specjalną strefę dla dzieci. Odbędzie się przegląd tego, co na pokazach najbardziej ekscytujące. Pokazy w nocy i w ciągu dnia. Ogromne prędkości i finezyjne akrobacje. Od niewielkich i lekkich samolotów, aż do potężnych maszyn odrzutowych. Najważniejsze jest jednak latanie:
- W tym sezonie wykonujemy na niebie literę "P", symbol Polski Walczącej – mówi Paweł Antkowiak. - Jesteśmy dumni, że w ten sposób możemy okazać szacunek wszystkim, którzy walczyli o to, abyśmy mogli latać dla przyjemności, a nie w walce powietrznej z wrogiem.
Bilety na wydarzenie dostępne tutaj.
Partnerem artykułu jest Gdynia Aerobaltic Airshow 2018.