Ciężarówką pokonuje tysiące kilometrów amerykańskich autostrad. "Ludzie to esencja podróżowania"
Dawid Andres codziennie z wielką pasją przemierza tysiące kilometrów amerykańskich dróg spełniając swój "american dream". Bohater programu "Ciężarówką przez Stany" kiedyś tylko marzył o podróżach, dziś to jego sposób na życie.
Mówisz o sobie, że jesteś podróżnikiem, to dlatego, że twoja praca polega na podróżowaniu przez USA czy faktycznie kochasz zwiedzać świat?
Jedno i drugie, a właściwie pierwsze wynika z drugiego. O podróżowaniu marzyłem od najmłodszych lat, gdy słuchałem opowieści moich dziadków i misjonarzy o dalekim świecie, o miejscach, które odwiedzali, o przygodach, które przeżywali i o ludziach, których po drodze spotykali. Te opowieści pobudzały moją wyobraźnię i pragnienie, by samemu wyruszyć w świat.
I kiedy wyruszyłeś w pierwszą podróż?
Zacząłem od krótkich wypadów po Europie. Potem wymyśliliśmy z kolegami, że przejedziemy busem Bliski Wschód i Indie. Nic z tego co prawda nie wyszło, ale myśl o pojechaniu gdzieś "dalej" zakiełkowała mi w głowie na dobre. To było marzenie o niezwykłej przygodzie, o wyprawie życia, którego nigdy nie zaniechałem, choć mogło się tak wydawać i które spełniło się dwadzieścia lat później.
Ta niezwykła podróż, o której mówisz, trwała 6 miesięcy. Razem z bratem pokonaliście na rowerach ponad 8 tys. km, 3 państwa, 2 strefy, klimatyczne, 3 strefy czasowe. Skąd ten pomysł?
Jakiś czas temu dostałem od przyjaciela książkę "Z nurtem Amazonki" Joe Kane’a. To historia pierwszego przepłynięcia największej rzeki świata, którego dokonał kajakiem i pontonem nasz rodak, Piotr Chmieliński. Zafascynowała mnie ta opowieść i sama rzeka. I wtedy doszedłem do wniosku, że Amazonka jest właśnie tym marzeniem, o którym myślę od tylu lat. I spełniłem je razem z moim młodszym bratem, z którym na specjalnie skonstruowanych rowerach, zwanych rowerami amazońskimi, przepedałowaliśmy Amazonkę po lądzie i wodzie pokonując około 8 tys. km. Nasza wyprawa nie tylko zaczęła się od książki, ale i zakończyła się – o czym nawet w najśmielszych snach nie śniłem – książką "Rowerem po Amazonce", w której o naszej ekspedycji opowiedział nie kto inny, jak wspomniany wyżej Piotr Chmieliński.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
To robi mega wrażenie, ale twoja codzienność też nie jest szara i nudna. Codziennie przemierzasz setki kilometrów amerykańskich autostrad, a czasem zbaczasz z trasy i podziwiasz okolicę. Jak to się stało, że zostałeś kierowcą ciężarówki w Stanach?
To jest właśnie to połączenie pracy z podróżowaniem. Na drugim roku studiów postanowiłem, że będę zwiedzał świat pracując. I zaciągnąłem się na statek pasażerski. To była ciężka praca, ale możliwość poznawania nowych miejsc i ludzi wynagradzała mi wszystkie trudy. Po ucieczce ze statku osiadłem w Stanach Zjednoczonych. Szybko okazało się, że stacjonarny tryb życia mnie przytłacza. Za pieniądze odłożone z zarobków pomocnika murarza zrobiłem prawo jazdy na ciężarówki i po raz kolejny poczułem się wolny, mogąc jeździć, zwiedzać i jednocześnie pracować. W międzyczasie poznałem swoją żonę, z którą podróżowaliśmy różnym środkami transportu po Ameryce i świecie, a z czasem tą pasją zaraziliśmy nasze dzieci.
Jak wygląda podróżowanie ciężarówką po Stanach Zjednoczonych?
Jazda przez Stany Zjednoczone to z jednej strony monotonia drogi – setki kilometrów autostrad, a z drugiej niezwykła zmienność. Synonimem tej zmienności stała się jedna z podróży zimą. Wyjeżdżałem z zaśnieżonego Chicago. W zimowych ubraniach oczywiście. Jechałem na południe. Z każdym kilometrem zimowy krajobraz powoli znikał, zaczęły się pojawiać rośliny, coraz bardziej zielone i coraz bardziej kolorowe. Z każdym kilometrem ubywało też mojej zimowej garderoby. Gdy dojechałem do Miami słońce grzało mocno, a ja w koszulce i szortach nie mogłem uwierzyć, że dwa dni temu marzłem w mroźnym Illinois. Ale praca kierowcy ciężarówki z biegiem lat stała się również rutyną, co mnie któregoś razu zgubiło. Przez to miałem bardzo niebezpieczny wypadek, z którego sam nie wiem jak wyszedłem tylko ze zmiażdżonym kolanem. To wydarzenie wryło mi się głęboką rysą w pamięci.
Zmieniło twoje podejście do życia?
Wypadek był jak ostrzeżenie – chwila nieuwagi, działanie z automatu i... tragedia gotowa. A z drugiej strony stał się dla mnie znakiem, że nie ma co odkładać swoich marzeń na później, bo można nie mieć czasu ich zrealizować. Wtedy ostatecznie zdecydowałem, że pojadę na Amazonkę.
Amazonka zaliczona. Teraz odwiedzasz najsłynniejsze miasta świata, m.in. Chicago, Miami, Nowy Jork, San Francisco, a po drodze zwiedzasz okolice. Co najbardziej cenisz w podróżowaniu?
W podróży najbardziej cenię spotkania z ludźmi. Czasem sprowadzają się one do kilku grzecznościowych zwrotów, czasami są dla tej podróży decydujące. Kiedy z bratem płynęliśmy po Amazonce, to właśnie ludzie sprawiali, że poszczególne etapy naszej wyprawy były zabawne, niebezpieczne albo wzruszające. Niebezpieczne np. było spotkanie z piratami, ale też trochę zabawne. Wzruszające natomiast były święta Bożego Narodzenia, które spędziliśmy z kolumbijską rodziną na ich barce. To właśnie jest esencja podróżowania.
Dawid Andres o podróży przez Amazonkę opowiadał w Telewizji WP:
Na antenie TVN Turbo można oglądać cię w programie "Ciężarówką przez Stany". Jak to się stało, że tam trafiłeś?
Zaraz po zakończeniu wyprawy po Amazonce razem z bratem przylecieliśmy do Gdyni, gdzie zaprezentowaliśmy ją podczas "Kolosów", największego w Europie festiwalu podróżników i eksploratorów. Co więcej otrzymaliśmy wówczas nagrodę w kategorii "wyczyn roku". Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć po tych emocjonujących przeżyciach, gdy zgłosili się do mnie producenci programów telewizyjnych proponując współpracę. Wahałem się, ze względu na brak doświadczenia w pracy przed kamerą – dotąd występowałem tylko w filmikach, które kręciliśmy na Amazonce. Potraktowałem to jednak jako nowe wyzwanie i przygodę. Nawiązałem kontakt ze świetnymi ludźmi, a głównie z szefem stacji TVN Turbo - Przemysławem Kwiatkowskim - i po wielomiesięcznej współpracy stworzyliśmy program "Ciężarówką przez Stany".