Góra Ema w Ostrawie. Czeski "wulkan", który ciągle dymi
Wewnątrz wzgórza, które ma 315 m n.p.m., cały czas buzuje ogień, a temperatura wynosi tam 1500 st. C. Przy wejściu znajduje się wielki napis: "Vstup na vlastni nebezpeczi", co znaczy "Wejście na własne ryzyko". Oto czeski Wezuwiusz, czyli góra Ema w Ostrawie.
Złośliwi mówią, że Czesi pozazdrościli atrakcji krajom z południa Europy i nawet własny "wulkan" sobie usypali. Ale prawda jest taka, że góra Ema, która nazywana jest "czeskim wulkanem", to po prostu dawna hałda utworzona z odpadów kopalni Trojice (Świętej Trójcy) w Ostrawie.
Niesamowita historia Emy
Kopalnia ta zaczęła działać na początku XX w. i wtedy też rozpoczęło się stopniowe usypywanie Emy. Szacuje się, że górę tworzy 28 mln m sześc. odpadów z kopalni (kamieni, resztek węgla itp.). I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo hałd, takich jak ta ostrawska, jest na świecie wiele, gdyby nie fakt, że pod koniec XX w., góra zaczęła niejako żyć własnym życiem. A wszystko za sprawą samozapłonu, do którego doszło w latach 60.
Hałda zaczęła się tlić głęboko pod powierzchnią, ale tak konsekwentnie, że temperatura, jaką osiągnęło jej wnętrze, urosła do 1500 st. C. Wiemy o tym, ponieważ naukowcy przeprowadzili specjalne odwierty, które pozwoliły ustalić – przynajmniej "z grubsza" – co dzieje się wewnątrz. Ogień tli się, ale nie wiadomo tak do końca, co dzieje się z wypaloną materią. Pewne jest, że góra "produkuje" kamienie półszlachetne – jaspisy oraz porcelanity. Są to kamienie, które powstają na skutek spalania w magmie gliny kaolinowej w temperaturze 1100 st. C. W przypadku Emy funkcję magmy pełni rozgrzane wnętrze wzgórza.
Wyspa w mieście
Na górze Ema panują specyficzne warunki klimatyczne. Choć Ostrawa położona jest w strefie klimatu umiarkowanego ciepłego, górę można określić jako "wyspę" klimatu pozdzwrotnikowego (subtropikalnego). Nigdy nie pokrywa jej śnieg – nawet gdy cała okolica zasypana jest grubą warstwą białego puchu. Również flora i fauna wykazują pewne odstępstwa od czeskich standardów. Można tu na przykład spotkać ciepłolubne chrząszcze i inne owady typowe dla np. Półwyspu Indyjskiego czy Arabskiego, a roślinność ma miejscami charakter stepowy. Co ciekawe – jedną część wzgórza porasta las, a drugą – trawy i mchy.
Na szczyt Emy można wejść szlakiem, do którego można dołączyć w jednym z trzech punktów - od zamku śląskoostrawskiego, od mostu Sykory i od ogrodu zoologicznego. Choć na początku podejścia odstrasza nas tablica z dużym napisem: "Vstup na vlastni nebezpeczi", co znaczy "Wejście na własne ryzyko" - ruszamy.
Jak wyjaśnia nasza przewodniczka, Hana, nikt nie może zagwarantować, że hałda się nie zapadnie. Co by się stało, gdyby do tego doszło podczas spaceru? Nie chcemy sobie wyobrażać. A jednak codziennie dziesiątki, a czasami setki osób ryzykują i wchodzą na Emę – o różnych porach dnia i nocy. I nie są to jedynie turyści. Również miejscowi upodobali sobie to miejsce, jako trasę spacerową. Można by się zastanawiać: dlaczego? Jednak odpowiedź nasuwa się sama, gdy tylko wejdziemy na szczyt góry. Spacer trwa zaledwie 15 minut. Idziemy zalesioną drogą, wśród śpiewu ptaków, które chyba wyjątkowo dobrze czują się w tym "odpadkowym" otoczeniu.
Gdy docieramy na wzgórze, czujemy już wyraźnie przedziwny zapach, do którego bardziej pasuje chyba słowo "smród". Tuż pod szczytem mijamy ogrodzone drutem kolczastym miejsce pełne kamieni, które jest źródłem strasznych wyziewów. To coś jakby zapach spalonych opon zmieszać z oparami siarki. Miejsce to wzbudza oczywisty niepokój, bo zdajemy sobie sprawę, że to właśnie tym wylotem Ema "oddycha".
Aż trudno uwierzyć, że jeszcze pod koniec ubiegłego wieku, wierząc w uzdrawiające moce Emy, przywożono dzieci, chorujące na krzutusiec, aby pospacerowały sobie po wzgórzu. Co prawda wiadomo, że opary siarki mają właściwości lecznicze, ale czy siarki palonej wewnątrz hałdy również? Tego nie udało się potwierdzić w wiarygodnych źródłach.
Widok z Emy
Gdy dochodzimy na szczyt Emy, widzimy kilka ławeczek, kawałek dalej pamiątkową tablicę, krzyż. Las jest przycięty w taki sposób, aby nie zasłaniał widoków, a trzeba przyznać, że są to widoki jedyne w swoim rodzaju. Możemy obserwować całą Ostrawę z jej wieżami i wieżyczkami, płynącą w dole rzekę Ostrawicę, nieczynne kopalnie i huty, których niegdyś było w tej okolicy aż 50!
Kiedy tak siedzimy na szczycie dawnej hałdy i patrzymy na otaczającą nas panoramę, dociera do nas, że to miejsce rzeczywiście ma swój urok i niepowtarzalny klimat. Pozwala spojrzeć na miasto z dystansu, pobyć chwilę w samotności, posłuchać śpiewu ptaków i cykania świerszczy. Być może dlatego dziwaczna góra otrzymała imię na pamiątkę samotnej hrabiny Emmy von Emo-Capodilista, żony hrabiego Hansa Wilczka, właściciela kopalni Świętej Trójcy, który – choć fortunę robił na węglu, był wielkim miłośnikiem podróży – zwłaszcza polarnych, a swoją żonę i czworo dzieci pozostawiał na długie miesiące w oddaleniu i samotności.