João Portugal Ramos – Portugalia o smaku wina
Zanim z niemal całą rodziną Ramosów zasiądziemy do obiadu, robimy mały obchód po włościach. Rolę przewodnika przejmuje 25-letni i szatańsko przystojny João Jr. Pokazuje m.in. specjalne miejsce, gdzie winogrona wciąż ugniatane są stopami, prowadzi przez przestrzeń do butelkowania, wreszcie zaprasza do piwnicy, gdzie w ok. 2 tys. dębowych beczek leżakują wykwintne trunki.
Aby winu leżakowało się przyjemniej, „słucha” muzyki poważnej, subtelnie dobywającej się z głośników. – Jest szczęśliwsze w otoczeniu pięknych dźwięków – żartuje junior. – Tak naprawdę jednak chodzi o wywoływane przez nie drgania, które mają dobry wpływ na starzenie się trunku.
Tu bije serce Portugala
Jestem w Alentejo. Bielone ściany niewielkich domków otulają wiekowe gaje oliwne, wielkie połacie dębu korkowego oraz ciągnące się po horyzont winnice. I oczywiście drzewka pomarańczowe, oblepione przez owoce, których słodyczy nie da się porównać z niczym innym. Alentejo to dosłownie kraina „za Tagiem”, rozciągająca się pomiędzy Lizboną, Algarve i hiszpańską granicą (aby się tu dostać ze stolicy, musimy przejechać najdłuższym w Europie, 17-kilometrowym mostem). To region, który zajmuje blisko jedną trzecią Portugalii, a który z Portugalią niewiele osób kojarzy. Alentejo to wreszcie miejsce wysadzane średniowiecznymi zamkami i fortyfikacjami niczym szlachetnymi kamieniami. Życie toczy się tu leniwie, śpi się w odrestaurowanych pałacach, klasztorach i wiejskich chatach, a wędruje śladem smaków. Przede wszystkim zaś – smaku wina.
To właśnie w Alentejo serce swojego biznesu winiarskiego zlokalizował João Portugal Ramos – jeden z najbardziej znanych i poważanych na scenie międzynarodowej wytwórców wina w kraju sardynki i pięknych plaż. Polacy znają jego małe dzieła sztuki dość dobrze – głównie za sprawą… Biedronki (tu znanej jako „mała kropeczka”, Pingo Doce). Na jej półkach regularnie możemy znaleźć wytrawne trunki produkowane przez Portugala (wbrew pozorom nie jest to pseudonim tylko nazwisko, które João odziedziczył po matce). – Polska jest dla mnie bardzo ważna, często was odwiedzam – mówi 64-letni, elegancki mężczyzna, gdy spotykamy się w jego posiadłości w Vila Santa w okolicach Estremoz – Cieszę się, że za sprawą Biedronki mogę wam sprzedawać dobre wino w przyzwoitej cenie – sam śmieje się ze swoich umiejętności autopromocji. Ale trochę trudno się dziwić. Alentejańskie trunki słyną z dobrego stosunku ceny do jakości, to niemal ich znak rozpoznawczy. A samem Ramosowi ciężko zarzucić, że na sprawie się nie zna – przez lata jako enolog udzielał porad i konsultacji producentom win w całej Portugalii.
Przyjemne życie w Alentejo
Po oprowadzaniu udaję się na miniwarsztaty komponowania wina. Najpierw instrukcje: tu menzurka, tak przeliczasz proporcje, z tego nalewasz, tu spluwasz, w tych kolumnach wpisujesz skład procentowy. Wydaje się skomplikowane, ale okazuje się dość proste. Dobra wiadomość jest taka: bez względu na to, jaką mieszankę skomponujesz, specjaliści, którzy nad tobą czuwają, zawsze cię pochwalą. Wszystkie szczepy, z których masz możliwość stworzyć swój napój (aragonêz, alicante bouschet i trincadeira), dość dobrze ze sobą grają. To świetna zabawa i każdy może jej spróbować. Warto! Tym bardziej, że na koniec „imprezy” otrzymujesz butelkę ze skomponowanym przez siebie piciem i własną etykietą, którymi możesz pochwalić się po powrocie do domu.
Wreszcie gwóźdź programu: z całą rodziną Ramosów zasiadamy do stołu. Służba uwija się jak w ukropie, serwuje kolejne pyszności. Jako weganka nie mam okazji spróbować kuropatwy upolowanej przez samą głowę rodziny. Na polowaniach ojciec i syn spędzają wolny czas. – Nie mamy go wiele, bo poza prowadzeniem i doglądaniem biznesu bezustannie wyjeżdżamy – opowiada junior. – Jeździmy na targi i inne imprezy branżowe, spotykamy się z kolegami po fachu. Przed chwilą wróciłem z Brazylii, niedługo jadę do Niemiec. To część mojej pracy.
Wino kocha cała rodzina. – Choć żona ma zdecydowanie gorszy gust niż ja – śmieje się João. Za to jego potomek całkiem nieźle sobie radzi w ocenianiu przejrzystości, klarowności, długości, ciężkości, szorstkości i tego wszystkiego, co wytrawny sommelier powinien umieć ocenić. Syn będzie więc kontynuował tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie. – Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zostać prawnikiem – mówi mi, dolewając pysznego trunku do kieliszka i proponując cygaro. – Ale potem zrozumiałem, że takiego życia, jakie mogę mieć, pomagając ojcu prowadzić interes, nie będę miał nigdzie. Mieszkałem m.in. w Stanach. Zrozumiałem, że w Alentejo jest naprawdę pięknie. Blisko stąd do Lizbony, więc gdy chcę, mogę bez problemu wyskoczyć na weekend i spotkać się ze znajomymi. A tu mam coś, co łączy mnie z rodziną, pozwala zwiedzać świat i wieść przyjemne życie.
Patrząc na niekończące się winnice skąpane w ciepłym, kwietniowym słońcu, trudno mu nie wierzyć. W Alentejo życie może być naprawdę przyjemne. Nawet gdy pojedziesz tam tylko na kilka dni.