Kierunek przygoda: Laos, dawne Królestwo Miliona Słoni
Laos na pewno nie jest pierwszym krajem, jaki przychodzi do głowy planującym podróż do Azji Południowo-Wschodniej. Wciśnięty między Wietnam a Tajlandię wciąż jeszcze zdecydowanie ustępuje swoim sąsiadom pod względem liczby przyjeżdżających turystów. Właśnie dlatego Laos znajduje się u mnie na pierwszym miejscu, gdy udaję się w tamten rejon świata.
Pamiętam moją pierwszą podróż do Laosu w 2012 roku. Przyjechałem tam z Chin. Z wielkich betonowych miast wjechałem do prawdziwej tropikalnej dżungli. Przekraczając granicę miałem wrażenie, że przenikam przez jakiś wielki, zielony mur. Kontrast był niesamowity - zamiast hałasu samochodów, koncert cykad o zmierzchu. Blokowiska stały się małymi wioskami z domami krytymi liśćmi bananowców. Autostrady zamieniły się górskie serpentyny, albo wiejskie zakurzone drogi, na których pierwszeństwo mają krowy. W Laosie, wieki temu zwanym Królestwem Miliona Słoni, słoni nie ma już dużo – zginęły lub uciekły w wyniku bombardowań podczas wojny wietnamskiej. Pozostała olbrzymia i wciąż nie do końca zbadana dżungla. I to właśnie ona dominuje w górzystym krajobrazie. Możemy ją eksplorować z miejscowymi przewodnikami podpatrując dzikie zwierzęta. Ale możemy ją oglądać też z małpiej perspektywy jeżdżąc na tyrolkach w koronach najwyższych drzew... Emocje gwarantowane! Niesamowitą przygodą jest też spływ rzeką w dżungli kajakiem w wersji laotańskiej, czyli na wielkiej dętce od ciężarówki...
Przez cały kraj przepływa największa rzeka Indochin – majestatyczny Mekong. To nią docieramy do dawnej stolicy, Luang Prabang. To bodaj najbardziej znane miejsce w Laosie i warto zatrzymać się tu na dłużej. Wpisane na Listę Dziedzictwa UNESCO zachwyca zabytkami - unikatowymi świątyniami buddyjskimi (watami), pałacem królewskim i ciekawą kolonialną architekturą. Panuje w nim specyficzna i niespieszna atmosfera. O ile do Luang Prabang dociera sporo przyjezdnych, to w wielu wyjątkowych miejscach w Laosie turystyka dopiero się rozwija i na pewno nie natkniemy się tam na tłumy. Kong Lor to zwyczajna, położona wśród pól ryżowych cicha laotańska wieś, oddalona o dobre kilkadziesiąt kilometrów od większej drogi. Znajduje się u stóp potężnych wapiennych klifów, spod których z jaskini wypływa rzeka. W tej jaskini płyniemy łodzią siedem kilometrów podziemną rzeką i podziwiamy w świetle latarek olbrzymie korytarze i formacje skalne. Mimo że w Laosie jest mnóstwo jaskiń, mam wrażenie, że do tej najciekawszej przyjeżdża wciąż najmniej osób...
Podróżowanie po Laosie jest zupełnie bezpieczne, choć ze względu na średnio rozwiniętą infrastrukturę, nie tak komfortowe jak po sąsiednich krajach. Chcąc poznać prawdziwy Laos, powinniśmy być elastyczni i nie trzymać się za wszelką cenę sztywnych planów. Szczególnie, gdy mamy przeczucie, że trafia się okazja do przeżycia czegoś wyjątkowego. W wielu ciekawych i popularnych miejscach jak legendarna Równina Dzbanów, Płaskowyż Bolaven czy Vang Vieng, najlepiej odjechać jeszcze kilka kilometrów dalej od głównych atrakcji i wszystko zmienia się nie do poznania. Na zakurzonych wiejskich drogach, bazarach i w prowizorycznie skleconych sklepach toczy się prawdziwe i sielskie życie. Własnie tam najlepiej smakuje zimne BeerLao.Po latach izolacji Laos otworzył się na przyjezdnych. Wciąż jednak opiera się masowej turystyce i możemy w nim doświadczyć prawdziwej egzotyki. Choć nie ma co tu szukać rajskich plaż, to kraj ten zachwyca swoją dziewiczą przyrodą. Na ulicach wciąż słychać tradycyjne powitanie „sabaidee”, zaś serdeczność Laotańczyków jest czymś naturalnym, a nie na pokaz.