Kolejka na szlaku do Morskiego Oka. Wcale nie przy kasach
Szlak prowadzący nad Morskie Oko w sezonie przyciąga prawdziwe tłumy turystów. Nie wszystkim jednak chce się maszerować ponad dwie godziny, aby dojść nad tatrzański staw. Jest inna opcja - budzi spore kontrowersje i kosztuje krocie, ale chętnych nie brakuje.
O temacie fasiągów kursujących na trasie do Morskiego Oka, mówi się od lat. W ostatnim czasie, dokładnie po tym, jak na początku maja br. przewrócił się koń wiozący turystów, spór o transport konny zaognił się. Podjęto nawet rewolucyjną decyzję i kursował tam testowy elektryczny bus.
Konie na trasie do Morskiego Oka
Szlak prowadzący z Palenicy Białczańskiej nad Morskie Oko należy do najprostszych na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wymaga jednak od turystów sporego wysiłku fizycznego. Najpierw podążamy asfaltową drogą, a ostatni odcinek szlakiem wyłożonym kamieniami. Pieszy marsz zajmuje ok. 2,5 h. Trasę można pokonać znacznie szybciej, korzystając z transportu konnego.
Wszyscy, którzy choć raz wchodzili nad Morskie Oko, wiedzą, że chętnych do skorzystania z fasiągów nie brakuje. Wręcz przeciwnie. Popyt na tę atrakcję przewyższa podaż. Gdy jestem tu ok. godz. 13., w kolejce zebrało się już ponad 50 osób, oczekujących na konie, które zawiozą ich na górę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chaos na lotnisku w Gdańsku. "Z godziny na godzinę coraz więcej opóźnień"
- Jakby zaczęli iść, przeszliby już niezły kawał, zamiast czekać na konie - powiedział jeden z turystów, patrząc na gigantyczną kolejkę.
- Widać, że leniwi, ale z kasą - dodał inny.
Droga atrakcja
Rzeczywiście wjazd nad Morskie Oko nie należy do tanich atrakcji. Za transport w górę górale żądają 100 zł od osoby, zaś w dół - 50 zł.
W kolejce osób oczekujących na przejazd końmi stali nie tylko Polacy, ale także obcokrajowcy. Usłyszeć można było język słowacki i ukraiński, a ponadto zobaczyć rodziny turystów z krajów arabskich.