Koronawirus w Niemczech. Zoo nie wyklucza uboju zwierząt
Niemieckie zoo w Neumünster, zamknięte ze względu na epidemię koronawirusa, przygotowało drastyczny plan awaryjny, według którego niektóre zwierzęta z ogrodu mogłyby się stać pożywieniem dla innych. - U nas taka sytuacja nie miałaby miejsca, ale jeśli zwierzę miałoby umierać z głodu i w sposób niehumanitarny, to lepiej skrócić jego cierpienie - mówi w rozmowie z WP Radosław Ratajszczak, prezes wrocławskiego zoo.
W zoo w Neumünster żyje ponad 700 zwierząt stu gatunków. Obiekt rocznie odwiedza ok. 150 tys. osób. Teraz, ze względu na pandemię koronawirusa ogród jest zamknięty i w ekspresowym tempie traci fundusze na najpotrzebniejsze rzeczy, w tym jedzenie.
Jak wyliczyło niemieckie krajowe stowarzyszenie ogrodów zoologicznych, przeciętnie niemieckie zoo traci teraz ok. pół miliona euro tygodniowo. Dla ogrodu w Neumünster to ogromny problem, dlatego powstał plan awaryjny.
Zoo nie wyklucza uboju zwierząt
Szefowa zoo Verena Caspari, poinformowała w rozmowie z agencją DPA, że sytuacja finansowa jest tak dramatyczna, że w najgorszym przypadku zdecyduje się na eutanazję niektórych zwierząt. - Jeśli doszłoby do najgorszej z możliwych sytuacji, że nie będziemy mieli już pieniędzy na zakup żywności, albo ze względu na restrykcje dostawy będą zawieszone, będziemy musieli wprowadzić ubój zwierząt, by nakarmić nimi pozostałe - przyznała.
To ostateczność, ale informacja zelektryzowała ludzi na całym świecie. Dyrektorka podkreśla, że woli uśpić zwierzęta, niż skazać je na powolną śmierć w męczarniach z głodu. - Jesteśmy stowarzyszeniem, dlatego nie możemy liczyć na żadne pieniądze z miasta, a na fundusze z państwa wciąż czekamy - powiedziała agencji DPA. - Przetrwamy tylko dzięki darowiznom.
Zobacz też: Pancerniki źródłem koronawirusa? Przełomowe badania naukowców z USA
Trudna sytuacja ogrodów zoologicznych
Czy to normalne i moralne, by postępować w ten sposób? A może próba zwrócenia uwagi na problem, która poskutkuje dopływem funduszy z zewnątrz? Radosław Ratajszczak, prezes zoo we Wrocławiu uspakaja i wyjaśnia, że to plan bardzo awaryjny. - Na razie nie ma żadnych działań. Dyrektor zoo w Neumünster powiedziała, że stworzyli listę zwierząt – mówi w rozmowie z WP Radosław Ratajszczak. – Na liście znalazły się tzw. zwierzęta domowe, które jeśli będą zabite to w sposób humanitarny.
Ze względu na epidemię koronawirusa, ogrody zoologiczne na całym świecie mają trudną sytuację. Nie da się ich zamknąć i zamrozić budżetu. Zwierzęta muszą być karmione, a ich opiekunowie muszą pracować, by o nie dbać. Co ciekawe, wiele zwierząt cierpi z tęsknoty za ludźmi, bo uwielbiają zwracać na siebie uwagę, a teraz nie mają komu się pokazywać.
- W obecnej sytuacji wszystkie ogrody zoologiczne mają trudny okres. Takie zwierzęta, które mogą zostać zabite, to np. owce czy krowy, bo przecież tygrys musi jeść mięso – dodaje prezes Ratajszczak. – Poza tym jeśli sytuacja w zoo jest drastyczna, to zwierzęta lepiej zabić w sposób humanitarny niż głodzić.
Jak jest w Polsce?
Czy w Polsce taka sytuacja mogłaby mieć miejsce? - W Polsce to nielegalne, w Niemczech jest zgodne z prawem – dodaje prezes wrocławskiego zoo. – U nas taka sytuacja nie miałaby miejsca, ale jeśli zwierzę miałoby umierać z głodu i w sposób niehumanitarny, to lepiej skrócić jego cierpienie.
Ze względu na ciężką sytuację ogrodów zoologicznych w naszym kraju, polski oddział WFF skierował do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska pismo z zapytaniem o przewidziane i zabezpieczone środki i mechanizmy pomocowe dla polskich ogrodów zoologicznych. Na razie czekają na odpowiedź. - Widzimy, że epidemia ma dramatyczne skutki dla gospodarki, a niewątpliwie obszarem, który bardzo ucierpiał są ogrody zoologiczne, bo duża część ich dochodów pochodzi ze sprzedaży biletów. To, że ktoś bierze pod uwagę uśmiercenie jednych zwierząt, by nakarmić nimi inne, pokazuje z jak trudną sytuacją mamy do czynienia - mówi dla WP Katarzyna Karpa-Świderek, rzecznik prasowa WWF Poland. - Niestety także w Polsce są ogrody, które mogą mieć problem z przetrwaniem, dlatego i u nas potrzebne są mechanizmy prawno-finansowe, które zabezpieczą placówki w takich wyjątkowych sytuacjach.
Kłopotliwy transport
Gdyby w normalnej sytuacji zoo w Neumünster miało kłopot z wykarmieniem zwierząt, to mogłoby oddać niektóre z nich do innych ogrodów zoologicznych. W trakcie trwania pandemii koronawirusa jest to jednak niemożliwe. Inne parki w Europie też zmagają się z kryzysem, a granice są zamknięte. Szczególny problem to transport największych zwierząt.
W zoo w Neumünster mieszka mierzący 3,6 m niedźwiedź polarny Vitus. Caspari w życiu nie pozwoliłaby, by umarł z głodu. To jeden z największych drapieżników w Niemczech. - To nie kucyk, którego można tymczasowo umieścić w stajni. To duży drapieżnik, dla którego potrzebny jest odpowiedni system - tłumaczy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
W polskich mediach pojawiła się absurdalna informacja o tym, że to właśnie Vitus trafił na listę zwierząt do uboju. Ale dyrektorka zoo zapewniała, że na liście nie znalazły się żadne zwierzęta zagrożone wyginięciem, a Vitus byłyby ostatnim, który by na taką listę trafił.
Zwrócili na siebie uwagę
Caspari liczy na to, że do najgorszego scenariusza nie dojdzie. W rozmowie z mediami dodała, że na wieść o problemach inne ogrody oraz prywatni przedsiębiorcy obiecali dostarczyć ryby i mięso mieszkańcom zoo.
Dyrektorka dodała też, że ubój na żywność dla mięsożernych zwierząt nie jest niczym nowym w Neumünster. – W najgorszym wypadku musielibyśmy zabijać więcej zwierząt, aby drapieżniki mogły przeżyć - mówi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl