Mówią o niej "mały Rzym". Perła naszych sąsiadów urzeka architekturą
Na pierwszy rzut oka to miasto senne, schludne, pełne barokowych fasad i kościołów. Ale pod tą pocztówkową powierzchnią kryje się miejsce z charakterem, opowieścią i zaskakującą energią. To idealne miasto na city break.
Słowacka Trnava nie bez powodu nazywana jest "słowackim Rzymem" lub "małym Rzymem", choć zamiast papieża spotkacie tu baristę z dredami, sommeliera z duszą gawędziarza i wiekowe kramy pełne serów i wędlin, które mają więcej do opowiedzenia niż niejeden przewodnik.
Z Warszawy do Trnavy najlepiej dostać się pociągiem lub samochodem. Z Gdańska pociągiem lub samolotem do Bratysławy, a stamtąd do Trnavy dojeżdża się w niecałe 40 minut. Z lotniska w Wiedniu to raptem niewiele ponad godzina.
Już zbliżając się do miasta, widzimy dzwonnice i dwanaście wież, które górują nad dachami. To one dały Trnavie przydomek "mały Rzym". Ale to nie skansen i nie muzeum. To żywe miasto, w którym można się naprawdę zakochać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fenomen na skalę światową. Do Polski zjeżdżają ze wszystkich stron świata
Wielkie historie w małym formacie
Kiedy większość turystów jeszcze przewraca się na drugi bok, Trnava budzi się do życia. W sobotę rano (od godziny 6 do około 11) całe centrum pachnie świeżym chlebem, oscypkiem i miodem lipowym. Na miejskim rynku (Hlavné námestie) odbywa się targ z lokalnymi produktami, który działa tu od XIII w., czyli od czasów, gdy Trnava była ważnym punktem na handlowym szlaku między Węgrami a Austrią.
Starszy pan z okrągłymi serami w wiklinowym koszu mówi, że jego rodzina stoi tu od czterech pokoleń. Obok młoda dziewczyna sprzedaje wegańskie pesto z orzechów włoskich, które rosną "na zapleczu u babci". Są wina z małych winnic, suszone jabłka, gorzkie śliwki w czekoladzie, domowe ciasta. A do tego rozmowy, śmiech, zero pośpiechu. Kto chce zrozumieć Trnavę, powinien zacząć dzień właśnie tu, np. od filiżanki espresso od mobilnego baristy.
Miasto warto poznawać z kimś, kto zna każdy zaułek. Slavko, lokalny przewodnik, który od kilkunastu lat oprowadza po Trnavie, to człowiek, którego można słuchać bez końca. Jako doświadczony znawca miejskich tajemnic, słyszał już niejedną opowieść i z każdej potrafi uczynić mały spektakl (sam występuje w stroju mieszczanina setek lat). Potrafi bez kartki odtworzyć układ średniowiecznych murów, pokazać, gdzie naprawdę straszyło i wskazać ślady dawnej apteki, gdzie leczono mieszanką jałowca, miodu i maku.
W ciągu jednej godziny opowiedział o duchach na murach miejskich, o pewnej nieistniejącej już winnicy, która za komuny produkowała wino tylko dla Moskwy i było ono w całości eksportowane na wschód, podczas gdy miejscowi pili coś zupełnie innego.
Mówił też o średniowiecznym zegarze, który przez lata chodził wspak, podobno po to, by zmylić diabła, który chciał przejąć dusze mieszkańców. Kiedy diabeł spojrzał na zegar i zobaczył, że czas się cofa, uciekł z miasta i nigdy nie wrócił. Slavko wie, gdzie stoją jeszcze cegły z XV w. i który fresk w katedrze przedstawia zakonników z brodami z mąki, symbol biedy i pokory.
Urokliwa mozaika dachów i bloki z czasów komuny
Nie można opuścić miasta bez wejścia na renesansową wieżę ratusza. Bilet kosztuje kilka euro, a widok z góry jest bezcenny. Panorama Trnavy to czerwona mozaika dachów, z której wystają strzeliste wieże i... kominy starej fabryki. Bo Trnava to nie tylko zabytki. To także industrialna historia. Tuż obok barokowej katedry znajduje się dawny zakład odzieżowy, dziś zamieniony w przestrzeń coworkingową i galerię.
Wewnątrz wieży wciąż działa mechanizm zegarowo-dzwonowy z 1729 r., starannie odrestaurowany. Każda pełna godzina rozbrzmiewa metalicznym biciem dzwonów. Z góry widać także, jak miasto łączy stare z nowym. Mur z czasów gotyku sąsiaduje z modernistycznym blokiem.
Synagoga z kawą i kulturą
Jeden z najbardziej niezwykłych punktów na mapie Trnavy to Synagóga – Café&Culture. Dawna neologiczna synagoga z końca XIX w., uratowana od zapomnienia. Jej odbudowę sfinansował miejscowy deweloper, który wydał na ten cel ponad 5 mln euro. Inwestycja miała charakter całkowicie filantropijny i nigdy się nie zwróci. Kawiarnia, która dziś działa w synagodze, zarabia wyłącznie na swoje utrzymanie.
Ale to nie tylko kawiarnia. To symbol szacunku do przeszłości i nowego życia. Wnętrze oszałamia: wysokie kolumny, misternie zdobione sklepienie, światło przenikające przez kolorowe witraże i gwiazda Dawida na sklepieniu.
Tu nie zamawia się pośpiesznie kawy. Tu siada się z książką albo znajomym, zamawia bezę z orzechami albo ciasto malinowe i wsłuchuje w historię. W karcie są lokalne wypieki, dobra kawa i wystawy. Czasem koncert, czasem wieczór autorski. To miejsce, które ma duszę i się nią dzieli.
Winnica z powiewu wiatru
Gdyby ktoś powiedział wam, że najlepsze wina biorą się z... brudnych szyb, to pewnie nie uwierzylibyście. A jednak. Josef Zvolenský, właściciel winnicy Terra Parna, jednej z największych w rejonie trnavskim, opowiada, że wszystko zaczęło się od domu. Dom postawił, widok piękny, ale wiatr niósł pył z pól i jego żona codziennie myła okna. W końcu posadzili winorośle, żeby zatrzymać uporczywy wiatr i pył. Z czasem zaczęli robić wino: najpierw dla siebie, potem dla przyjaciół, a dziś dla całej Słowacji (i kilku polskich restauracji).
Winnica leży 15 minut drogi od Trnavy, wśród łagodnych wzgórz, z tarasem z widokiem na zachód słońca. Można tu przyjechać na degustację (od 20 euro za osobę), spróbować rieslinga, frankovki, musującego wina. Można też zjeść kolację z lokalnych produktów, a potem... otworzyć szampana szablą. Tak, serio – uczą tu sabrage, czyli ceremonialnego otwierania butelki.
W ofercie mają również lekkie, białe cuvée i różowe wina o świeżym, owocowym charakterze. Winnica jest miejscem rodzinnym. Oprócz gospodarzy, pracują tu trzy córki. W czerwcu odbywa się tu Parna Party – piknik z muzyką, kuchnią regionalną i winem serwowanym prosto z beczek. W sierpniu organizowany jest Jazz w Winnicy – koncerty plenerowe między rzędami winorośli, kiedy zachodzące słońce łączy się z muzyką i smakiem.
Gotycki zamek z XX w.
Jednym z miejsc, które warto odwiedzić przy okazji pobytu w Trnavie, jest też zamek w Smolenicach, położony wśród lasów Małych Karpat. Wygląda jak z bajki: z wieżyczkami, blankami i tarasem z widokiem na wzgórza.
Choć zamek ma średniowieczne korzenie, dzisiejszy wygląd zawdzięcza przebudowie z przełomu XIX i XX w., a jego budowę ukończono dopiero w latach 50. XX w. Był rezydencją letnią węgierskiej arystokracji, a obecnie należy do Słowackiej Akademii Nauk. Latem można go zwiedzać – zachwycają wnętrza, ale także dziedziniec i punkt widokowy, z którego rozciąga się panorama aż po dolinę Trnavy.
Słodycz z charakterem
Nieopodal Smolenic znajduje się wieś Medová, znana z tradycyjnej produkcji miodów pitnych, czyli medoviny. Powstają tu według dawnych receptur, z lokalnego miodu, z dodatkiem ziół i przypraw. W jednej z pasiek można nie tylko poznać proces powstawania tego złocistego trunku, ale i wziąć udział w degustacji. Jest wersja medoviny klasyczna, z cynamonem, z dziką różą czy z propolisem. Podawana latem schłodzona, a zimą lekko podgrzana – rozgrzewa lepiej niż herbata.
Trnava poza folderami
Trnava potrafi być cicha i zmysłowa, ale kiedy trzeba, zaskakuje energią i autentycznością. Można tu zatrzymać się na dzień i zostać na tydzień, bez poczucia nudy. Można odkrywać ją z mapą lub dać się prowadzić własnej intuicji i zawsze się coś znajdzie. Trnava to spotkanie z Europą Środkową, której nie ma w folderach, ale którą pamięta się na długo.