Najsłynniejsze "zielone granice"
Tysiące, a nawet setki tysięcy ludzi stara się codziennie pokonać "zielone granice". Nie po to, by zwiedzać, czy wypoczywać, ale po to, by odmienić swoje życie. Sprawdziliśmy, gdzie są takie miejsca.
"Zielona granica", funkcjonująca jako synonim nielegalnego przekroczenia granicy, wcale nie musi mieć koloru trawy. Może być zabetonowana, pokryta polami minowymi i "urozmaicona" wieżami strażniczymi, tak jak to jest na przykład na granicy obu państw koreańskich. Europejczycy także znają te realia z muru dzielącego niegdyś Berlin.
Z Meksyku do Stanów Zjednoczonych najłatwiej przez Arizonę
Dzisiaj najsłynniejsza "zielona granica" dzieli Meksyk od Stanów Zjednoczonych. Jak twierdzą znawcy, ponoć najłatwiej nielegalnie dostać się do USA przez Arizonę. Wystarczy mieć kilka tysięcy dolarów na opłacenie przewodnika, zwanego kojotem, a wyspecjalizowanego w szmuglowaniu ludzi przez granicę.
Kojoci nie mają trudnej pracy. Farmerzy, których majątki znajdują się w pobliżu granicy twierdzą, że jest ona tak słabo strzeżona i dziurawa, iż przechodzi przez nią tygodniowo tysiące ludzi. Biedacy tylko tu mogą liczyć na dotarcie do wymarzonego "El Norte" (Północy). Granica w dwóch innych amerykańskich stanach – Kalifornii i Teksasie – jest już bardzo dobrze strzeżona.
Meksykanie to wiedzą. Z 400 tysięcy osób zawróconych z granicy do Meksyku, ponad połowa usiłuje dostać się ponownie do Stanów Zjednoczonych właśnie przez Arizonę.
Jak skutecznie odpocząć na urlopie?
Wśród nielegalnych imigrantów są zresztą nie tylko obywatele Meksyku. Policja zatrzymuje tu też Irakijczyków, a nawet Polaków.
Dziurawa granica USA z Kanadą
Ci z naszych przedsiębiorczych rodaków, którym odmówiono wizy, zazwyczaj nie ryzykują jednak nielegalnego przekroczenia granicy ze Stanami Zjednoczonymi od strony meksykańskiej. Wybierają raczej wariant północny - Kanadę.
Granica USA z tym brytyjskim dominium to dla nielegalnych imigrantów prawdziwy ideał "zielonej granicy". Z liczącej 6,5 tys. km linii granicznej należycie zabezpieczonych jest jedynie… 50 km. Nic dziwnego, ze kwitnie tutaj nielegalny szmugiel nie tylko ludzi, ale także towarów.
Azja – kontynent "zielonych granic"
Swoistą "zieloną granicą" jest także linia oddzielająca Izrael od Autonomii Palestyńskiej. Stoi na niej – dokładnie wzdłuż linii demarkacyjnej z 1949 r. – mur mający bronić żydowskich mieszkańców przed atakami palestyńskich terrorystów. W tym miejscu bowiem nielegalnie przekraczają granicę nie ekonomiczni imigranci, ale fanatycy pragnący zabić jak największą liczbę obywateli znienawidzonego Izraela.
Azja, a Izrael to państwo geograficznie azjatyckie, pełna jest zresztą "zielonych granic" - obszarów o nieustalonej, bądź spornej przynależności państwowej. Ułatwia to przemieszczanie się ludności, czyniąc jednak jej życie bardziej niebezpiecznym. Tak jest na przykład na granicy pakistańsko-indyjskiej w Kaszmirze czy na granicy Pakistanu z Afganistanem. Tu o tym, czy ktoś przekroczy granicę decyduje wola spotkanego przypadkowo żołnierza i wręczony mu bakszysz (rodzaj napiwku).