Niezwykłe miejsce w Polsce. "Cała łacha pomrukuje i powarkuje"
Zdjęcia setek fok wylegujących się na piasku oblanym ze wszystkich stron wodą, od dawna przemawiały do mojej wyobraźni. Też chcę je zobaczyć - pomyślałam i wybrałam się na rejs na foki na Wyspie Sobieszewskiej. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam na miejscu.
Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Z Gdańska na Wyspę Sobieszewską jest blisko. Bez sensu jednak ryzykować wyprawę, żeby dowiedzieć się, że nie ma miejsc na statku. Przeszukałam więc szybko internet i przejrzałam w opinie. Nie interesowały mnie rejsy z adrenaliną, na łodziach motorowych oferujących dużą szybkość i wiatr we włosach. Chciałam podejrzeć foki, a nie je straszyć. Na miejscu dowiedziałam się, że także ci organizatorzy wycieczek, zbliżając się do łach, redukują obroty i zwalniają do minimum, żeby nie płoszyć zwierząt. Nikt też nie podpływa do wysepek zbyt blisko.
- Nie ma wyznaczonego dystansu, który trzeba zachować, ale zasada jest taka, że nie wolno płoszyć fok i wszyscy, którzy pływają tu regularnie, się tego trzymają. Foki to bardzo mądre zwierzęta i błyskawicznie się uczą. Do jednostek, które znają i regularnie widują, są przyzwyczajone i nie robią one na nich wrażenia, ale jak podpłynie motorówką ktoś obcy, nawet powoli i cicho, widać u nich poruszenie. Dlatego, jak ktoś jest tu pierwszy raz, to powinien zachować naprawdę spory dystans - tłumaczy Paweł Jasionek, z firmy Rejsy na Foki Wyspa Sobieszewska TRAFF.
- My już umiemy wyczuwać nastrój zwierząt, a one potrafią mieć bardzo różne humory. Zbliżając się do łachy widzimy, którego dnia możemy podejść bliżej, a kiedy zatrzymać się w większym oddaleniu. Szanujemy ich nastroje - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyjątkowe nagranie z Polski. Udało się nagrać dziesiątki fok w jednym miejscu
Rejs na foki najlepiej zacząć od wykonania telefonu i umówienia się na wyprawę kilka dni wcześniej. Tym bardziej że jest tu kilka zmiennych. Główną rolę gra oczywiście pogoda. Nie ma sensu wsiadać na pokład, kiedy pada. Przeszkodą może być też silny wiatr.
Druga kwestia to turyści. Operatorzy starają się dopasować do gości - jeśli jest bardzo duże zainteresowanie rejsami, danego dnia organizują ich więcej, gdy zapytań jest mniej - ograniczają ich liczbę. Zmieniają się też godziny startu. Zdarza się, że statek czeka na turystów, którzy muszą pokonać przeprawę promową. Umawiając się na rejs kilka dni wcześniej, dowiedziałam się, że jeśli pogoda nie spłata figla, to będziemy startować między 10 a 10.30. Informację o dokładnej godzinie wypłynięcia kapitan wysłał mi na dzień przed rejsem.
Foki, mewy i krótka lekcja przyrody
O umówionej godzinie stawiłam się w maleńkim porcie w Świbnie i wsiadłam na pokład równie niewielkiego stateczku u wdzięcznej nazwie TRAFF. - Szczęśliwy traf - wyjaśnił z uśmiechem pan Paweł i zapewnił, że przy tak pięknej pogodzie z pewnością przywita nas cała kolonia fok. Kilkanaście osób pokrzepionych słowami kapitana ustawiło się na dziobie wypatrując z oddali piaszczystych łach.
Pogoda była cudowna, stateczek sunął niespiesznie po wodzie, wokół latały mewy - trudno wyobrazić sobie piękniejsze letnie przedpołudnie. Do pełni szczęścia brakowało już tylko fok. Zwierzęta nie kazały jednak na siebie długo czekać. Po kilku minutach mogliśmy już dostrzec ciemny pasek, który z każdym pokonywanym metrem rósł, by po chwili rysować się jako długa, licząca kilkadziesiąt metrów sterta kamieni. - Na tych kamieniach leżą foki? - zapytał ktoś z turystów. - Te kamienie to foki - odpowiedział kapitan Paweł Jesionek.
Faktycznie, po kilku minutach mogliśmy już wszyscy zauważyć, że te ciemne kształty ruszają się, wskakują do wody, nurkują i wyskakują na brzeg. Wzdłuż łachy, jedne na drugich wylegiwały się w słońcu setki fok. Nie potrafiłabym zliczyć, ile ich było. Zdaniem naszego kapitana ok. 250, może więcej. - To nie jest żaden rekord - wyjaśnił Paweł Jesionek. - Zdarza się, że jest ich dwa razy więcej, ale np. wczoraj, choć pogoda też była piękna, wylegiwało się ich tu mniej niż 100. Tego się nie przewidzi, ale niemal zawsze tu są, więc ryzyko, że wypłyniemy w rejs i nie zobaczymy fok jest bardzo małe - dodał.
Do samych łach się oczywiście nie podpływa. Statki i łodzie motorowe z gośćmi na pokładzie zatrzymują się w odległości kilkudziesięciu metrów i spokojnie dryfują wzdłuż łachy, żeby turyści mogli nasycić oczy pięknym widowiskiem. A jest na co popatrzeć. Zwierzęta absolutnie nic sobie nie robią z towarzystwa gapiów, wystawiają okrągłe brzuchy do słońca, wskakują do wody i na piasek, turlają się, niezdarnie przełażą po współtowarzyszach. Duże foki, małe foki, leniwe foki i te bardziej ożywione.
Towarzyszą im oczywiście mewy, stanowiąc piękny kolorystyczny i wokalny kontrast dla tych ssaków. Bo to, że możemy podglądać foki to jedno, możemy ich też podsłuchać. Cała łacha pomrukuje i powarkuje niskimi tonami, od czasu do czasu przekrzykiwana przez wysokie głosy mew. Zachwytom na pokładzie nie ma końca. Na szczęście załoga to rozumie i nikt nikogo nie pogania. Podglądamy życie na piaszczystych wysepkach przez jakieś pół godziny i niespiesznie wracamy do portu. W drodze powrotnej kapitan dołącza do gości na pokładzie i przez kilka minut opowiada o Wyspie Sobieszewskiej i żyjących tu zwierzętach.
Dowiadujemy się, że foki pospolite wcale nie są tak pospolite, dlaczego nasze wody zdominowały foki szare i jakim cudem małe foczki mogą przybierać na wadze nawet dwa kilogramy na dobę.
Teraz już wiem, że w Bałtyku żyją trzy gatunki fok. Mamy foki obrączkowane, których populacja szacowana jest na około 10 tys. sztuk, ale w Polsce są rzadko spotykane. Drugim gatunkiem są foki pospolite, które wbrew nazwie wcale nie są takie pospolite - szacuje się, że w Bałtyku jest ich zaledwie ok. 1000.
Trzecim gatunkiem jest foka szara - największa spośród fok. Samice dorastają do 2 m długości i ważą do 180 kg, a samce mogą mierzyć 2,5 - 3 m i osiągać wagę do 300 kg. - To właśnie one zdominowały wody Bałtyku i ich kolonie spotykamy w polskich wodach. Dzięki różnym programom ochronnym populacja tych fok pięknie się w naszym morzu odbudowuje i w tej chwili liczy około 30-40 tysięcy osobników - opowiada Paweł Jesionek.
- Młode foki szarej przychodzą na świat na lądzie na przełomie lutego i marca i są pokryte białym puchem, który znika w ciągu kilku tygodni. Maluchy bardzo szybko rosną, bo mleko foki zawiera około 50 proc. tłuszczu, dzięki czemu młode mogą przybierać na wadze nawet 2 kg na dobę - dodaje.
Gdy jesteśmy coraz bliżej brzegu, myślę sobie, że nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z decyzją, żeby tu przyjechać. Jeśli jesteście w okolicy Trójmiasta, koniecznie zaplanujcie sobie rejs na foki.
Magda Bukowska dla Wirtualnej Polski