Polacy kombinują z noclegami. "To już jest wszystko chore"
Mimo zakazu wyjazdów turystycznych w sieci kwitnie "podziemny handel" noclegami. Rząd chce powstrzymać sylwestrowe i zimowe wyjazdy pod przykrywką służbowych delegacji. - Będę rekomendował surowsze działanie w tej sprawie - mówił minister zdrowia, Adam Niedzielski na konferencji prasowej. Zapowiedział, że w czwartek, 17 grudnia zostaną przedstawione nowe obostrzenia.
16.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:26
Od 7 listopada podróże po kraju możliwe są jedynie w ramach wyjazdów służbowych. Wiadomo jednak, że "Polak potrafi" oraz że "jak czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można". Na zamkniętych grupach w mediach społecznościowych od tygodni kwitnie handel noclegami, a nasi rodacy bez skrupułów korzystają z okazji do podróży.
Oferty noclegów w mediach społecznościowych
"Wynajmę domek dla 10-15 osób w dniach 27.12-2.01. Proszę o kontakt w wiadomości prywatnej jeśli mają Państwo coś wolnego"; "Szukam noclegu jak najbliżej Krupówek. Termin od 26 grudnia do 2 stycznia. 2 osoby dorosłe plus 2 dzieci"; Witam. Szukam noclegu (tylko domek) Dla 4 osób dorosłych i dwójki dzieci (5 i 10 lat) w dniach 06.01-10.01.2021" - padają pytania na różnych grupach na Facebooku.
Nie brak także ofert wychodzących bezpośrednio od właścicieli domków czy pensjonatów. Większość proponowanych obiektów znajduje się w ustronnym, kameralnym miejscu, gdzie goście mogą bezpiecznie wypoczywać.
"Zapraszam na Święta i Sylwestra. Mamy wolne apartamenty z własnym aneksem kuchennym oraz prywatną łazienką. Cisza, spokój, kameralne miejsce, wysoki standard. Blisko karczmy, przystanek autobusu miejskiego, sklepy. Duża, ogólnodostępna i w pełni wyposażona kuchnia. Pozdrawiam" - czytam na jednej z grup.
- Jak ktoś jest bogaty, ma działalność i sobie swoim samochodem jedzie w podróż, to może wziąć żonę jako pełnomocnika albo kolegę jako eksperta i siedzieć w willi przez tydzień czy dwa. Wystawi sobie delegację służbową i tyle - mówi w rozmowie z WP pan Adam, który prowadzi willę w Zakopanem. - A jak nie w delegację, to sobie wynajmie mieszkanie. Zapłaci 10 tys. za umowę najmu na miesiąc, a posiedzi np. tydzień. Kto mu zabroni? Najmu długoterminowego się nie zatrzyma, bo to by była zbyt duża ingerencja w gospodarkę - opowiada nam.
Minister zdrowia zapowiada koniec wyjazdów służbowych
Mimo licznych prób dialogu ze strony społeczeństwa rząd nie tylko nie zamierza poluzować obostrzeń w związku ze zbliżającymi się feriami, ale i zapowiedział ich zaostrzenie. Wśród nowych zasad pojawić ma się m.in. zakaz służbowych delegacji.
- Docierają do nas sygnały o nadużywaniu zapisu o wyjazdach służbowych, można takie przykłady łatwo znaleźć w sieci – różne podmioty zapraszają do spędzania u nich sylwestra czy ferii. Będę rekomendował surowsze działanie w tej sprawie, żeby nie dopuścić do powstania trzeciej fali pandemii. Szczegóły przedstawimy w terminie późniejszym – mówił podczas konferencji prasowej minister zdrowia, Adam Niedzielski.
Kolejne zakazy i obostrzenia rujnują plany tym, którzy planowali wyjechać na ferie czy święta. Wielu z nich zgodnie jednak przyznaje, że ten jeden sezon można sobie odpuścić i lepiej nie ryzykować. Kary mogą okazać się bardziej dotkliwe, niż nam się wydaje.
- Zastanawiałem się, czy nie zabrać dzieci na ferie w ramach odwiedzin u znajomych moich znajomych. Widzę jednak, że z zimowego wyjazdu nici, bo rząd zaraz wynajdzie przepisy, w których zabroni przemieszczania się. Poza tym ceny na stokach w Polsce są w tym roku tak wysokie, że pożal się panie. Ci, którym uda się wyjechać, zapłacą za pobyt bajońskie sumy. Wygląda na to, że tegoroczne ferie spędzimy w domu. Lepiej nie ryzykować - mówi w rozmowie z WP Marcin Pomykała z Gdańska.
Zakaz wyjazdów służbowych - Polacy są niezadowoleni
Zapowiedź tej decyzji wywołała niezadowolenie wśród lokalnych społeczności, które i tak już ledwo przędą. Możliwość przyjmowania gości w delegacji była dla wielu przedsiębiorców jedyną szansą na jakiekolwiek przychody. Część z nich doszukuje się absurdów w kolejnych decyzjach rządu.
"No dobrze, ale oficjalnie noclegi nie działają dla 'zwykłych turystów', więc jak można zamknąć coś zamkniętego? Postawią policję przed każdą kwaterą?" - czytam reakcje internautów na informację o zapowiedzi kolejnych zakazów na jednej z grup turystycznych na Facebooku.
"To już jest wszystko chore. Do galerii możemy chodzić i stać w kolejce do sklepu jak śledzie, jeden koło drugiego, ale w knajpce zjeść gdzie jeden stół jest oddalony od drugiego stolika i gdzie ludzie też mają możliwość zachować od siebie dystans, to zjeść nie można, bo trzeba knajpy pozamykać. Do kościoła można iść i w trakcie komunii jeden stoi koło drugiego, otrzymując komunię od księdza, który nawet rękawiczek nie ma. Co za piękny kraj" - pisze internautka.
Zobacz także
Zakaz wyjazdów służbowych - Polacy i tak będą kombinować
Chętni na zimowe czy sylwestrowe wyjazdy i tak będą szukali możliwości. Część osób już teraz dokonuje rezerwacji lub podpisuje umowy najmu z nadzieją, że po wprowadzeniu ograniczeń będą one nadal aktualne.
- Poprzednio przy tego typu zakazach były stosowane przez rząd różne zasady: np. że ograniczenie nie dotyczy pobytów, które rozpoczęły się przed wejściem w życie nowego prawa, a innym razem była wskazana data, po której już nie można było wynajmować noclegów. Trzeba zatem zaczekać na konkretny nowy przepis w tym zakresie, bo z samej zapowiedzi ministra nic nie wyczytamy - mówi w rozmowie z WP Lech Kaliciuk, radca prawny.
Obiekty pod wynajem długoterminowy prowadzone są zazwyczaj przez inwestorów z Polski czy zagranicy, a nie przez lokalnych mieszkańców. Najgorzej wyjdą na nowych obostrzeniach mali przedsiębiorcy, którzy wynajmują pokoje. To do nich najczęściej się jeździ pod pretekstem wizyty "u cioci" czy dalekiej znajomej. I to właśnie ich będą odwiedzać urzędnicy z kontrolą.
- Najbardziej ucierpią ci najbiedniejsi, którzy nie mają co do garnka włożyć. Jest grupa osób, która prowadzi jeden czy dwa pokoiki na wynajem i oni poniosą największe koszty tych całych zakazów - mówi nam pan Adam. - Będą przed urzędnikami tłumaczyli, że przyjezdni są w delegacji, czy przyjeżdżają jako daleka rodzina. Nawet nie potrafią sprawdzić, czy ktoś faktycznie jest w delegacji, bo oni się tym na co dzień nie zajmują - dodaje.