Polka mieszka na Lofotach. "Na pewno nie była to miłość od pierwszego wejrzenia"
Kiedy przeprowadzała się do Norwegii, nie sądziła, że początki będą aż tak trudne. Dziś mieszka w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie i nie planuje z niego wyjeżdżać. O tym, jak wygląda jej życie na Lofotach opowiada w rozmowie z WP Marta Jaroszyńska.
Sylwia Król: Od wielu lat mieszkasz na Lofotach. Jak tam trafiłaś?
Marta Jaroszyńska, Lofotengirl: Rzeczywiście, w lipcu minęło trzynaście lat, od kiedy przeniosłam się na Lofoty. Co prawda planowaliśmy już wcześniej przeprowadzkę do Norwegii, a konkretnie do Ålesund, ale na Lofotach znaleźliśmy się zupełnie przypadkiem. Dziś mogę powiedzieć, że na pewno nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Jak to? Myślę, że dziś wiele osób ci zazdrości. W końcu Lofoty to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie.
Lofoty to wbrew pozorom niełatwe miejsca do życia. Cykl dobowy jest tutaj zachwiany, co nie wszystkim może odpowiadać. Przez niemal pół roku jest jasno, a potem w grudniu przychodzi noc polarna, która trwa ok. czterech tygodni. Z kolei jesień na Lofotach jest dość kapryśna, a wszystko za sprawą sztormowej pogody. Dla mnie pierwsze lata pobytu tutaj to była taka prawdziwa walka ze sobą. Chociaż jestem osobą, która z reguły dość szybko się aklimatyzuje, to jednak na Lofotach początkowo było mi ciężko. Wpływ na to miała pewnego rodzaju izolacja, która wynikała m.in. z fatalnej pogody.
Na pewno życia nie ułatwiały nam przerwy w dostawie prądu, zdarzało się, że z powodu sztormu przez kilka dni nie mogliśmy się wydostać z archipelagu. Chociaż przed przeprowadzką na Lofoty sporo podróżowałam, pomieszkiwałam m.in. we Włoszech, to jednak nie byłam na coś takiego przygotowana. Tak więc minęło trochę czasu, zanim tę północ naprawdę pokochałam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Za granicą ciągle pytają go o Polskę. "To był temat numer jeden"
Twoja miłość do gór pomogła ci zaaklimatyzować się na Lofotach?
Myślę, że tak. Góry są mi bliskie od kiedy tylko pamiętam. Moje pierwsze dwanaście kilometrów przeszłam mając niespełna dziewięć lat. Dlatego krajobraz Lofotów tak szybko zaczął ze mną rezonować. Izolacja poszła w zapomnienie, zaczęłam odkrywać tutejsze szlaki i przepadłam. Z czasem poznałam te góry jak własną kieszeń. Przeszłam Lofoty wzdłuż i wszerz. Dziś znam je więc bardzo dobrze i czuję się tutaj jak w domu.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Co najbardziej lubisz w swoim życiu na Lofotach?
Na pewno uwielbiam dzień polarny. Czuję, że wtedy mogę zrobić dużo więcej, bo nic mnie w zasadzie nie ogranicza, ani czas ani światło. Jeśli czuję zmęczenie, wówczas kładę się na kilka godzin, a potem wstaję i mogę iść np. na szlak o 22.
Na Lofotach są tylko dwa miejsca z prawami miejskimi, stolica archipelagu Svolvær i Leknes. Mimo że nie mieszkamy w żadnym z nich, to żyje nam się tutaj całkiem dobrze. Mamy wszystko, czego potrzebujemy, a więc opiekę medyczną, szkołę, przedszkole, restauracje, kawiarnie, a nawet kino.
W życiu na Lofotach podoba mi się też to, że moje dzieci spędzają dużo czasu na świeżym powietrzu. Nie mamy telewizora, a mimo tego zawsze jest co robić, jeśli nie rower, to szlaki trekkingowe albo narty biegowe.
A jacy właściwie są mieszkańcy Lofotów?
Na pewno mogę powiedzieć, że przed trzynastoma laty, przyjęli nas z otwartymi ramionami. Teraz Lofoty są już tak przesycone turystami, że mieszkańcy praktycznie przestali zwracać uwagę na to, kto i skąd przyjechał.
A jacy są? Na pewno, jak wszyscy ludzie północy, są dość wycofani. Oczywiście w bezpośrednim kontakcie są bardzo uprzejmi, chętnie np. porozmawiają z każdym o pogodzie, ale te znajomości są dość powierzchowne. Nawet Norwegowie z południa mówią o tych z północy, że są zamknięci w sobie. Rzeczywiście, dla nich prawdziwą ostoją jest ich własny dom, tam czują się zdecydowanie najlepiej. Natomiast jest coś, czego się od nich nauczyłam przez te lata, a mianowicie, jak żyć wolniej. Jestem taką osobą, która gdy zaczyna pracę, jakiś projekt, to się w niej całkowicie zatraca. Nie ma wtedy czasu na przerwy. Tutaj jest jednak inaczej. Początkowo nie potrafiłam się odnaleźć w ich podejściu do pracy, ale z czasem przywykłam, zaczęłam żyć tak jak oni.
Jaki jest ich stosunek do turystów?
Przez wiele lat mieszkańcy Lofotów trudnili się niemal wyłącznie rybołówstwem, które napędzało gospodarkę. Kiedy tutaj zamieszkałam, sezon turystyczny trwał w zasadzie tylko przez krótki okres lata. Zimą zdarzały się pojedyncze osoby, które przyjeżdżały, aby podziwiać zorzę polarną.
Od 2016 r. nastąpił prawdziwy boom. Nagłe zainteresowanie turystów sprawiło, że turystyka na Lofotach wręcz eksplodowała. Dziś mieszkańcy zdają sobie sprawę z tego, że gdyby nie turyści, nie byłoby na Lofotach wielu rzeczy, przede wszystkim hoteli, restauracji, kawiarni, a więc po prostu dodatkowych pieniędzy. Natomiast rzeczywiście, przez ostatnie trzy lata napływ turystów jest tak duży, że sytuacja zaczęła powoli wymykać się spod kontroli. Czasami zdarza się, że sama wychodzę z domu i widzę, że obok na podjeździe stoi kamper, albo w sezonie na zorze, ktoś pojawia się u mnie na tarasie ze statywem i aparatem. Coraz częściej zobaczyć można więc plakietki z napisem "prywatne" lub "zakaz parkowania".
Czy warto odwiedzić Lofoty zimą?
Jeśli tylko ktoś dobrze przygotuje się do takiego wyjazdu, to jak najbardziej. Sezon na zorzę polarną rozpoczyna się już jednak dużo wcześniej - końcówka sierpnia. Choć wtedy te zorze nie są jeszcze aż tak spektakularne. Natomiast już od połowy września aż do końca marca można podziwiać zorzę w pełnej okazałości.
Jeśli ktoś poza obserwowaniem nieba, planuje też chodzić po górach, to koniec września lub początek października będą idealnym okresem na odwiedzenie Lofotów. Jeżeli natomiast planujemy przyjazd w późniejszych miesiącach, to warto przed samą podróżą zadbać o odpowiedni sprzęt i zrobić też dobre rozeznanie. Nie każdy bowiem letni szlak nadaje się do spacerów zimą.
Jakie są twoje ulubione miejsca na Lofotach?
Najbardziej lubię eksplorować Lofoty poza sezonem, kiedy mogę w spokoju porozmawiać z właścicielem sklepu, restauracji albo campingu. Latem, kiedy jest tutaj ogrom turystów, nie ma na to zwyczajnie czasu.
Mam na Lofotach kilka perełek, do których mam szczególny sentyment. Moje pierwsze miejsce zamieszkania to maleńka wyspa Hamnøy, gdzie zobaczyłam swoją pierwszą zorzę. W Nusfjord, gdzie mieszkaliśmy latem, poznałam ludzi z którymi mam kontakt do dzisiaj. No i na pewno Ramberg, przy jednej z najpiękniejszych plaż na Lofotach, z której latem widać słońce o północy, a nad którą zimą tańczy zorza. Jednak jestem człowiekiem gór i to właśnie na szlaku czuję się najlepiej. Miejsca turystyczne te bardziej i te mniej oczywiste i opisałam w przewodniku "#nalofotach". Opisałam tam ponad 50 szlaków górskich. To takie kompendium wiedzy. Dla rodzin z dziećmi powstał z kolei "#nalofotach z dziećmi", gdzie tłumaczę jak eksplorować archipelag z maluchami.