Poszukiwacze w natarciu. Powrót do tradycji sprzed lat
Choć wydawało się, że czasy wypłukiwania złota z rzek na Dzikim Zachodzie mamy dawno już za sobą, okazuje się, że jest miejsce, w którym ta tradycja odżyła. Mowa o hrabstwie El Dorado w Kalifornii. Nowa "gorączka złota" najlepiej widoczna jest w mieście Placerville, które powstało w połowie XIX w.
23.05.2023 16:28
Kilka tygodni temu lokalni poszukiwacze złota z północnej Kalifornii zaczęli znowu znajdować bryłki złota w rzekach spływających z gór Sierra Nevada. Stało się tak, ponieważ na skutek ulewnych opadów, jakie nawiedziły region, znacznie zwiększył się przepływ wody w rzekach. Wartki nurt podmywał brzegi, odrywając kawałki skał, mułu i ukryte w nich bryłki złota, po czym przenosił je w dół.
Na reakcję amatorów cennego kruszcu nie trzeba było długo czekać. W dobie internetu wiadomość o tym, że El Dorado "ożyło" rozeszła się błyskawicznie po całym świecie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Swój niewątpliwy udział w powstaniu tego zjawiska miały takie osoby, jak Mark Dayton, lokalny poszukiwacz, który informacje o znaleziskach publikował na swoim profilu w mediach społecznościowych.
Jak podsumował, wielu obserwujących go internautów poczuło zew przygody i wyruszyło do Kalifornii. Oczywiście nie można tu mówić o skali, jaka miała miejsce w XIX wieku. Dzisiaj to raczej poszukiwacze przygód i miłośnicy filmów.
- Jest wiele takich produkcji jak "Indiana Jones" czy "Piraci z Karaibów", które wywołują w nas chęć poszukiwania skarbów - mówił były policjant i strażak, który obecnie zarabia na życie wypłukiwaniem złota. - Podczas zaledwie kilku kwietniowych wypadów znalazłem sztuki złota o wartości 750 dolarów.
Czytaj też: USA. Na plaży znaleziono dwugłowego żółwia
Dayton przewiduje, że najlepsze dopiero nadejdzie, kiedy poziom rzek opadnie, a skały i łachy staną się dostępne.
Inny poszukiwacz złota tak komentuje to, co dzieje się obecnie w Sierra Nevada:
"Za każdym razem, gdy stoisz nad rzeką i słyszysz spadające głazy, wiesz, że złoto też się porusza" – powiedział dla "New York Timse" Jim Eakin, właściciel lokalnej firmy zajmującej się drewnem opałowym, który razem z innymi zapaleńcami poszukuje nieustannie cennego kruszcu. Chętnie opowiada też historię znalezienia samorodka tak dużego, że kupił za niego nowiutkiego Forda F-150.
Źródło: New York Times