Dramatyczne relacje ocalonych. "Byłam gotowa umrzeć. Nie sądziliśmy, że ktoś po nas przyjdzie"
Byli uwięzieni w dryfującej do góry dnem łodzi, inni dryfowali jako rozbitkowie. Pierwszy raz opowiadają o przerażających chwilach po zatonięciu luksusowego jachtu nurkowego i o akcji ratunkowej na Morzu Czerwonym.
Przypomnijmy, 25 listopada ubiegłego roku u wybrzeży egipskiego miasta Marsa Alam - jeszcze przed wschodem słońca - zatonął luksusowy jacht "Sea Story", na pokładzie którego znajdowało się 31 turystów, trzech przewodników nurkowych i 12 członków załogi. Wszyscy byli na sześciodniowej wycieczce, a ich pierwszym celem była rafa koralowa Sataya, popularne miejsce do nurkowania.
W wyniku akcji ratunkowej odnaleziono w wodzie jeszcze tego samego dnia 30 osób. Pięć osób przeżyło we wraku statku i zostało uratowanych przez nurków dzień później. Niestety, zginęły cztery osoby, a siedem zostało uznanych za zaginione. W tym gronie jest dwoje nurków z Polski, troje obywateli Niemiec i dwoje Brytyjczyków. Ich los do dziś nie jest znany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Piękna, lecz dla wielu piekielnie droga wyspa. Jak podróżować po Islandii, by nie pójść z torbami?
Przyczyny katastrofy na Morzu Czerwonym
Luksusowa łódź nurkowa wypłynęła z małego kurortu Port Ghalib 24 listopada. Tuż po zdarzeniu władze Egiptu przypisały katastrofę ogromnej fali o wysokości nawet czterech metrów, ale BBC rozmawiało z 11 ocalałymi z "Sea Story", którzy podważyli to twierdzenie. Potwierdził to także oceanograf, który prześledził dane pogodowe z tamtego feralnego dnia. Z zebranych informacji wynika, że fala nie mogła być odpowiedzialna za przewrócenie się statku, a prawdopodobną przyczyną tragedii była kombinacja błędu załogi i usterek łodzi.
Ocaleni, oprócz wstrząsających relacji z tragedii, oskarżają przy okazji firmę, która przygotowała wycieczkę nurkową, o zaniedbania w zakresie bezpieczeństwa. Mówią również, że władze Egiptu na sygnał SOS zareagowały opieszale, co mogło kosztować ludzkie życie.
Historia opowiedziana przez ocalonych
Po raz pierwszy poznajemy historię zatonięcia statku "Sea Story" opowiedzianą przez tych, którym udało się przeżyć. Lucianna Galetta była jedną z ostatnich uratowanych z wraku łodzi.
Podobnie jak wielu innych na pokładzie, pierwsze wrażenia Lucianny na temat "Sea Story" były pozytywne. - Wyglądała na naprawdę ładną łódź. Bardzo duża, bardzo czysta - mówi Lucianna ze swojego domu w Belgii dla BBC.
Według nagrań, do których dotarł brytyjski portal, wynika, że warunki tej nocy były dość trudne, a sami ocaleni twierdzą, że ogromny, 40-metrowy jacht wydawał się mniej stabilny, niż pierwotnie zakładali.
W pewnym momencie, na kilka godzin przed wywróceniem się jachtu, mała pontonowa łódź zsunęła się z rufy "Sea Story". Jeden z pasażer nagrał, jak załoga walczy, aby ją z powrotem wciągnąć na pokład. Oceanograf, z którym rozmawiali dziennikarze BBC twierdzi, że na podstawie materiału można stwierdzić, że warunki pogodowe nie były niezwykłe, a fale nie przekraczały 1,5 m.
- Pogoda nie była straszna - mówi Sarah Martin, lekarka z Lancaster, która była na jachcie. Ale, jak dodaje, "meble przesuwały się po pokładzie". Zapytaliśmy załogę, czy to normalne, a oni tylko wzruszyli ramionami, więc nie zdawaliśmy sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakim się znaleźliśmy.
Zapadła cisza i całkowita ciemność
- Nie spałam tej nocy, bo łódź bardzo się kołysała - mówi z kolei Hissora Gonzalez z Hiszpanii, której kabina znajdowała się na dolnym pokładzie. W rozmowie z BBC opisuje, jak łódź kilka razy gwałtownie przechyliła się, aż tuż przed godz. 3 nad ranem przewróciła się na bok z głośnym hukiem, po czym zapadła cisza, gdy silniki zgasły. I całkowita ciemność.
Wkrótce z innych kabin dało się słyszeć krzyki, gdy ludzie wypadali z łóżek. Rzeczy były rozrzucone dookoła, blokując wyjścia i utrudniając ucieczkę. Jeden z ocalałych, który spał na najwyższym pokładzie, opisał, że został uwięziony pod ciężkimi meblami, które przesunęły się, gdy łódź się przechylała.
- Nic nie widzieliśmy. Nie wiedziałam, czy chodzę po podłodze, suficie czy po ścianach - mówi Hissora. Zdezorientowana, zaczęła rozglądać się za kamizelkami ratunkowymi. Zanim udało jej się jakąś znaleźć, jej przyjaciel Cristhian Cercos krzyknął do niej, żeby uciekała. To uratowało jej życie. Ich kabina znajdowała się na prawej burcie, po stronie, która uderzyła w morze. Prawie wszyscy zabici lub zaginieni mieli swoje kabiny właśnie po tej stronie tonącej jednostki.
Drzwi na suficie, drzwi w podłodze
- Słyszałam, jak woda wpada do kajuty, ale nie mogłam jej zobaczyć - dodaje Hissora. Drzwi ich kabiny znajdowały się teraz na suficie. Udało jej się uciec tylko dlatego, że Cristhian podciągnął ją za sobą do góry. Za piątym podejściem.
Po drugiej stronie korytarza, również w całkowitej ciemności, znajdowały się Sarah i jej współlokatorka Natalia Sanchez Fuster. Nie mogły znaleźć klamki drzwi do kabiny. Kiedy Sarah udało się włączyć latarkę w telefonie, zdała sobie sprawę, że wszystko jest pod kątem 90 stopni. Drzwi były na podłodze, a wszystkie rzeczy je blokowały. Po przekroczeniu progu kobiety dołączyły do około 10 innych osób kierujących się w stronę wyjścia awaryjnego znajdującego się na dziobie łodzi.
Z przechyloną na prawy bok jednostką rozbitkowie musieli czołgać się po schodach awaryjnych przez dwa piętra, mijając restaurację i jadalnię na głównym pokładzie.
- Trudno było znaleźć drogę i wyglądało na to, że zawartość kuchennych szafek rozsypała się po podłodze. Musieliśmy wspinać się po framugach drzwi i belkach, żeby się wydostać - mówi Sarah. - W ciemnościach byłam zdezorientowana. Było bardzo ślisko. Wszędzie był olej do gotowania i rozbite jajka - dodaje.
Hissora, tuż przed Sarah, zdołała dotrzeć na górny pokład. Słyszała ludzi krzyczących za sobą, ale się nie odwróciła. - Bałam się spojrzeć za siebie i zobaczyć całą tę wodę.
W tym momencie "Sea Story" tonął. Ci, którzy dotarli na górny pokład, wiedzieli, że będą musieli skoczyć do wody z wysokości dwóch-trzech metrów. Gdy woda szybko zalewała jednostkę, Hissora, Sarah i już około tuzina osób, które dotarły na górny pokład, wskoczyli do wody. Wiedzieli, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.
- Jeśli łódź tonęła, musieliśmy uciekać, żeby nie pociągnęła nas za sobą w dół - relacjonuje Sarah. Natalia, która również wskoczyła, zaczęła pływać dookoła jachtu. Słyszała krzyki ludzi z wnętrza kabin i próbowała wybić okna, używając unoszących się na wodzie śmieci, ale jej się nie udało.
Sarah i Natalia były wśród nielicznych osób, które przed ucieczką założyły kamizelki ratunkowe, ale Sarah twierdzi, że nie zrobiły tego tak, jak powinny.
Lucianna Galetta znajdowała się w kabinie z tyłu dolnego pokładu ze swoim partnerem Christophem Lemmensem. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później niż inni oboje zdali sobie sprawę ze skali tragedii. To opóźnienie drogo ich kosztowało.
Skryli się w kieszeni powietrznej
- Zaczęliśmy wstawać i próbowaliśmy znaleźć kamizelki ratunkowe - mówi Lucianna. - Otworzyliśmy drzwi, ale na korytarzu była już woda. Chyba spanikowaliśmy, gdy wskoczyliśmy do wody wewnątrz łodzi i prawie się utopiliśmy. Nie mogąc dotrzeć do wyjścia z przodu, Lucianna i Christophe wylądowali w kieszeni powietrznej w maszynowni na rufie łodzi, która wciąż wystawała z wody. Nie wiedzieli, gdzie są, dopóki nie dołączył do nich w tej maleńkiej przestrzeni jeden z instruktorów nurkowania, Youssef al-Faramawy.
Pozostali tam we trójkę, siedząc boso na zbiornikach paliwa przez około 35 godzin. Na otwartym morzu Sarah, Hissora i inni, którzy wyskoczyli z tonącego statku, w końcu znaleźli dwie tratwy ratunkowe. Gdy wdrapywali się na ich pokłady, zobaczyli, że kapitan "Sea Story" i kilku innych członków załogi już tam było.
Niestety, jak podkreślają wszyscy ocaleni w rozmowie z BBC, na tratwach ratunkowych nie było ani jedzenia, ani wody. Jak mówi Sarah - Znaleźliśmy latarkę, ale znowu nie miała baterii. Nie mieliśmy wody ani jedzenia. Były flary, ale już używane.
Sarah mówi również, że z trzech koców na tratwie jeden zabrał dla siebie kapitan "Sea Story", zostawiając jeden dla reszty załogi, a drugi dla turystów. - Podarliśmy go i przytuliliśmy się do siebie.
Tratwy zostały odnalezione przez jednostki ratownicze około godziny 11 rano, 25 listopada, ok. osiem godzin po zatonięciu jachtu. Zarówno rozbitkowie na tratwach, jak i łódź odwrócona do góry dnem dryfowali na wschód, na otwarte Morze Czerwone.
Tymczasem wewnątrz zatopionej łodzi znajdowała się m.in. Lucianna, która usłyszała helikopter ratunkowy. Ale jej gehenna trwała jeszcze 27 godzin.
Pojawiła się nadzieja na ratunek
Mimo że łódź została zlokalizowana, akcja ratunkowa szła opornie. - Nie mieliśmy żadnej komunikacji ze światem zewnętrznym, nic. Nikt nie próbował sprawdzić, czy ktoś wewnątrz jednostki żyje - mówi Lucianna i dodaje. - Byłam gotowa umrzeć. Nie sądziliśmy, że ktoś po nas przyjdzie.
Po kilku godzinach uwięzienia w kieszeni powietrznej przewodnik nurkowy Youssef chciał spróbować przepłynąć przez łódź, ale Lucianna i Christophe przekonali go, żeby tego nie robił. W końcu po 35 godzinach spędzonych w ciemnym kadłubie "Sea Story" pojawiła się nadzieja na ratunek.
Egipski instruktor nurkowania, Khattab al-Faramawi, który był wujem Youssefa, odważył się wpłynąć do wraku, nurkując przez zatopione korytarze w poszukiwaniu ludzi. Najpierw wyciągnął Youssefa, a następnie, po kolejnej godzinie wrócił, aby uratować Luciannę i jej partnera. - Przytuliłam go bardzo mocno. Byłam bardzo, bardzo szczęśliwa - powiedziała.
W sumie pięć osób z wraku "Sea Story" zostało uratowanych przez nurków, w tym Szwajcar i Fin, którzy przeżyli w innej kieszeni powietrznej w swojej kabinie na dolnym pokładzie. Niestety, we wraku statku odnaleziono też cztery ciała.
Pomimo uratowania życia Lucianna nie potrafi zrozumieć, dlaczego egipska marynarka wojenna musiała korzystać z pomocy nurków ochotników. - Czekaliśmy 35 godzin. Nie rozumiem, jak to możliwe, że na egipskich łodziach wojskowych nie ma nurków - stwierdziła.
Lucianna, Christophe i Youssef zostali zabrani na pokład okrętu wojennego. Byli ostatnimi, których uratowano.
BBC rozmawiało z ocalałymi z niemal każdej kabiny na statku, z której ktoś wydostał się żywy. Wszyscy potwierdzają, że statek zatonął między godz. 2 a 3. Jednak według lokalnych władz sygnał SOS został odebrany dopiero około 5:30. Według portalu ta opieszałość to kolejny czynnik, który mógł kosztować życie.
Pięcioro ocalałych zgłosiło również, że ciężkie meble na górnym pokładzie były niezabezpieczone i przesuwały się przed zatonięciem. Kobieta, która spała na pokładzie uważa, że wszystko przesunęło się na jedną stronę, gdy łódź zaczęła się wywracać, co dodatkowo zdestabilizowało "Sea Story".
Ogromna fala, której prawdopodobnie nie było
Narracja przedstawiona przez egipskich urzędników tuż po zdarzeniu, o której donosiły agencje informacyjne na całym świecie, głosiła, że w łódź uderzyła ogromna fala. Tymczasem, jak zauważa Sarah "kiedy byliśmy w wodzie fale nie były tak duże, żeby nie można było wśród nich pływać. Zastanawiamy się, dlaczego ta łódź zatonęła.
Dr Simon Boxall, oceanograf z University of Southampton przeanalizował pogodę z tego dnia. Ta pokazuje, że największe fale miały około 1,5 m, więc "nie ma możliwości, aby fala o wysokości 4 m mogła wystąpić w tym rejonie w tym czasie".
Egipska Służba Meteorologiczna ostrzegała przed wysokimi falami na Morzu Czerwonym i odradzała aktywność morską 24 i 25 listopada. Jednak według dr. Boxalla "były one oddalone o ponad 200 km na północ od miejsca zatonięcia statku".
Jego zdaniem pozostają tylko dwie opcje: luksusowa, 40-metrowa łódź zatonęła albo przez błąd kapitana, albo w wyniku błędu w konstrukcji statku, albo jest to kombinacja obu tych czynników.
Brytyjska Marine Accident Investigation Board (MAIB), która wkrótce opublikuje biuletyn dotyczący zatonięcia statku, niedawno ostrzegła nurków o zagrożeniach związanych z bezpieczeństwem na Morzu Czerwonym. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą także władze Egiptu.
Lucianna chce poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego do tej tragedii doszło. - My mamy szczęście, że żyjemy, ale jest tak wiele osób, które nie wróciły z tej wyprawy i chcę, żeby ich najbliżsi mogli przeżyć żałobę.
Niestety, w tym gronie są zrozpaczone rodziny, przyjaciele i znajomi dwojga nurków z Polski, trojga z Niemiec i dwojga Wielkiej Brytanii.